Choć lubelski skład tytułował się zespołem folk metalowym, to jednak do tej pory czaił się ze swoimi gitarowymi ambicjami, brnąc w odtwarzanie słowiańskiego folku. Ekipa nie ma się czego wstydzić, ponieważ to wcielenie zwróciło uwagę gawiedzi na dokonania Percivala (vide udział zespołu w nagraniu hitowej płyty Donatana, "Równonoc") i przypomniało nam o muzycznych korzeniach.
Może właśnie z powodu satysfakcjonującej rozpoznawalności Percival Schuttenbach postanowił wreszcie nagrać taki krążek, o jakim marzył od dawna: z dominującą rolą heavy i thrash metalu, ubarwionego jednak charakterystycznymi skalami, żeńskimi zaśpiewami oraz tekstami o tematyce pogańskiej i wojowniczej. Bardzo słuszna decyzja!
Wbrew moim obawom na "Svantevit" formacja nic nie straciła ze swojej unikatowości, a jeszcze dostała energetycznego kopa, za którego wyprowadzenie odpowiadają panowie: gitarzysta Mikołaj Rybacki (piskliwe solo w "Satanael" - palce lizać!) i perkusista Andrzej Mikityn.
Ten ostatni nogę ma ciężką jak maczuga i okrutnie okłada centralę. W ryzach kompozycje trzymają jednak panie, które wprowadzają nas w słowiański trans dzięki stylowym wokalom i ciętej grze na wiolonczeli (odpowiada za nią Katarzyna Bromirska). Poza tym o odpowiedni klimat dbają goście, którzy raczą nas partiami kojarzonych z folkiem instrumentów. Rządzi tu Kamil Rogiński, który serwuje popisy na dudach, kavali czy flecie poprzecznym.
Jedyne, co tu kuleje, to brzmienie. Za duży nacisk został położony na gitary, co odbija się na słyszalności wokalu - szczególnie growle nie są zrozumiałe, gdyż ich pasmo zlewa się ze strunowcami. Czysty śpiew też miota się gdzieś w tle, zamiast razić wyrazistością.
Niemniej to jedyny zarzut do tej udanej, bardzo energetycznej płyty. Percival Schuttenbach zachował na "Svantevit" swojego słowiańskiego ducha, umiejętnie wplatając go w heavymetalowe brzmienia.
Jurek Gibadło