Nie ocenia się ani książek, ani płyt po okładce, ale tym razem - jeszcze zanim włożyłem krążek do odtwarzacza - mniej więcej wiedziałem, co na mnie czeka. Nie myliłem się, aczkolwiek muszę przyznać, że w przypadku Sawblade spotkało mnie całkiem przyjemne zaskocznie.
Co więcej, jest to rzecz raczej niebywała, a to z racji na moje dość sceptyczne podejście do zespołów z krajowego podwórka. Zaznaczam jednak, że nikogo nie skreślam, ale szansę daję stosunkowo rzadko.
"Reminiscence" - debiut działającego od 2008 roku Sawblade ubrany w brzmienie, nad którym czuwał znany z m.in. Decapitated Heinrich, to całkiem przyzwoita dawka na poły nowoczesnego i klasycznego metalu. Thrashowe inspiracje będące hołdem dla późnego Testament, a pod względem techniki Forbidden, mieszają się tutaj z czysto death metalową młócką.
Wszystko to byłoby niczym, gdyby nie najbardziej zaskakujący element, mianowicie industrialna elektronika, a do tego miejscami szwedzki melodie. Brzmi dość abstrakcyjnie? Niekoniecznie. Panowie, choć miejscami za bardzo lawirują na pograniczu gatunków, proponują zgrabny miks powyższych, który mimo że metalowej sceny nie zrewolucjonizuje, pozwala Sawblade traktować bardzo poważnie.
Zespół z Otwocka jest świadom własnych umiejętności i drzemiących pokładów talentu (zwłaszcza w gardle wokalisty), dlatego "Reminiscence" to album dojrzały, mocny i niepozostawiający złudzeń, że oto mamy kolejną grupę, która obok The Sixpounder czy Animations chce pretendować do miana pierwszej ligi metalowego grania w Polsce.
Pojawia się jednak pytanie, czy tak się stanie. Czy Sawblade starczy uporu, aby kontynuować swoją metalową przygodę i, na przekór regułom rynkowej gry, wyjść ze starcia z realiami obronną ręką i bez ujemnego salda na koncie. Panowie mają warunki, aby uderzyć na zachód, a kiedy sytuacja uspokoi się na wschodzie, również do niezwykle łaskawych dla polskich zespołów krajów zza żelaznej kurtyny.
Grzegorz "Chain" Pindor