Jak płomień, który najpierw zaprasza do siebie ćmę, a później ją spala - tak zaczyna się nowy krążek Shadows Fall. Akustyczna gitara szybko przechodzi w melodyjny metalcore, nigdy wcześniej nie brzmiący tak świeżo jak na "Retribution".
To dzięki producentowi Zeussowi, czuwającemu wcześniej m.in. nad produkcją Hatebreed, album ten jest dużo bardziej thrashowy i gęsty. Jednocześnie piosenki musiały szybko wpadać w ucho i tutaj pomogło zatrudnienie Michaela Baskette`a. Grupa rezygnuje z półśrodków, integrując ze sobą ściśle skrajne stylistyki. Refreny są bardzo przebojowe, pod tym względem przypominają mistrzów z Killswitch Engage. Nie bać się ewoluować na siódmym albumie w tak mało progresywnym gatunku to prawdziwa sztuka, która Shadows Fall absolutnie się udała. Popadający w monotonię Amerykanie nie mieli na poprzednich płytach wystarczającej ilości pomysłów na siebie, a gdy już taki się pojawił, kulała ich technika. Teraz, po trzynastu latach wspólnego grania, w końcu mogą się popisać swoim szczytowym osiągnięciem, jakim jest bez wątpienia "Retribution".
M. Kubicki
SPINEFARM