Jestem bardzo ostrożny w wystawianiu najwyższych not w ocenach albumów na łamach naszego portalu, ale - kiedy mam do czynienia z takim dziełem jak "Transcension" - nie mogę postąpić inaczej. To mój jeden z jak na razie dwóch kandydatów do miana albumu roku, jeśli nie rzeczywiście absolutny numer jeden.
Drugi oficjalny krążek zespołu z Columbus w stanie Ohio to niezwykła dźwiękowa podróż czarująca słuchacza dojrzałością, pietyzmem wykonania i jakością kompozycji. Rzecz w tych czasach niemal niespotykana, bo nagranie siedemdziesięciominutowego koncept album, który nie nuży, to rzecz wykonalna prawdopodobnie tylko dla gigantów typu Opeth lub moich faworytów z Mastodon. Oczywiście, gdyby tylko chcieli. Zresztą "Transcension" przypadnie do gustu zarówno fanom dwóch powyższych zespołów, jak i zwolenników Tool czy Baroness.
Konglomerat dźwięków zawartych na "Transcension" to właśnie wypadkowa twórczości grup, o których wspominam, jednakże nie jest to żadna zrzyna, a bardzo przemyślane granie, które - gdyby je dobrze wypromować - trafi do bardzo szerokiego grona odbiorców, nie tylko fanów metalu czy offowych wynalazków.
Rzecz mocno odświeżająca scenę, uzależniająca wspaniałymi melodiami, zróżnicowaniem wokali - choć cleany dominują, oraz powalająca brzmieniem niskim, ale klarownym. Co ciekawe, panowie raczej lawirują między rockiem/metalem progresywnym niźli śmiercią czy thrashem (a kiedy to robią przypominają o bardzo niedocenianym Cyclone Temple), co wcale nie jest żadną wadą.
Wręcz przeciwnie, zamiast słuchać wszechobecnego djentowego dzyn dzyn, mamy tutaj gitarową ucztę i zaskakujące popisy solowe. Wszystko to utrzymano w średnich tempach tylko z okazyjnym wyskokiem w stronę umpa-umpa czy akcentu w postaci blastów.
Grzegorz "Chain" Pindor