Berkeley co roku wypuszcza w świat nowe zastępy wykształconych absolwentów, którzy albo pozostają na uczelni i wykładają, albo - i tutaj niespodzianka - zakładają swoje własne kapele. To ostatnie raczej nie dziwi, choć obieranie stylistyki jaką jest deathcore lub death metal już tak.
W ten oto sposób zrodził się twór o dźwięcznej nazwie Son of Aurelius - techniczny death metal, mocno inspirowany Cynic, The Faceless i... The Black Dahlia Murder. Tym pierwszym w kwestii brzmienia, drugim z racji na rozbudowane utwory, a trzecim z racji na wszechobecne melodyjki, blasty i wokale przypominające supersympatycznego Trevora Stranda.
Największe wrażenie w twórczości Son of Aurelius nie robią umiejętności sensu stricte, ale pomysły, w jakie obradza debiut tej amerykańskiej załogi. Na "The Farthest Reaches" dzieje się tyle, że samymi riffami można by obdarować kilka innych formacji, i nie są to czcze słowa. Pod względem partii perkusji drummer Son of Aurelius swoim stylem przypomina dokonania Death z okresu kiedy za garami siedział Reinert, z tą różnicą, że ze sporą dawką blastów (a tu cała paleta jest i nawet miejsce na gravity, są popularne teraz boom blasty no i klasyczne grane triolami na ride bellu), i zwolnień, nierzadko ocierających się o polirytmię.
Minusem "The Farthest Reaches" jest fakt, że trzeba się nad tym materiałem cholernie skupić. Zrobić kilka podejść i spróbować potraktować ten (marketingowo) mitologiczny z wizerunku death metal, bardziej na rockowo. Starając się wyłapać wszystkie smaczki, nadające (paradoksalnie) śmierć metalowi, przebojowego charakteru. A jest tak choćby w otwierającym "Mercy for today" czy stworzonym do headbangingu "A champion reborn".
Grzegorz "Chain" Pindor
Good Fight Music