Soulfly po wydaniu czterech średnich płyt zaskoczył mnie w ostatnich latach mocnymi pozycjami w swoim katalogu, jakimi niewątpliwie były "Dark Ages" i "Conquer". Max Cavalera chciał pójść za ciosem i w przypadku "Omen" obiecywał najcięższy album w historii grupy.
Niewątpliwie słowa starał się dotrzymać, jednak w wielu momentach ma się wrażenie, że był to jedyny cel, który przyświecał Soulfly w trakcie nagrań. Moc wydobywająca się z głośników faktycznie jest potężna, jednak wieje tu nudą, mimo że do zaśpiewania w jednym z utworów został zaproszony Greg Puciato. Taranujące wszystko na swojej drodze riffy spodobają się raczej najmłodszemu pokoleniu fanów metalu, których oczekiwania często nie są zbyt wygórowane. Na "Omen" brakuje również elementu charakterystycznego dla Soulfly, jakim w przeszłości były brazylijskie, plemienne rytmy. Nie zachwycają także teksty, w związku z czym całość zdaje się być tylko dobrym materiałem do pomachania głową w samochodzie.
M. Kubicki
METAL MIND