Wielka Brytania stała się miejscem odrodzenia progresywnego metalu i mimo że w Australii czy Stanach Zjednoczonych konkurencja nie śpi (myślę przede wszystkim o Animals As Leaders czy Periphery - co raczej nikogo nie dziwi), UK przoduje w tym nurcie.
Debiutancka EP Voice from the Fuselage tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że prędzej czy później zespół ten wyląduje w szeregach Basick Records. Muzycznie najbliżej ma do krajan z Mishkin (za rockowy feeling), Tesseract (za czyste, przejmujące wokale) czy - jeśli chodzi o ciężar i jednocześnie zachowanie melodii - do nieodżałowanego Haunted Shores.
A jeśli komuś te nazwy nic nie mówią, to po pierwsze: djent to tylko łatka-nazwa, którą nie do końca warto się sugerować, bo odnośni się tylko do charakterystycznego dźwięku gitary. Co prawda za tym nowym terminem poszło też specyficzne brzmienie (praktycznie wszyscy brzmią, ale uwaga - nie grają tak samo) czy mimowolnie, ustanowiły się pewne ramy tego nurtu, które stopniowo (wszyscy) próbują przekraczać.
Ambient miesza się z ciężkim metalowym graniem, jazz, polirytmia i synkopa stanowią kręgosłup dla innych tematów, a na poły rockowo/heavy metalowe wokale, utrzymane jednak w jednym, emocjonalnym, niezwykle pasjonującym tonie, uzupełniają całość. Przez dwadzieścia minut Brytyjczycy z Voice from the Fuselage starają się nas zabrać w momentami dziwną, ale silnie uzależniającą podróż. Pełną piękna, zwrotów akcji i wszystkiego tego, czego brak na co dzień.
Grzegorz "Chain" Pindor