Jak na młody zespół God Damn grają aż nadto dobrze. Oficjalnie dwójka, nieoficjalnie może nawet kwartet, z Wysp Brytyjskich dowala do pieca z ogromną siłą rażenia. Ni to stoner, ni noise, ni metal, ale panowie łoją nadzwyczaj wściekle jak na raptem duet, którego najłatwiej określić mianem nowej, brudniejszej wersji Nirvany.
Jawna zrzynka z grunge`owych kapel, metalowe brzmienie i post-punkowy klimat to zdecydowanie największe atuty "Vultures". Chcę podkreślić, że jak na debiutantów panowie niczym Royal Blood szturmem zdobywają uznanie. A tu lepiej się nie dało, jak dzielić scenę z Foo Fighters i zostać oficjalnie namaszczonym przez Dave`a Grohla. Czy zasłużenie? Jak najbardziej, ale żeby nie chwalić zespołu za mało ambitną, acz przyjemną, ale tylko zrzynkę, wspomnę, że panowie mają przed sobą całe życie i dziesiątki koncertów, które - mam nadzieję - uda im się zagrać.
W zaskarbieniu międzynarodowego uznania pomoże zestaw piosenek tworzących "Vultures". O ile dość mocno zaznaczyłem, z czyimi wpływami tę grupę można powiązać, tak teraz dodam, że zawartość albumu to prawdziwa jazda bez trzymanki. Panowie kochają dysonanse, wielbią brud i anarchistyczny nieład, a do tego grają naprawdę głośno. To, o co przeważnie czepiają się koledzy po piórze, czyli kompresja i głośność gaina, tu zostało potraktowane jako środek do celu. Nie wiem na ile God Damn szaleli w studio i czy realizator to wytrzymał, ale efekt końcowy robi piorunujące wrażenie.
Niestety God Damn mają jedną zasadniczą wadę - wszystko co grali już słyszeliśmy przemielone przez tabuny zespołów chcących się dorobić na fali powrotów brzmień z lat 90. Biada im za bezczelne czerpanie z dorobku największych tamtych czasów i winni dostać reprymendę za brak krzty oryginalności. Na razie są zbuntowanymi, sprawnymi instrumentalistami, ale li tylko kopistami, rzemieślnikami, którzy w swym fachu dorobili się stopnia mistrzowskiego.
Rynek daje szansę na to, aby i tacy odnieśli sukces. Nie wątpię, że przysłowiowe pięć minut, z których korzystają, przyniesie profity, oby tylko w znalezieniu złotego środa między starym i cenionym, a nowym i burzącym ład.
W niszczeniu (narządów słuchu) God Damn są bezlitośni, pytanie na jak długo. Rynek to wszystko bezlitośnie zweryfikuje, a na razie jednak niech szaleństwo przepełnione rykiem obojga muzyków zakochanych w grunge`owym smutku i narkozie Led Zeppelin trwa w najlepsze.
Grzegorz "Chain" Pindor