Dwadzieścia milionów fanów zespołu Led Zeppelin wzięło udział w loterii biletów na koncert, który odbył się w londyńskiej O2 Arenie 10 grudnia 2007 r. Szczęśliwców było tylko 16 tysięcy, zapłacili za bilety 125 lub 250 funtów. Zjechali się z całego świata, by uczestniczyć w uroczystym koncercie na cześć zmarłego Ahmeta Erteguna, założyciela wytwórni Atlantic i odkrywcy talentów, w tym Led Zeppelin. To on zainwestował w zespół 200 tys. dolarów. Była to największa suma, jaką wtedy jakakolwiek wytwórnia zaoferowała nowemu zespołowi.
W grudniowy wieczór przed gwiazdą wieczoru wystąpili inni, nie mniej sławni wykonawcy: Keith Emerson, Chris Squire, Bill Wyman i Rick Wakeman. Ale wszyscy czekali na Roberta Planta, Jimmy’ego Page’a, Johna Paula Jonesa i Jasona Bonhama, który zastąpił swojego ojca Johna Bonhama zmarłego w 1980 r.
Zespół Led Zeppelin powstał w sierpniu 1968 r. We wrześniu ruszyli na pierwsze tournée po Skandynawii jako The New Yardbirds. Nazwy Led Zeppelin zaczęli używać od 25 października 1968 r. i koncertu na Uniwersytecie Surrey. W grudniu zagrali pierwsze koncerty w USA, a 12 stycznia 1969 r. ukazał się tam album "Led Zeppelin I" z płonącym sterowcem Hindenburg na okładce.
Pierwszy singiel zespołu nosił tytuł "Good Times Bad Times" i od niego reaktywowany zespół rozpoczął koncert w londyńskiej O2 Arenie. Mało kto pamięta, że pierwsze recenzje albumu wcale nie były entuzjastyczne. To publiczność przychodząca na ich koncerty przekazywała dalej swoje wrażenia o najlepszym zespole koncertowym, jaki kiedykolwiek słyszeli.
Kolejnymi albumami Led Zeppelin zmienił historię rock and rolla. By określić ich styl, ukuto nową nazwę - hard rock. Ich koncerty trwały trzy do czterech godzin. Zapisem występów w Madison Square Garden w Nowym Jorku z lipca 1973 r. był film i album "The Song Remains the Same" dający obraz możliwości improwizacyjnych grupy.
Każdy ich album był wydarzeniem i choć ukazywało się niewiele promujących singli, grupa sprzedała ponad 300 milionów egzemplarzy albumów w swojej historii. Jej brzmienie było nieosiągalne dla innych zespołów, głównie za sprawą niezwykle dynamicznego perkusisty Johna Bonhama. Dlatego najważniejszym pytaniem było, czy jego syn Jason potrafi go zastąpić na koncercie w Londynie. Okazało się, że wywiązał się z zadania doskonale. Nawet gdyby żył ojciec, nie zagrałby z większą energią.
To właśnie Jason Bonham swoją ekspresyjną grą podgrzał atmosferę. Tym entuzjazmem zaraził się Jimmy Page, który grał fantastyczne solówki, niemal jak w transie, przywracając wiarę w siłę oddziaływania rockowej gitary. John Paul Jones poruszał się po scenie jak lunatyk, wspierając basowymi rytmami perkusistę. Nieco słabiej wypadł Robert Plant, ale biorąc pod uwagę jego solowe występy i tak stanął na wysokości zadania, śpiewał lepiej niż zwykle.
To był magiczny wieczór. Muzycy zagrali większość ze swoich najlepszych utworów. Celowo nie używam określenia hitów, bo na takie miano zasługują tylko "Schody do nieba", najczęściej odtwarzany i prawdopodobnie najlepszy utwór rockowy wszech czasów.
Znakomicie słucha się długiej wersji kompozycji "No Quarter" zamykającej pierwszą płytę CD albumu z licznymi solówkami Page’a i Johnesem przy fortepianie. Drugą płytę rozpoczyna mój ulubiony blues Zeppelinów "Since I’ve Been Loving You" w intrygującym wykonaniu niewiele odbiegającym siłą od oryginału.
Można koncertu słuchać z płyt, ale w tym przypadku jeszcze większe wrażenie robi film. Dość ascetycznie, ale perfekcyjnie zrealizowany, tak byśmy mogli przyjrzeć się mistrzom rocka w wyśmienitej formie mimo upływu lat. Drugi blues "Dazed and Confuzed" poprzedził "Stairway to Heaven" z zaskakująco ostrymi riffami gitary. Są tu także kamienie milowe zespołu: "Whole Lotta Love" i "Kashmir". Wszystko zamyka "Rock and Roll" świętujący powrót tego stylu. Album i film "Celebration Day" jest wielkim świętem rocka. Może spowoduje powrót zainteresowania gitarowymi riffami?
Marek Dusza
ATLANTIC / WARNER