Cieszące się ogromnym uznaniem na całym świecie brytyjska formacja Iron Maiden wydała siedemnasty studyjny album i znów zachwyciła swoich fanów. Materiału jest dużo, bo aż 82 minuty podzielone na dwa krążki.
Nie można jednak mówić o przeładowaniu czy słabych momentach, bo każda kompozycja zawarta na albumie może się podobać. Nie oczekujmy także rewolucji. Zespół przez ponad czterdzieści lat działalności wypracował formułę, która wciąż doskonale się sprawdza.
Muzyka dziarsko podąża do przodu, jest odpowiednio głośna, precyzyjnie zagrana i melodyjna. To spora zasługa wokalu Bruce’a Dickinsona, który wciąż daje radę śpiewać w wysokich rejestrach. Zawsze ceniłem Żelazną Dziewicę za gitarowe galopady i znakomite solówki. Tych elementów jest na płycie całkiem sporo.
Charakterystyczne dla Iron Maiden są także długaśne utwory, pełne zwrotu akcji, nasycone progresywnymi elementami. Celuje w tym basista Adrian Smith, którego kompozycje wypełniające w trzech czwartych drugi dysk – "Death of the Celts", "The Parchment" i "Hell On Earth" – trwają przeszło10 minut każda.
Na okładce "Senjutsu" znalazł się Eddie w samurajskiej zbroi i z mieczem w ręku, którym może ciąć z siłą, jaką ma w sobie nowa muzyka Maidenów.
Grzegorz Dusza
Parlophone/Warner