Bez żadnych ozdobników i udziwnień, jedynie z dobrą melodią i tekstem staje przed nami Julia Marcell wraz z płytą "Sentiments".
Ostatnie lata to światowy wysyp "barokowych" wokalistek, kochających pop tak misternie zaaranżowany i naładowany dźwiękami (choć pozornie minimalistyczny), że pod jego ciężarem trudno złapać świeże powietrze. Nie ukrywam - jestem w stanie nazwać taką muzykę "Sztuką" przez duże "S", szanuję twórców, ale na Boga - ileż można?! Czy nie da się zrobić dobrego popu bez przeginania bagiety?
Julia Marcell prawdopodobnie doszła do podobnego wniosku. Po przebogatym, soczyście zaaranżowanym "June", na najnowszej płycie, "Sentiments", artystka postawiła na bardziej surowe, miejscami wręcz rockowe granie. Tu już nie flety, smyki czy inne dodatki grają główną rolę.
Do głosu dochodzi za to gitara elektryczna, co najlepiej przejawia się w singlowym "Manners". Song ten ma w sobie coś z groove`u lansowanego przez Jacka White`a, który dodatkowo podbijany jest przez charakterystyczną wokalizę.
Oprócz rockowych uderzeń, świetnie sprawdzają się delikatniejsze, balladowe utwory, na szczęście nie tak napompowane, jak dotychczas. Taki "North Pole" to perełka rozświetlana folkowym, islandzkim światłem.
Bardzo podoba mi się takie wcielenie Julii. Bezkompromisowe, bezpośrednie, acz ciągle ambitne i "łagodzące obyczaje". Jeśli Marcell będzie się tak rozwijać, to przy okazji następnej płyty prawdopodobnie stanie się moją ulubioną polską wokalistką.
Jurek Gibadło
Mystic