Drogę do sławy utorowały Lanie del Rey piosenki "Video Games" i "Blue Jeans". Kiedy je usłyszałem, to odjechałem. Słuchałem ich na okrągło, nie mogąc wyjść z podziwu - takie wrażenie zrobił na mnie jej niski głos i mroczna interpretacja. Było to całkiem inne od tego, co można było usłyszeć na listach przebojów. Ona wiedziała, co to znaczy cierpieć z miłości, stała się ikoną stylu noir.
Kolejne albumy potwierdziły jej pozycję jednej z najbardziej wyrazistych wokalistek ostatnich lat. Na najnowszym wydawnictwie "Lust For Life" zaszła w niej jednak pewna przemiana. Z okładki spogląda na nas roześmiana dziewczyna z kwiatami we włosach, bardziej przypominająca hippiskę niż mroczne bohaterki wyjęte niczym z filmów Davida Lincha.
Na "Lust For Life" wciąż mamy do czynienia z muzyką stylizowaną na lata 60., doprawioną dream popem oraz szczyptą hip hopu. Do piosenek wpuściła jednak więcej światła, żywszych dźwięków i wyrazistych melodii. Bliżej jej teraz do popu niż alternatywy, ale to wciąż muzyka na najwyższym poziomie wykonawczym. Głos Lany Del Rey uzależnia i nie pozwala pozostać obojętnym.
Grzegorz Dusza
UNIVERSAL