Na płyty Becka zawsze czekam z niecierpliwością, a na najnowszą szczególnie, bo od wydania ostatniej minęło dobrych kilka lat. Do tego, że ten nowojorczyk nagrywa całkiem odmienne w klimacie albumy, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Doprawdy trudno orzec, czy lepiej wypada w nowocześnie zaaranżowanych przebojowych numerach, czy kiedy zanurza się w świat folku. Za każdym razem jednak zadziwia, promieniuje ogromną erudycją muzyczną i pomysłowością.
Trzynasty w jego dorobku album można zaliczyć do kategorii popu, ale w mocno eksperymentalnej postaci. Muzyka Becka nigdy nie była zbyt oczywista, jednoznaczna. Artysta bawi się dźwiękami i stylami, łączy indie rock, nową falę, funk, disco, r&b i hip hop. Niby nie ma tu nic, czego wcześniej nie słyszeliśmy, a jednak potrafi nadać muzyce jedyne w swoim rodzaju brzmienie.
Nawiązujący do popu lat 80. "Dreams" skutecznie potrafi poderwać do tańca. "No Distraction" przywołuje najlepsze momenty z kariery The Police. Zakręcony hip hop lat 90. Beck funduje nam w zabawowym numerze "Wow", a w "Up All Night" popisuje się falsetem.
Do Becka, jak do mało kogo, idealnie pasuje określenie postmodernista. "Colors" to album z tej samej półki co ostatnie wydawnictwa Tame Impala, Ariel Pink i MGMT. To zarazem jeden z najlepszych tanecznych albumów 2017 roku.
Grzegorz Dusza
UNIVERSAL