Florence Welch przyzwyczaiła słuchaczy do swojego nadekspresyjnego stylu. Na scenie jest wulkanem energii. Taka jest też w życiu prywatnym, bywa nieprzewidywalna i szalona. Czwarty album artystki przynosi jednak zbawienną dla niej odmianę.
Jak sama zaznacza, nigdy wcześniej nie czuła się tak dobrze i nie była tak szczęśliwa. Oczyszczona z alkoholowego nałogu serwuje słuchaczom wyciszony i dojrzały artystycznie album. Zawsze słynęła z bombastycznego podejścia do muzyki. I tu czeka na słuchaczy kolejna niespodzianka, bo nowe piosenki opakowała w proste aranżacje.
Początek "High As Hope" urzeka wręcz subtelnością i minimalizmem. Aż czeka się, kiedy wreszcie rudowłosa dziewczyna z Walii odpali i porazi nas monumentalnym brzmieniem. Nic takiego jednak nie następuje. Cały czas trzyma w ryzach swój temperament – jest refleksyjna, momentami nawet ckliwa.
Na "High As Hope" towarzyszy jej imponujący zestaw gości - Kamasi Washington, Sampha, Father John Misty, Tobias Jesso i Jamie xx. Ale to Walijka jest tu główną rozdającą. Mówiąc o płycie, przyznaje, że ograniczając ekspresję mogła wyrazić więcej niż krzycząc. A to cecha dojrzałych mistrzów.
Grzegorz Dusza
Universal