Pięć lat po rozczarowującym "Everything Now", Arcade Fire powracają z albumem, który przywraca wiarę w zespół. Co prawda nie jest to dzieło na miarę ich klasycznych płyt – "Funeral", "Neon Bible" i "Reflektor – ale nie ma co narzekać.
Arcade Fire jest klasą samą w sobie, wyznacznikiem nowoczesnego brzmienia i wzorem dla wszystkich wykonawców z kręgu alternatywnego popu i rocka, chcących dotrzeć do szerszego kręgu odbiorców.
Ich muzykę cechuje ogromny rozmach aranżacyjny, nawet przesadny patos oraz śmiałość w zestawianiu z pozoru niepasujących do siebie brzmień. Na "WE" poskromili nieco elektroniczne zapędy i wycieczki do muzyki disco, co należy zapisać im na plus. O wiele więcej tu analogowych brzmień i smyczków.
Mocną stroną grupy są idealnie zestawione wokale dowodzącego zespołem małżeństwa Wina Butlera i Réginy Chassagne, dodające kompozycjom wdzięku i lekkości. Rewelacyjne otwarcie albumu stanowią obie części "Age of Anxiety".
Pierwsza, zrealizowana z charakterystycznym dla zespołu epickim rozmachem, druga zaś z tanecznym syntezatorowym sznytem lat 80. Album został podzielony na dwie części uwzględniające czas powstawania piosenek.
"I" odzwierciedla czas pandemicznej izolacji, "WE" natomiast okres wychodzenia z samotności i odbudowywania zerwanych więzi.
Grzegorz Dusza
Sony Music