Dziennikarze spierają się o to, czy "Reflektor" to rozczarowanie, czy może po prostu dobry, niezwykle bogaty brzmieniowo, a miejscami nawet delikatnie dyskotekowy album z charakterystycznym klimatem i jak zawsze doskonałą narracją udzielających sie wokalistów.
Ja staję gdzieś pomiędzy, ale blisko mi entuzjastycznej strony dziennikarskiej barykady. Nie narzekam, nie porównuję z poprzednimi wydawnictwami, a tym bardziej nie odwołuję się do dwóch pierwszych pozycji w dyskografii tego niezwykle utalentowanego zespołu.
"Reflektor" to dwupłytowe i dość ciężkie do przyjęcia za jednym razem dzieło. Ponad 80 minut spędzonych z tym zespołem, który przecież stroni od wszystkiego co "wesołe", tym razem może nudzić.
Nie ukrywam, że utwór tytułowy to jedna z najlepszych tegorocznych kompozycji w ogóle, przebój jakich mało, a że w "Reflektor" śpiewa sam Bowie, produkcją albumu zajął się zaś James Murphy - cóż, niczego więcej nie trzeba dodawać.
Chciałbym jednak, aby hurraoptymizm i silnie uzależnienie główną melodią towarzyszyło mi częściej niż tylko raz. Nie zmienia to jednak faktu, że znakomita większość utworów na tym albumie poraża pietyzmem aranżacji.
Muzycy-muzycy z pewnością będą się zachwycać wspaniałym rozłożeniem akcentów rytmicznych, subtelnym wykorzystaniem gitar oraz zgrabnie wplecioną elektroniką. Zaś słuchacze-słuchacze, Ci, którzy kochają Arcade Fire za smutne, chwytające za serca psychodeliczne hymny - nie będą do końca zadowoleni.
A ja? Mam ochotę na więcej Arcade Fire w Arcade Fire. W jeszcze krótszych formach muzycznych, może nawet delikatnie dociążonego, ale przede wszystkim, jakkolwiek by to nie zabrzmiało - tętniącego życiem.
"Reflektor" mimo że ma momenty niemal piorunujące ("Joan of Arc"), jest prostu dobry albumem świetnego zespołu, który do swojej twórczości - i niemałej sławy - podszedł nieco zbyt poważnie, tracąc własnego ducha.
Pod względem czysto instrumentalnym to zaś prawdziwy majstersztyk i najbardziej dopracowana rzecz, jaką dane mi było w tym roku usłyszeć. Pod względem zaklętych w dźwiękach emocji i pobudzanej przez owe fantazji tylko preludium do... No, właśnie, do czego?
Grzegorz "Chain" Pindor
Merge Records