Nowy album Editors pozostawia bardzo mieszane uczucia. Prasa oraz najbardziej zagorzali fani grupy nie pozostawiają na formacji suchej nitki - zgodnie uznają, że zespół się pogubił. Dziwne, bo jak na moje ucho "The Weight of Your Love" to album, który wcale nie odbiega od poprzednich dokonań zespołu.
To, że jest to rzecz miejscami bardziej elektroniczna, przypominająca poprzednią, bardzo negatywnie przyjętą płytę, a w dodatku nieco nierówna (niestety są wypełniacze) i nie tak smutna, jak można by po Editors oczekiwać - wcale mi nie przeszkadza.
Od takiego zespołu (już) nie oczekuję stadionowych refrenów, porzuciłem skojarzenia z Joy Division, zdecydowałem, że nie będę wracał pamięcią do emocji, jakie wzbudzał we mnie debiutancki album i właśnie dlatego patrzę na Editors niby na świeżo. Z nowej perspektywy.
Panowie startują u mnie z pozycji "tabula rasa" i mają do przekonania nie tylko moją osobę, ale cały muzyczny świat, który trochę niefortunnie o nich zapomniał. Nie wiem, dlaczego nagle okazało się, że promotorzy mają na nich "wyje(...)ne".
Koncerty. takie jak ten na Openerze, w głównej mierze składający się z nowego materiału, Editors wciąż dają niesamowite, a premierowe kompozycje nie odstają od ulubionych starych utworów. Ba! Singlowe "A Ton of Live" prawdopodobnie stanie się jednym z większych hitów grupy, a nawet jeśli nie, to ja już wiem, który track jest hymnem lata 2013. Kto nie krzyczy "Desire" ten trąba!
"The Weight Of Your Love" ma swoje paradoksalnie "jasne" momenty. Singiel, następnie odrobinę przesiąknięte patosem, podniosłe "Nothing" czy niepokojący klimatem, mój osobisty faworyt "Two hearted spider", jak i mielizny, burzące skrupulatnie budowany nastrój i sukcesywnie potęgowane przez pierwszą połowę płyty wrażenie.
Mowa tutaj o dość sztywnej "Hyena", utrzymanym w stylistyce a`la Bruce Springsteen "The Phone Book" czy po prostu nudnym "Get Low" (powtarzanie tego wersu po prostu dobija). Poza tym Editors rządzi i specjalnie nie mam zamiaru nikogo o tym na siłę przekonywać.
Panowie w roku 2013 mają dość pokaźny arsenał nowych utworów, cieszą się z posiadania jednego z najbardziej charakterystycznych wokali w gatunku, a oprócz tego wszystkiego na pohybel rynkom muzycznym i "następnym wielkim rzeczom" z Wysp, udowadniają, że nie powiedzieli swojego ostatniego słowa. Mają jeszcze na to czas, a młodzież powinna się od nich uczyć.
Grzegorz "Chain" Pindor