Brytyjska grupa Editors podsumowuje tym albumem blisko dwudziestoletni okres działalności. W wersji podstawowej "Black Gold" zawiera trzynaście wyselekcjonowanych utworów pochodzących z sześciu studyjnych krążków oraz trzy nowe kompozycje.
Choć nie są zespołem ze ścisłej czołówki, to mają już ugruntowaną pozycję na rynku muzycznym i licznych fanów, także w Polsce, gdzie często zaglądają na koncerty. Wypłynęli na fali nowej rockowej rewolucji na początku tego wieku.
Ze względu na mroczne brzmienie ich muzyki i niski basowy głos wokalisty Toma Smitha zostali obwołani spadkobiercami Joy Division. Na początku kariery całymi garściami czerpali także z dorobku The Cure i Depeche Mode, by z czasem coraz bardziej upodabniać się do Coldplay.
Editors zawsze mieli smykałkę do układania nośnych riffów i przekuwania ich na łatwo przyswajalne, choć ponuro brzmiące piosenki. Udowadniają to zwarte na kompilacji przeboje, jak "Papillon", "Munich", "A Ton of Love" czy "The Racing Rats". Trzy premierowe kompozycje – "Upside Down", "Frankenstein" oraz "Black Gold" – zostały podlane elektroniką, mają taneczny sznyt.
Warto zwrócić uwagę na okładkę albumu autorstwa Toma Hingstona (Massive Attack, The Chemical Brothers). Czy nie kojarzy się wam z filmem "Poszukiwany, poszukiwana" Stanisława Barei?
Grzegorz Dusza
PIAS