Płyta "Lunatic Soul II" mieści się gdzieś pomiędzy art rockiem a muzyką orientalną, choć absolutnie nie jest ani jednym ani drugim. Nie jest to też Riverside ani rock progresywny, ani trochę. Nie ma tu też elektrycznej gitary. Jest za to ambient i odpoczynek, choć nie można tu zaznać relaksu.
Sporo oryginalności, okładkowa biel w opozycji do "czarnego" albumu. I choć na tamtej płycie Lunatic Soul mogliśmy usłyszeć płacz kobiety, a na nowej śmiech dziecka, nie jest to wbrew pozorom optymistyczny album. Zresztą biel, jak twierdzi sam Mariusz Duda, to specyficzna odmiana mroku. Wokół jego nowego dokonania nie brakuje wcale aury tajemnicy. Kolejne utwory są spokojne i minimalistyczne, ale także bogate w ukryte treści. Trudno wyrwać się z tego snu, gdyż jest on bardzo spójny. Kolejne utwory zapewniają ciągłość doznań, dzięki którym cały dyptyk jest niesamowitą wędrówką pomiędzy różnymi wiatami. Ostatecznie Duda zasłużył sobie także, by przestać jego muzykę nazywać inspirowaną Pink Floyd, Porcupine Tree czy Toolem - jego osobowość nie wymaga takich porównań.
M. Kubicki
Mystic