Robertowi Plantowi, jako jedynemu z byłych członków Led Zepellin, udało się później zrobić autentyczną karierę solową. Nagrywał płyty bardzo różne, często mające niewiele wspólnego z jego hardrockową przeszłością.
Za poprzednią - "Raising Sand", zrealizowaną wspólnie z wokalistką country Alison Krauss, zgarnął nawet Grammy. I tym razem mamy do czynienia z Plantem dość odległym od stylistyki Led Zeppellin. Jeśli szukać już jakiś podobieństw, to najbliżej mu do akustyczno-elektrycznego wcielenia zespołu z trzeciego albumu. Tytuł płyty "Band Of Joy" zapożyczył od nazwy pierwszego swojego zespołu. Jak mówi, chciał przywołać ducha tamtych czasów, tamten klimat i brzmienie. Wciąż najważniejszy jest dla niego blues, wciąż fascynuje go bluegrass. Jego śpiew jest za to bardziej powściągliwy i refleksyjny. Na płycie znalazły się głównie nagrania z dorobku innych wykonawców, jak Los Lobos, Richard Thomson, Low, Barbara Lynn czy Kelly Brothers.
Grzegorz Dusza
Universal