"High Violet" miało być wesołą płytą popową i chyba nie tylko ja dałem się nabrać na te zapowiedzi. Po ogromnym sukcesie krążka "Boxer", krytyka mogłaby się odwrócić od The National. Ta prognoza również się nie spełniła.
Kto jeszcze nie słuchał tej płyty, powinien się szczerze cieszyć, gdyż czeka go doświadczenie niepowtarzalne - słuchania jednego z pierwszych prawdziwych pretendentów do albumu roku 2010.
Mrocznie jest już od pierwszych dźwięków, choć to charakterystyczny baryton Matta Berningera wskazuje nam drogę, jaką będziemy przebywać słuchając albumu. Napięcie w kolejnych utworach budowane jest w błyskotliwym stylu. I choć wiemy, że po długim oczekiwaniu musi nadejść finalne crescendo, może pojawić się gęsia skórka przy odsłuchiwaniu "High Violet". The National przed wydaniem płyty przygotowało np. 80 wersji utworu "Lemonworld", co już jest dowodem na pieczołowitość pracy autorów podczas sesji nagraniowej. To album skonstruowany kompleksowo, który będziemy analizować latami.
M. Kubicki
4AD