Podstawą koncepcji było założenie, że oto budujemy wzmacniacz stricte audiofilski, całkowicie analogowy (tzn. bez dekoderów), w taki sposób, aby niezależnie od tego, czy korzystamy ze źródeł stereo czy wielokanałowych, zawsze wykorzystywać pełnię jego możliwości.
Cinema-X posiada sześć wejść stereofonicznych - w tym jedno zbalansowane - oraz jedno wejście 5.1. Pathosa wyposażono w sześciokanałowy przedwzmacniacz oparty o podwójne triody 6922 Sovteka oraz pieć niemal takich samych koncówek mocy.
Tajemnica wzmacniacza leży w odpowiednim zarządzaniu tymi "dobrami": kiedy wybierane jest wejście stereofoniczne, cztery koncówki bridżowane są (po dwie) w ten sposób, że pracują w mostku jako zbalansowane, dostarczając - zamiast 5x 130W - 2x 450W/8Ω. Kiedy zaś wybierane jest wejście wielokanałowe, każda koncówka pracuje osobno.
Obudowa jest wykonana wyjątkowo solidnie, front to masywny aluminowy odlew, a mająca 3 mm grubości perforowana blacha pełni rolę górnej ścianki. Sygnał z bardzo dobrych, wlutowanych wprost do płytki z przekaźnikami, gniazd RCA (oraz pary XLR-ów) biegnie długimi przewodami do płytki z przedwzmacniaczem, znajdującej się tuż pod uformowanym na kształt litery X wycięciem w bryle wzmacniacza.
Poniżej znalazł się rozbudowany, w pełni stabilizowany zasilacz do tej części, z własnym transformatorem EI. Stąd, równie długimi kabelkami (bez oznaczeń) "zasuwamy" do końcówek. A te są w pełni zbalansowane. Być może więc, sygnał z wejścia 5.1 jest gdzieś po drodze balansowany.
Końcówki przykręcone są do przepięknych, momentalnie przykuwających wzrok radiatorów z piórami w kształcie nazwy firmy. Radiatory są cztery, ponieważ piąta końcówka, nieużywana do obsługi wejść stereofonicznych, otrzymała tradycyjny radiator i schowano ją wewnątrz urządzenia.
Perforacja górnej płyty nie jest dla "picu", gdyż wzmacniacz grzeje się jak mój balkon w letnie dni. Najwyraźniej więc, część początkowej mocy (dość duża) oddawana jest w klasie A. Końcówki wyposażono w bardzo dobre tranzystory polowe typu HEXFET IRFP240+IRFP9240 International Rectifier. Warto nadmienić, że są to jedne z ulubionych półprzewodników Nelsona Passa...
Pośrodku umieszczono zasilacz części prądowej z potężnym, zamkniętym w ekranującej puszce, transformatorem toroidalnym oraz sześcioma ogromnymi kondensatorami bipolarnymi. Niestety, nie udało mi się odczytać ich pojemności.
Wskazania (w dB) ukazywane są na czerwonym wyświetlaczu alfanumerycznym umieszczonym w gałce z przodu urządzenia. Gałka ta nie jest obrotowa, gdyż pracuje jak dwupozycyjny przełącznik, powracający za każdym razem do pozycji neutralnej.
Jest to możliwe, ponieważ regulacja głośności odbywa się w scalonych drabinkach rezystorowych. Dlatego też dostępna jest regulacja względnej głośności każdego kanału z osobna. Przy tej operacji po kolei zapala się sześć zielonych diod umieszczonych wokół wyświetlacza.
Naprawdę sexy... Wyświetlacz można zresztą przyciemnić. Pilot jest przepiękny - z takiego samego drewna, z jakiego wykonana jest część frontu wzmacniacza. Subwoofer może pracować zarówno w trybie stereo, jak i multichannel.
Odsłuch
Pathos jest urządzeniem, które dla każdego z wejść pokazuje nieco inne oblicze. W jego brzmieniu da się jednak zauważyć kilka cech wspólnych, które tak naprawdę stanowią o jego ostatecznym charakterze. A dźwięk jest przede wszystkim duży i mocny.
Niemal absolutna kontrola Pathosa nad głośnikami jest ewidentna i wyczuwalna. Przydaje się to nie tylko w przypadku basu, ale wpływa również na pozostałe części pasma, jak na głosy w utworze Because z soundtracku American Beauty, które były dzięki temu zarysowane dokładnie, z oddanymi wyraźnymi różnicami pomiędzy poszczególnymi wokalistkami.
Jednocześnie gitara basowa była wyraźna, pełna i zwarta, chociaż nie "schodziła" najgłębiej. Jakość niskich tonów określa bardzo zdyscyplinowany wyższy podzakres. Włączając płytę Janerki Fiu fiu... (BMGLOC0004, CD Promo Copy) od razu wiemy, kto tutaj "rządzi".
I miłe dla ucha jest też to, że Cinema-X nie posuwa się do nadmiernego, sztucznego "utwardzania" tego zakresu. Można nawet powiedzieć, że obrys instrumentów basowych został nieco wygładzony i w niewielkim stopniu zaokrąglony.
Podobny charakter miała więc basówka Marcusa Millera z płyty The Sun don?t Lie), która zazwyczaj jest nieco zbyt "techniczna" i twarda. Pathos nieco ją ucywilizował i "uczłowieczył". Scena jest duża, lekko "rozdmuchana", bez wyraźnego rozdzielenia instrumentów. Jest to jednak, jak myślę, pochodna przyjemnej barwy. A ta jest tak urzekająca, że szybko się o tym zapomina.
Owo uprzyjemnienie całego przekazu dotyczyło zresztą całego spektrum, gdyż np. blachy z tej płyty, nagrane nieco mechanicznie i ostrawo, Pathos oddał ładniej i przyjemniej niż zostały zapisane na płycie.
I właśnie pokazywanie świata (muzycznego) z jego lepszej strony jest - po autorytecie i "mocy" - jego kolejną charakterystyczną cechą. Nie jest to jednak poziom "początkujący", który cechuje się gubieniem szczegółów, ale "ekspercki", gdzie każdy szczególik jest obecny, tyle że nieco "lepiej"...
Wszystko to jednak może się wydać "małym piwem przed śniadaniem" w obliczu najważniejszej - przynajmniej dla mnie - cechy tego wzmacniacza: Pathos Cinema-X potrafi oddać naturalną wielkość instrumentów.
Niezależnie od tego, czy to był saksofon Rollinsa (Way Out West) czy też gitary akustyczne i wokale z cudownego samplera Naim. The HiFiCollection (HFC246-10-03, CD), instrumenty zawsze miały wiarygodne rozmiary. Taka umiejętność jest dana tylko nielicznym wzmacniaczom, niezależnie od ceny.
Jak wspomniałem na początku, każde z wejść jest nieco inne. Najlepszy dźwięk uzyskałem z wejścia zbalansowanego - krawędzie były zarysowywane najlepiej, zaś dynamika była znacznie lepsza. Drugie z kolei było wejście... wielokanałowe.
Straciło ono nieco przejrzystości XLR-ów, ale dodało do tego, żeby tak rzec - "analogową" płynność i gładkość. Przekaz wielokanałowy był dzięki temu superprzyjemny. Ścieżki dźwiękowe nabrały wreszcie rumieńców i oddechu, którego amplitunerom brakuje.
Podobnie było z muzyką wielokanałową, która miała przyjemny i wciągający charakter. Zresztą, jak pokazał Audio Szołek, w którym Pathos zagrał kiedyś główną rolę, kto wie, czy to właśnie jego wielokanałowe zdolności nie będą prawdziwym magnesem...
Pathos Cinema-X jest prawdziwie hi-endowym urządzeniem, które jest piękne i funkcjonalne. Będzie on znakomitą (chociaż kosztową) przepustką dla tych, którzy chcą mieć bardzo dobry wzmacniacz stereo i jednocześnie bezboleśnie wejść do rzeki znanej pod nazwą "multichannel".
Wojciech Pacuła