Każdy posiadacz integry Pathosa, która nie ma układu phono-stage, zmuszony do zakupu takiego urządzenia nie będzie szukał, czego nie zgubił, nie będzie się rozglądał byle gdzie – po prostu i bez słuchania kupi In The Groove.
A jeżeli wpadł w gramofonowe tarapaty, marząc o brzmieniowej egzotyce i delikatności, to nie popełni błędu. Trzeba jednak uważać na jedno: Pathos In The Groove to propozycja dla zaawansowanych użytkowników, którzy nie boją się regulować, ustawiać i których wiedza o działaniu gramofonu, wkładkach i ich parametrach elektrycznych wykracza poza podstawową znajomość dwóch wariantów – MM i MC.
Początkujący mogą sobie z konfiguracją In The Groove nie poradzić. Nie jest to więc najlepszy sprzęt dla tych, którzy zorientowali się dopiero poniewczasie, że gramofon wymaga przedwzmacniacza, a teraz chcieliby ten problem rozwiązać błyskawicznie.
Pathos In the Groove nie dopasuje się do wkładki automatycznie. Próżno tutaj szukać popularnych oznaczeń MM i MC, wszystkie instrukcje sprowadzają się do konkretnych parametrów. Część z nich wyregulujemy pokrętłami z przodu, ale po jedno z najważniejszych ustawień (wzmocnienie) trzeba sięgnąć na tylną ściankę (co nie jest zbyt wygodne).
Pokrętła z dużymi wypustkami świetnie tutaj pasują, regulacje pracują z dużym oporem. Pokrętła z przodu służą do ustawiania obciążenia, lewe odpowiada za impedancję (niezbędne dla wkładek MC), a prawe za pojemność (to z kolei ważne w przypadku wkładek MM).
Pathos In the Groove - impedancja
Impedancję możemy regulować w bardzo szerokim zakresie (56 Ω - 47 kΩ), a pomiędzy nimi są jeszcze cztery ustawienia pośrednie (100, 220, 470 oraz 1000 Ω). Opcji pojemności jest aż sześć: od typowych dla współczesnych wkładek MM wartości 68, 100 i 220 pF aż po wysokie, raczej rzadko spotykane 1, 3,3 oraz 10 nF.
Czytaj również: Jakie urządzenia są potrzebne do kalibracji gramofonu?
Najmniejsze dostępne wzmocnienie to +43 dB, potem przez pośrednie warianty +50 dB i +56 dB przechodzimy do najwyższej wartości +62 dB. To powinno wystarczyć nawet dla wkładek MC (o niskim poziomie wyjściowym), może z wyjątkiem modeli najbardziej egzotycznych (bo zdarza się, że lepiej stosować tam nawet +70 dB, ale są to już rzadkie sytuacje).
Pathos In the Groove - złącza
Wejście dla gramofonu jest jedno (para RCA). Wyjścia są dwa (działają równolegle) – RCA oraz XLR – przed ostatnimi sygnał jest symetryzowany. Uwagę zwraca duża nakrętka trzpienia uziemiającego, złocona tak jak pozostałe złącza.
Moduły obciążenia mają formę płytek umieszczonych przy wejściach RCA. Poszczególne warianty pojemności i rezystancji są załączane wysokiej jakości przekaźnikami.
Czytaj również: Co to są gramofony manualne, automatyczne i półautomatyczne?
Pathos In the Groove - obudowa
Urządzenie składa się z dwóch sekcji – głównego układu i zasilacza. Obudowy wykonano z grubego aluminium o specyficznie chropowatej powierzchni, bez drewnianych dodatków charakterystycznych dla znacznie droższych urządzeń Pathosa.
Na górnej ściance są liczne otwory wentylacyjne (choć nie wydaje się, aby były konieczne) oraz efektowne logo producenta. Obudowa zasilacza jest także porządna, znacznie węższa (od głównego przedwzmacniacza), ale równie głęboka; jeżeli elementy Pathosa In The Groove ustawimy obok siebie, będą prezentowały się doskonale, jak jedno większe urządzenie.
Pathos In The Groove - odsłuch
Po doświadczeniu z V10 można się było spodziewać, że kolejne phono-stage wprowadzą nas do – oczekiwanego przez wielu – świata ciepłego, przyjemnego analogu. Wtedy V10 pozostałby odosobniony ze swoim neutralnym, dokładnym, ale na takim tle trochę bezosobowym, beznamiętnym brzmieniem; samotnym liderem… albo… outsiderem.
Czytaj również: Jakie rodzaje napędów występują w gramofonach?
Tę frakcję wzmocnił jednak Lehmannaudio Decade i powoli zanosi się na to, że phono-stage grające gęsto, soczyście, w wyraźnej opozycji do jaskrawej cyfry, mogą być nawet w mniejszości… Ale ich przedstawiciel już tutaj jest.
Klimat zmienia się zasadniczo. Wreszcie analog jest analogiem… takim, jakiego pragnie większość audiofilów gotowych odprawiać ceremonie i egzorcyzmy, wkładać sporo wysiłku w uzyskanie efektów przecież innych niż łatwo dostępne z płyt CD i plików… efektów nie tylko wizualnych, ale i dźwiękowych.
Zresztą, gdyby Pathos In The Groove grał inaczej, nie byłoby to już zaskoczeniem, ale sensacją, a nawet skandalem… Znamy przecież wzmacniacze (liniowe) zarówno Hegla, jak i Pathosa: pierwsze z neutralności i precyzji, drugie z barw i plastyczności; a tego właśnie oczekujemy zwłaszcza przy odtwarzaniu czarnych płyt.
Napęd gramofonu: Dlaczego jest ważny i jak działa
Oczywiście nie chcemy poświęcić całej dynamiki i przejrzystości na rzecz grubych, powolnych dźwięków. Cała sztuka polega na pogodzeniu wielu wątków, z pewnymi kompromisami, ale ostatecznie procentującymi naturalnością i muzykalnością. Pathos jest fachowcem od takich kombinacji, chociaż ostateczny efekt zmienia się z urządzenia na urządzenie i podlega indywidualnej ocenie.
Wydaje się, że płyta winylowa ułatwia to zadanie, że wystarczy jej brzmienia nie popsuć… To jednak nie takie proste, przecież ani V10, ani Decade niczego nie psują. Może trzeba więc coś delikatnie przerobić, coś dodać, coś ująć?
Brzmienie In The Groove to jednocześnie spokój i swoboda, spójność i delikatność, nic oszałamiającego, nic męczącego. Ograniczenie dynamiki i rozdzielczości przestaje nas interesować, kiedy muzyka płynie harmonijnie, bez eksponowania szarpnięć i ostrości.
Czytaj również: Jakie wyróżniamy kształty ramion gramofonowych?
Pathos In the Groove trochę ujednolici brzmienie różnych płyt, nie otworzy bardzo głębokiej perspektywy, ale będzie łaskawy dla słabszych realizacji i wkładek.
Co ciekawe, bo tutaj następuje pewien zwrot akcji, wcale nie jest to brzmienie przyciemnione – wysokie tony są na dobrym poziomie, tyle że mniej analityczne, nie absorbują szczególikami, lubią okazje do grania bardziej aksamitnego niż metalicznego.
Bas jest pulsujący, zmiękczony, ale nierozlewający się, raczej towarzyszący średnicy niż ją pogrubiający. Nie jest to brzmienie obszerne i potężne, przekonujące analogową subtelnością, a nie masywnością.
Czytaj również: Jaki jest optymalny nacisk igły na płytę?
Lepiej z oddzielnym zasilaczem
Małe urządzenia z oddzielnymi zasilaczami wydają się być kompromisem wynikającym z przyjęcia określonych założeń, głównie estetycznych – przygotowania jak najmniejszego urządzenia głównego, w którym sam zasilacz już się nie mieści, więc musi znaleźć się obok, najlepiej jak jest schowany gdzieś z tyłu.
Często historia tak właśnie wygląda, jednak w przypadku przedwzmacniaczy gramofonowych oddzielenie układów audio od zasilania ma też, a nawet zasadniczo inne powody i sens szczególny.
Ze względu na operowanie na sygnałach wejściowych o bardzo niskich napięciach należy zadbać o zmniejszenie zakłócającego wpływu zasilacza generującego silne pole elektromagnetyczne.
Potrzebne jest więc albo ekranowanie, albo fizyczne odsunięcie zasilacza, a najlepiej – jedno i drugie. Wciśnięcie malutkiego zasilacza impulsowego do niewielkiej, wspólnej obudowy z obwodami korekcyjnymi byłoby zwykle możliwe, ale niekorzystne dla parametrów (i brzmienia).
Przygotowanie efektywnego ekranowania w takich warunkach byłoby trudne (zabierałoby jeszcze więcej miejsca) i droższe. Taniej i skuteczniej jest wyekspediować zasilacz na zewnątrz. Odrębną kwestią jest jakość zasilania, tak samo ważna jak w urządzeniach całkowicie zintegrowanych.