Przecież Pro-Ject przygotowuje podzespoły (m.in. chassis i akrylowe talerze) dla innych, wielokroć kosztowniejszych firm. O tym, że trwają prace nad nowym, szczytowym modelem wiadomo było już od dwóch lat, jednak jego premiera była kilkakrotnie przesuwana. Ale wreszcie - jest!
Jeszcze cieplutki, zabrany wprost z taśmy produkcyjnej jako jeden z pierwszych. Nie ma jeszcze instrukcji, a na stronie firmowej www brak nawet wzmianki! Tak się jednak złożyło, że Pro-Ject RPM-10 minął się w moich drzwiach z inną nowością Pro-Jecta - RPM-9.1, która pewne rzeczy już zapowiadała.
PJ od dawna bazuje na konstrukcjach bez subchassis, o tzw. sztywnym zawieszeniu. Jedynym odstępstwem od tej reguły był model RPM-6.9, który wyewoluował w Perspective. Jednak nie był to ważny kierunek rozwoju formy, co Pro-Ject RPM-10 dobitnie potwierdza.
Co jest podstawowym założeniem w konstrukcjach bez subchassis? To, że drgania muszą być zaabsorbowane przez konstrukcję i zamienione na ciepło.
Im większą masą chassis i talerz mogą się pochwalić, tym efektywniej drgania są wygaszane. Mając więc tak udaną konstrukcję jak RPM-9, cóż można było zrobić innego, niż go dociążyć? Pro-Ject RPM- 10 wygląda więc jak RPM-9 na sterydach.
Wykonane w kształcie kropli chassis, a także akrylowy, przezroczysty talerz, mają teraz grubość po 60 mm. Konstrukcja jest więc bardzo masywna i przypomina to, co jakieś dwa lata temu proponowała firma Audio Analogue.
Podstawa wykonana została z kilku warstw płyty MDF, pokrytej atrakcyjnym lakierem metallic w kolorze ciemnostalowym, do którego od spodu przykręcono grubą metalową płytę.
Na tym jednak nie koniec, idąc śladem wyznaczonym przez RPM- 9.1, baza na której wspiera się oś odwróconego łożyska, z ceramiczną kulką na końcu, jest wykonana z ciężkiego okrągłego mosiężnego bloku. Całość jest więc bardzo ciężka.
Chassis wsparto na trzech znakomitych (warto w nie wyposażyć wszystkie starsze wersje gramofonów PJ) stopach w kształcie kolców, wykonanych z aluminiowej podstawy, sorbotanowej przekładki i aluminiowego stożka.
Do zestawu dołączane są małe stalowe podkładki (żeby nie porysować sobie mebli), które jednak degradują dźwięk. Najlepiej od razu zaopatrzyć się w coś od VAP- a: duże aluminiowe krążki z gumą pod spodem. To dopiero początek niespodzianek.
Talerz jest potężny, a trzeba dodać do niego również ciężki, mosiężny docisk płyty. Przy takiej masie silnik miałby kłopot z jego poruszeniem, a i łożysko musiałoby być wielokroć lepsze. Obydwa te elementy oznaczają jedno: koszty.
A Pro-Ject RPM-10, pomimo flagowego statusu, jest wciąż relatywnie niedrogim gramofonem. Posłużono się więc patentem, który zastosowano również np. w kosztującym 130 000$ gramofonie Continuum Audio Labs Caliburn (z ramieniem Cobra)-poduszką magnetyczną.
Użyto do tego dwóch krążków stali magnetycznej, z których jeden przykręcono do chassis, a drugi do talerza. Teraz silnik (wciąż ten sam, synchroniczny, niewielki motorek co w RPM- 9) z łatwością rusza całość.
Wreszcie najważniejsze: w Pro-Ject RPM- 10 zastosowano całkowicie nowe ramię, wykonane w całości, wraz z główką, z włókna węglowego. To duże osiągnięcie technologiczne, którym do tej pory chwalił się przede wszystkim Wilson Benesch. Podobne ramię, o nazwie 9cc, znajdziemy w RPM- 9.1, jednak to tutaj jest masywniejsze i ma inaczej ukształtowane łączenie główki z ramieniem.
Wciąż jednak przeciwwaga zamocowana jest na plastikowym elemencie. Myślę, że następne usprawnienia pójdą w tym kierunku. Dopracowania będzie wymagał również mechanizm zmiany VTA- teraz trzeba odkręcić dwie śrubki i przesuwać ramię w górę lub w dół.
Przydałby się jakiś prosty mechanizm, jak w VPI Aries Scout. Bardzo ładnie przygotowano element podtrzymujący uchwyt dla ramienia- jest solidny, metalowy i wygląda odjazdowo. Gramofon testowany był z dwoma wkładkami-Sumiko Blue Point Special EVO III oraz Dynaudio Karat 23R, a także przy udziale nowego Speed-Boxa MkII.
Odsłuch
Nowe ramię PJ jest rewelacyjne. Porównywałem je ze starszą wersją i ta jest znacznie lepsza, szybsza, z mniejszymi podkolorowaniami. To rasowa, super dokładna konstrukcja. Żeby to jednak wykorzystać, trzeba je sensownie zamocować.
I tutaj '10' pokazała naprawdę hi-endową klasę. W porównaniu do RPM 9.1, dodanie masy sprawiło przede wszystkim, że wszystkie dźwięki, z całego pasma, otrzymały w pełni stabilną podstawę. Każdy dobywał się z czarnego tła, nie były jednak słabowite, ale mocne i bezpośrednie.
Na dodaniu akrylu, mosiądzu i MDF- u zyskał również bas. W nowej konstrukcji jest solidny, dokładny i nie przejawia cienia tendencji do rozmycia, jego brzegi są wyraźne i niemal trójwymiarowe.
Kontrabas z płyty Midnight Sugar Yamamoto, Tsuyoshi Trio (Three Blind Mice, TBM-23, 45 RPM, 180 g), pod tym względem płyty referencyjnej, zabrzmiał mocno, dokładnie, nieco mięsiście.
Podobnie zabrzmiała góra. Fortepian miał przepięknie zaznaczoną, dźwięczną linię melodyczną i uderzenie, o jakim CD może tylko śnić. Nawet najlepsze kompakty nie są w stanie pokazać takiej mikrodynamiki.
Blachy również były dokładne, wyraźne, szybkie. Środek nie był wprawdzie tak wypełniony i płynny jak w VPI Aries Scout, ale za to dokładniejszy i czystszy. Każdy szept, kroki i krople otwierające płytę Andreasa Vollenweidera Caverna Magica (CBS 25 265, Half speed mastered)-wszystko to było doskonale czytelne, jednak nie przerysowane.
Na tym tle muśnięcia w harfę zabrzmiały niemal miękko, ładnie i bardzo naturalnie. W basie dostaniemy zarówno szybkie, krótkie walnięcie, jak i mięcho.
Na niesamowicie zarejestrowanej płycie Bert Kaempfert From the Original Mastertapes-Four Hits On 45 (Image hifi 007, 45 RPM, 180 g) bas był potężny i znakomicie współgrał z mocnym, wybuchowym bandem. Tutaj, przy referencyjnym nagraniu niczego '10' nie brakowa ło-ani wypełnienia środka, ani siły basu. Możemy mieć pewność, że jeśli coś na płycie zapisano, to zostanie to przez RPM 10 pokazane.
Uwaga więc - ten gramofon niczego nie owija w bawełnę i nie bawi się w podchody - jeżeli dynamika jest słaba, to dostaniemy bibułkę, a nie stopę, jeśli bas jest nieco lekki, to o nim zapomnijmy. Miałem nawet wrażenie, że '10' nieco owe potknięcia wyolbrzymia, jak szkło powiększające.
Ta sama zasada dotyczyła reszty toru-każda zmiana kabla między nim a przedwzmacniaczem RIAA wiązała się z kompletną zmianą brzmienia, o samym preampie nie wspominając. Nie oszczędzajmy na wkładce-Sumiko BlackBird to dolny zakres tego, z czym powinniśmy grać, a najlepiej od razu poszukać wkładki MC o niskim napięciu wyjściowym.
Wojciech Pacuła