Wtedy też spotkaliśmy się z konstrukcjami serii Diamond 8, które zdobywając bardzo dobre recenzje na rynku brytyjskim, spotkały się z naszym ciepłym, ale nie gorącym przyjęciem. Rok temu wprowadzono nową rodzinę droższych Diamondów 9 (nie zastąpiła ona jednak "ósemek"), a z niej szybko ściągnęliśmy do testu największego Diamonda 9.6 - pasował swoją ceną do badanego wówczas zakresu.
Diamond 9.6 zaimponował ambitną konstrukcją, zarówno w ogólnej koncepcji układu czterodrożnego, jak i jakością podzespołów, co jednak nie do końca przełożyło się na brzmienie.
Wharfedale Diamond 9.5 to kolejna szansa na wylansowanie przeboju. Zarówno pierwsze oględziny, jak i inspekcja wewnątrz konstrukcji, pozostawiają bardzo dobre wrażenia - tym razem jednak tego właśnie się spodziewaliśmy, wspominając techniczną jakość Diamondów 9.6.
Teraz mamy konstrukcję mniejszą i tańszą, ale w jednej serii zwykle obowiązują te same materiały. Może to zresztą i dobrze, że 9.5 musiał być skromniejszy od 9.6, bo dzięki temu stał się normalniejszy - skomplikowany 9.6 rodził nadzieje, ale i obawy.
Diamond 9.5 jest już układem dwuipółdrożnym, jednak nietypowym. Głośnik niskotonowy i nisko-średniotonowy mają taką samą średnicę (17- cm), ale już różniące się membrany i układy magnetyczne, i pracują w inaczej dostrojonych układach rezonansowych obudowy; pod tym względem to konstrukcja nie do końca przez nas rozpoznana.
Po odkręceniu głośników zanotowałem, że za górnym (nisko-średniotonowym) jest komora zamknięta, a za dolnym (niskotonowym) komora z otworem (na tylnej ściance).
Podobnie została zaprojektowana sekcja niskotonowa w Diamondach 9.6. Ale przeprowadzone później pomiary 9.5 pokazały rzecz zaskakującą - że i na charakterystyce górnego głośnika, zainstalowanego jakoby w komorze zamkniętej, objawia się odciążenie właściwe dla działania układu rezonansowego bas-refleks.
Występuje ono wyraźnie wyżej (przy ok. 40Hz), niż odciążenie na charakterystyce głośnika dolnego (poniżej 30Hz), co wyklucza ich pracę w tym samym, jednorodnym układzie rezonansowym. Można tylko snuć przypuszczenia, że w przegrodzie między komorami znajduje się niezauważony otwór, tworzący kolejny układ rezonansowy.
Może coś przegapiłem w tej przegrodzie dlatego, że zapatrzyłem się na same głośniki. Nie tylko dlatego, że mają odlewane kosze, co w tej klasie cenowej zdarza się niezwykle rzadko, ale z powodu sposobu użebrowania, znanego z głośnika średniotonowego B&W kolumn serii Nautilus - ażurową, opływową konstrukcję tworzy wiele cienkich, przecinających się prętów, przygotowane jest też wentylowanie pod dolnym zawieszeniem. Układy magnetyczne są ekranowane, chociaż nie mają specjalnie dużej średnicy.
Głośnik wysokotonowy ma magnes neodymowy, kopułka jest standardowa - 25-mm, tekstylna. Membrany głośników niskotonowego i nisko-średniotonowego wykonano z włókna szklanego. W środku membrany niskotonowego znajduje się duża, wklęsła nakładka przeciwpyłowa, w centrum nisko-średniotonowego stożek.
Obudowa też niczego sobie. Podobnie jak w przypadku Kody, boczne ścianki zbiegają się łukiem ku tyłowi. Tylna ścianka jest jednak na tyle szeroka, że zmieścił się na niej duży otwór bas-refleks, o średnicy (w świetle) 7-cm, z mocnym wyprofilowaniem.
Pod nim znajduje się gniazdo przyłączeniowe, które też zaostrza apetyt. Sam sposób ustawienia zacisków - w pionie - jest oryginalny, choć niekoniecznie praktyczny. Ale ich wygląd i solidność ponownie przypomina ekskluzywne WBT.
W dolną ściankę, wyodrębnioną jako cienki cokół, można wkręcić kolce.
Projekt plastyczny kolumny nie jest jednak wcale przeładowany ozdobnikami. Od frontu Wharfedale Diamond 9.5 prezentuje się dość wstrzemięźliwie, ale bardzo schludnie. Dużym atutem jest aż pięć wersji kolorystycznych - trzy imitują drewno - palisander, czereśnię lub buk, dobrym ich uzupełnieniem są wersje czarna i srebrna - właśnie tę ostatnią pokazujemy na zdjęciach. Diamondy 9.5 są estetycznie bardzo bezpieczne, a technicznie rozsądne i zaawansowane.
Odsłuch
Model 9.5 to druga konstrukcja z nowej serii Diamond, którą testujemy. Pół roku temu słuchaliśmy największych Diamentów - 9.6, ale tamto spotkanie nie okazało się odkryciem rewelacji sezonu.
Skoro najlepszy (teoretycznie) model nie zachwycił, to tańszy nie jest chyba faworytem tego testu. Może i nie jest, a w każdym razie nie był, ale gdyby się jednak okazało... "teoretycznie" oznacza, że najlepszym w serii Diamond może być w praktyce jednak inny model.
Poza tym trzeba pamiętać, że i wyższa cena flagowca do czegoś zobowiązywała - podczas gdy 9.5 staje w szranki z tańszymi konkurentami. Ale zagram już w otwarte karty - nawet niezależnie od ceny, czyli nie kategoriach relacji jakości do ceny, ale w skali bezwzględnej, 9.5 jest po prostu lepszy od 9.6.
Oczywiście śledząc wszystkie aspekty, może znajdzie się jakaś przewaga 9.6 - pewnie będzie to moc basu - ale w ogólnym bilansie to mniejsze Diamenty pokazują większym, jak powinna brzmieć dobrze dostrojona kolumna. Pokazują to też większości kolumn w tym teście. To również przykład, że rzetelnie skonstruowany układ dwuipółdrożny może być lepszy od rozbuchanego trzyipółdrożnego (Diamond 9.6).
Brzmienie Wharfedale Diamond 9.5 charakteryzuje się doskonałą spójnością, zarówno dzięki płynnemu połączeniu wszystkich zakresów, jak i podobieństwu ich charakterów. Pod tym względem Diamond 9.6 mają wiele wspólnego z Rubiconami, są od nich jednak znacznie równiejsze, mniej podbarwione w zakresie średnich tonów.
Teraz pojawiają się lekkie niepokoje w zakresie wyższego basu, ale i tak nie są one w stanie zaprzepaścić podwrażenia dobrego uporządkowania wszystkich elementów, zarówno w dziedzinie tonalnej, jak i przestrzennej.
Diamondy są barwowo neutralne, w zakresie średnio-wysokotonowym nieco suche (to jedyny ślad brzmienia Diamondów 9.6), ale nadrabiając to dobrą dynamiką, wciąż grają żywo i z polotem. Bas poprawny, zwarty, góra pasma idealnie dopasowana do środka, mogłaby tylko mieć więcej błysku.
Drobne niedociągnięcia w niuansach, a podstawowe kwestie załatwione wzorowo.