Opera lubi nie tyle małe monitorki czy w ogóle monitory, co małe głośniki nisko-średniotonowe, które zdominowały całą serię Callas, do której Mini należy.
O ile w podstawkowcach 11 cm głośnik nisko- -średniotonowy jest rzadkością, którą jednak zdarza się spotkać, to nie przypominam sobie żadnej klasycznej wolnostojącej audiofilskiej konstrukcji (nie biorę więc tu pod uwagę głośnikowych słupków z zestawów kina domowego), która posługiwałaby się takimi przetwornikami - a model SP bazuje na dwóch 'jedenastkach' i dwóch... tweeterach - jeden umieszczono z tyłu.
Większe Diva i Divina mają już 15 cm nisko-średniotonowe (pierwsza dwa, druga aż cztery). Dopiero w tańszej serii Classica spotykamy konstrukcje z głośnikami 17 cm - jeden monitor i dwa podłogowce.
I nic nie zapowiada takiego fajerwerku, jakim jest flagowiec Opery - potężny Tebaldi, z dwoma 20 cm głośnikami niskotonowymi i dwoma membranami biernymi na bocznej ściance, dwoma 17 cm nisko-średniotonowymi z przodu, i czterema... tweeterami... z tyłu!
Na szczęście jeden jest też na froncie. Tebaldi formalnie należy do serii Lirica, gdzie w tej chwili nie ma żadnego towarzystwa, ale być może z czasem pojawią się kolejne równie fantastyczne projekty. To chyba najlepszy dowód, że kojarzenie włoskiej szkoły z dwudrożnymi monitorkami to już wspominanie zeszłorocznego śniegu. Zresztą i Sonus Faber, chyba najbardziej odpowiedzialny przez swoje dawne chlubne monitorowe postępki za tak ukształtowaną audiofilską świadomość, od paru już sezonów też sobie folguje i rozwija skrzydła w projektowaniu bardzo obszernych kolumn wielodrożnych.
Ale patrząc na Minimę, wciąż widzimy obrazek charakterystyczny dla włoskiego designu. Z małymi nieścisłościami - wykonanie w drewnie czy choćby fornir, kojarzymy w tym przypadku przede wszystkim z orzechem (nomen omen włoskim), podczas gdy Mini, choć dostępne w trzech wersjach kolorystycznych, akurat w takiej się nie pojawiają.
W teście występuje wariant nazywany 'Durmast', bardzo przypominający naturalny, czyli niepodbarwiony dąb; do wyboru jest jeszcze kolor wiśniowy i mahoniowy - okleina jest oczywiście naturalna, taka też ma być skóra pokrywająca przednią i tylną ściankę.
Producent deklaruje też, że obudowa zbudowana jest nie tylko z MDF-u, który dzisiaj stał się już materiałem najpopularniejszym, ale i ze sklejki - która jest droższa i mniej wygodna w obróbce, jednak w pewnych miejscach lepsza pod względem akustycznym.
Prawdopodobnie ze sklejki wygięto boczne ścianki, a pozostałe elementy obudowy, bogato profilowane na krawędziach, z MDF-u. Front wykonano z płyty 2 cm, a biorąc pod uwagę nie tylko wielkość obudowy, ale i potencjał głośnika, który jest w niej zamocowany i który jest źródłem wszelkich wibracji, taka grubość wydaje się wręcz luksusowa.
W efekcie przede wszystkim solidności obudowy, bo głośniki dołożą się do tego w Minimalnym stopniu, masa Mini jest całkiem znaczna - 6 kg.
Pod względem zastosowanych przetworników Mini nie jest konstrukcją rewolucyjną ani nawet szczególnie nowoczesną, trzyma jednak przyzwoity standard, ma też swoją specyfikę. Owa wyjątkowość polega na tym, że głośnik nisko-średniotonowy jest bardzo mały - nawet jak na zwyczaje monitorów.
Biorąc pod uwagę w sumie aż piętnaście monitorów już przetestowanych w trzech odcinkach, w Mini po raz pierwszy spotykamy głośnik o średnicy 11-12 cm (zależy, co i w którą stronę mierzyć... bo kosz nie jest okrągły).
Zwykle w układach dwudrożnych, czy to podstawkowych, czy wolnostojących, mamy do czynienia albo z kalibrem 17-18 cm, albo 14-15 cm, a kolejne dwa-trzy centymetry różnicy sprowadzają możliwości głośnika w zakresie mocy, efektywności i przetwarzania niskich częstotliwości do Minimum Minimorum, do granicy racjonalności stosowania takiego głośnika w roli samodzielnego niskośredniotonowego.
Powierzchnia membrany takiej 'jedenastki' to tylko ok. 60 cm2, a więc 2/3 powierzchni 'czternastki' i dwaipół raza mniej od 'siedemnastki'. W dodatku mniejsze głośniki mają zwykle również mniejsze wychylenie maksymalne membrany... I jak tu czymś takim w ogóle grać? Nawet w układach trójdrożnych do roli średniotonowego konstruktorzy zwykle wybierają większe głośniki.
Ale tam może być potrzebna ich wysoka efektywność, dyktowana przez sekcję niskotonową. W układzie dwudrożnym można szukać kompromisu między różnymi parametrami, można też poświęcić jedne na rzecz innych, tak ustawić głośnik i jego strojenie, żeby przy niskiej efektywności i niskiej mocy jego charakterystyka sięgała nawet całkiem nisko.
Jednak wówczas łatwo wyjść poza bardzo ograniczony zakres głośności, powodując wyraźną kompresję i przesterowanie. Można też się zagapić i delikatny głośnik po prostu zniszczyć... A zapewniając głośnikowi większe możliwości w tej dziedzinie, trzeba zapomnieć o przetwarzaniu basu.
Jednak w każdym przypadku maksymalne ciśnienie w zakresie niskich częstotliwości można oszacować na podstawie powierzchni i maksymalnego wychylenia membrany. I głośnik wyżej d.... nie podskoczy.
Zastosowany głośnik nisko-średniotonowy, chociaż prowokacyjnie mały, nie jest taki egzotyczny - to Seas, z czarną polipropylenową membraną, miękką nakładką przeciwpyłową, o kształcie kosza charakterystycznym dla generacji lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Wtedy też powstało trochę Minimonitorów wykorzystuj ących różne wersje norweskiej 'jedenastki', w tym model o znanej nazwie...
Minima, znanej włoskiej firmy... Sonus Faber. A było to w roku 1984... Jak widać, Włosi są przywiązani do tego rozwiązania i nie krępują się go kontynuować, razem z nazwą, pod szyldami innych firm. Ale na tym podobieństw między Minimami koniec, tamta miała tweeter Dynaudio, Opera ma tańszego Seasa, równie zasłużoną, a więc ponownie niemłodą już tekstylną kopułkę.
Wyskotonowy ma z tyłu puszkę, ale nie ekranującą, lecz plastikową, tworzącą małą komorę za wentylowanym układem magnetycznym, natomiast nisko-średniotonowy ma pełne ekranowanie; być może chodziło o przynajmniej częściowe 'uzdatnienie' Mini do zajęcia pozycji blisko telewizorów kineskopowych albo o zestaw optymalnych dla konstruktora parametrów układu magnetycznego, charakterystycznych dla właśnie takiej wersji.
Mini posługuje się obudową bas-refleks. Malutki głośniczek nie wymaga dużego otworu w układzie rezonansowym obudowy, średnica 2,5 cm to kolejny rekord Miniaturyzacji.
Ale nawet zakładając, że ze względu na małą prędkość powietrza wciąż nie grożą nam szumy turbulencyjne przy wylocie tunelu, to brak wyprofilowania jego krawędzi trochę trąci myszką. Widać jednak, że przy tej wysokości obudowy na takie wyprofilowania nie było już miejsca.
Zwrotnica składa się z dwóch cewek, trzech kondensatorów i jednego rezystora - szybka analiza samego składu podpowiada, że najprawdopodobniej uruchomiono filtr dolnoprzepustowy 2. rzędu i górnoprzepustowy 3. rzędu, tutaj razem z prostym szeregowym tłumikiem dopasowującym poziom wysokich tonów do zakresu nisko-średniotonowego. A jest co tłumić, bo efektywność całego zespołu jest znacznie bliższa 80 niż 90 decybelom.
Odsłuch
Z włoskimi głośnikami - choć niekoniecznie z Operami - kojarzy mi się, też niekoniecznie pozytywnie, eufemistyczne określenie 'muzykalne', nadużywane w swoim czasie do wzbogacenia czy wręcz uwieńczenia zestawu standardowych komplementów, trącących zbytnim technicznym obiektywizmem (równowaga, neutralność, dokładność), albo wręcz służące do ich kontrowania - karta 'muzykalności' jest mocniejsza niż karta neutralności (i wszelkie inne). Nic dziwnego, bo jest kartą znaczoną.
W ramach prawa do subiektywnej oceny praktycznie każde urządzenie można pochwalić za muzykalność i w ten sposób postawić na piedestale. Nawet Operę Mini. Ale ja tego nie zrobię, bo osobiście do muzykalności potrzebuję jednak trochę więcej basu.
Kto podejrzewa, że przejawiłem właśnie jakiś prymitywizm i nie potrafię docenić szlachetności charakteru monitora, musi w końcu sam posłuchać Mini. Błąd mógł jednak tkwić właśnie w tym, że potraktowałem Mini z pełnymi audiofilskimi szykanami (zresztą tak samo jak pozostałe monitory), czyli postawiłem je na podstawkach, ok. jednego metra od ściany.
Dopiero później przeczytałem w materiałach firmowych, że Mini są przygotowane do pracy blisko ściany. Jeżeli weźmiemy na to poprawkę, czyli weźmiemy pod uwagę wzmocnienie niskich tonów pojawiające się w takim ustawieniu, to być może całość nabierze właściwych proporcji, a nawet muzykalności...
Tymczasem słychać było ograniczającą naturalne wybrzmienia szczupłość, ale też służącą jej dobrą spójność i płynność zakresu średnio- -wysokotonowego. Wysokie tony są lekko wyeksponowane, jednak niczym specjalnie nie rażą ani nie błyszczą.
Dynamika jest skompresowana - i trudno się dziwić, 10 cm głośniczek nisko-średniotonowy szybko dociera do granic swoich możliwości. Jak Mini, to Mini. Można ich pewnie słuchać długo, bez zmęczenia i bez wielkiej ekscytacji, raczej z kieliszkiem dobrego wina niż z kuflem piwa. Na coś mocniejszego przechodzimy, ustawiając się razem z Mini pod ścianą.