Odsłuch
Davone to dziecko Paula Schenkela. Z pasji do muzyki i wzornictwa przemysłowego, Paul zaczął projektować i produkować zespoły głośnikowe, które pozwolą twojej ulubionej muzyce zabrzmieć jeszcze piękniej. Również tym starym, ale wspaniałym nagraniom."
I tyle, tytułem wstępu, firma ma nam o sobie do powiedzenia na stronie internetowej. Elegancki minimalizm. Zazdroszczę. Ja nie mogę pójść tak na skróty. Niezwykła forma obudowy, ale w gruncie rzeczy znana, konwencjonalna (chociaż bardzo wysokiej jakości) technika głośnikowa... Co z tego wyniknie?
Własnych doświadczeń z kolumnami firmy Davone - brak, poważnych recenzji Grande (przyznaję, szukałem) - brak... Nie było więc racjonalnych podstaw do konkretnych oczekiwań, a mimo to intuicja podpowiadała mi, że mogę być spokojny o co najmniej dobry rezultat.
Intuicja to mechanizm przetwarzający konkretne informacje, tyle że działający bardziej w podświadomości niż w świadomej analizie, pozwalający nam trafnie oceniać sytuację wtedy, gdy "oczywistych" przesłanek brak lub gdy w pierwszym momencie nie zdajemy sobie sprawy z ich oczywistości...
Dlatego po chwili namysłu już wiedziałem, dlaczego bez obaw siadam przed tymi dziwnymi kolumnami, ciekawy ich brzmienia, ale wolny od wszelkich uprzedzeń. Przesłanek do optymizmu było nawet całkiem sporo.
Po pierwsze, konstrukcja oparta jest na dobrze (zbyt dobrze?...) znanych mi przetwornikach. Po drugie, duńska produkcja samych kolumn jest, jeżeli nie aż gwarancją, to mocnym argumentem – nie znam duńskich kolumn, dowolnej firmy, które wyszłyby poza granice pewnej przyzwoitości, normalności i dobrego zrównoważenia.
Po trzecie... ani trochę nie obawiam się obudowy i aranżacji zaproponowanej przez Davone; wręcz przeciwnie - w gruncie rzeczy taka konstrukcja jest nawet bliższa zdrowym, akustycznym zasadom projektowania, nieskażonym od lat panującej modzie na "wyszczuplanie".
Wreszcie po czwarte, sama estetyka Davone Grande jest tak przyjazna, wręcz kojąca, że może wpływać na ocenę brzmienia - nasze zmysły są połączone, a nikt nie siada do słuchania z zamkniętymi oczami.
Skoro przed testem miałem takie dobre samopoczucie, nie mógłbym obronić się przed zarzutem, że odebrałem to brzmienie mniej krytycznie, z taryfą ulgową, przyjmując wszystko, lub prawie wszystko, za dobrą monetę.
Zdając sobie z tego sprawę i słuchając dłużej, starałem się złapać odpowiedni dystans i oceniać obiektywnie. W jakim stopniu się to udało – w żaden sposób nie może zostać zmierzone. Zapewniam jednak, że wciąż słyszę dobrze, a mój gust nie jest wypaczony i przy wszystkich ewentualnych "ale", jakich zresztą nie brakuje w żadnym teście, pochwały dla Davone Grande można brać za wiarygodne, a stwierdzone fakty nie są tylko pobożnymi życzeniami. Nie ma jednego wzoru na świetnie grające kolumny czy cały system.
Teoretyczny ideał w praktyce nie istnieje i nigdy się nie pojawi, trudno nawet ustalić jego dokładne właściwości (koncepcja bezkompromisowego przeniesienia dźwięków "naturalnych" do naszych mieszkań zawiera wewnętrzne sprzeczności – żadne mieszkanie nie może być jednocześnie studiem, estradą czy salą koncertową).
Powinniśmy z pewną pokorą, rozsądkiem, z własnym doświadczeniem, ale też wedle pewnych kryteriów, w pewnych granicach, bez zbytniej nonszalancji, odróżniać brzmienia lepsze i gorsze. Dlatego kolumny grające na wskroś odmiennie można oceniać jako grające bardzo dobrze, wręcz wyśmienicie – i wypada to czynić zwłaszcza recenzentom, chociaż za takie podejście do tematu mogą być oni podejrzewani o polityczną poprawność i inne grzeszki.
Z czystym sumieniem brzmienie Davone Grande nazwę mistrzowskim, zdając sobie sprawę, że jest to jedna z wielu wersji mistrzostwa, i to w dodatku taka, która mało kogo w pierwszej chwili rzuci na kolana.
Grande to najwyższa kultura i naturalność, ich brzmienie zmierza tak daleko w kierunku dokładności i szczegółowości, jak to tylko możliwe bez straty dla barwy, spójności i elegancji, bez śladu natarczywości, kliniczności i przejaskrawienia – ani kroku dalej.
Grande prezentują w sposób zupełnie unikalny, jak wiele można osiągnąć na tej drodze, jak wysoką relację "precyzji do muzykalności", kluczową dla naszej satysfakcji i komfortu, dla przyjemności słuchania muzyki w perspektywie szerokiej pod względem materiału i długiej pod względem czasu. Na Grande można słuchać bez fatygi wszystkiego i to godzinami. Spędziłem z nimi pół nocy, chociaż planowałem tylko wieczór.
Komuś może wydawać się, że to mało, ale w ramach moich obowiązków i sposobu pracy... Ja wiem, że Davone Grande zatrzymały mnie przy sobie na dużej, i wiem, jakim sposobem. Ale pierwsze wrażenie wcale tego nie zapowiadało.
Nie znaczy to, że Grande na początku czymkolwiek "odrzucają", ale nie muszą zrobić piorunującego wrażenia, nie otwierają w sposób oczywisty tak bogatej panoramy, abyśmy od razu wiedzieli, że będziemy delektować się ich brzmieniem w nieskończoność.
Trzeba się w nich rozsmakować, co jest zresztą sytuacją nienową, znaną z wielu urządzeń, nawet niezależnie od ich klasy - to cała rodzina brzmień, które "wciągają" z upływem czasu. Ale nie jest to przypadek ekstremalny; nie ma problemu z początkową akceptacją, dźwięk nie jest w żaden sposób męczący, niepokojący, nie wymaga akomodacji, nie jest też wcale nużący ani niepozorny, jest po prostu bardzo dobry - jednak nie aż tak dobry, abyśmy na starcie byli pewni, że dostarczy nam tylu wrażeń.
Przysłuchując się temu brzmieniu pod kątem charakterystyki częstotliwościowej, czyli tonalnego zrównoważenia, trudno było namierzyć jakiekolwiek anomalie, chociaż pomiary wskazały, że zakres kilku kHz jest lekko cofnięty.
To jednak jest przez nasz słuch przyjmowane bez zastrzeżeń, wręcz z ulgą, bowiem odsuwa ryzyko agresywności i krzykliwości; przesadna korekta może przynieść tzw. nosowość, bowiem na wokalach najszybciej namierzymy wszelkie nieprawidłowości.
Jednak w takim stopniu, w jakim została wykonana w Grande, trzyma się złotego środka – nie ujawnia się wprost, ale pośrednio, wprowadzając delikatne ocieplenie średnich tonów i ograniczenie aktywności elementów dzwoniących, metalizujących itp.
Średnica jest definitywnie przyjazna, nasycona, niejątrząca, a przy tym różnicująca. Napisać, że jest spontaniczna, żywiołowa i energetyczna, byłoby przesadą, i z pewnością nie ku takiej sytuacji zmierzał konstruktor. Brzmienie Grande jest konsekwentne i wpisuje się w profil, który daje nam przekonanie, iż "tak ma być".
To brzmienie ma autorytet i budzi zaufanie, że powinno być dokładnie takie, jakie jest. Jego wewnętrzny spokój i harmonia działają uśmierzająco na nagrania, których słabości lokują się w różnych obszarach; przy wielu płytach słuchanych na innych kolumnach ma się wrażenie, że przydałaby się korekta np. wysokich częstotliwości, ich wzmocnienie albo osłabienie.
Tutaj również słyszymy różnice i niedostatki, ale całość brzmi zwykle tak integralnie, znajomo i lekkostrawnie, że nie myślimy o poprawianiu "natury" - każde nagranie nabiera pełnych praw do tego, aby pozostać w zgodzie z oryginałem, choć niekoniecznie ideałem.
Zarówno tkanka tego brzmienia, jego głębsze warstwy, za których deformacje odpowiedzialne są różnego rodzaju zniekształcenia nieliniowe, jak i sama charakterystyka przetwarzania, którą określa w największej mierze konstruktor, są w doskonałej symbiozie.
Można w tym brzmieniu wskazać na deficyty, gdy przyłoży się "mędrca szkiełko i oko"; nawet bez przykładania, średnio doświadczony audiofil zauważy, że Davone Grande nie są bardzo szybkie i krystalicznie przejrzyste, jednak pastelowość średnich tonów i aksamitność wysokich najzwyczajniej pasują do całej koncepcji. Natomiast bas...
Tutaj byłem trochę zaskoczony, ponieważ sądziłem, że 26-cm woofer promieniujący z szerokiej obudowy da mocne uderzenie i masywność, a niskie tony będą mniej lub bardziej wyeksponowane, co wiązałoby się z przygotowaniem Grande do pracy w dużych pomieszczeniach.
Jednak Davone Grande ustawione ok. 2 metrów od ściany zagrały bardzo "schludnie", nawet dość oszczędnie, bez wielkiego rozmachu, raczej w skupieniu, bardziej z dynamiczną dyscypliną, niż swobodą.
Ale poza poprawnością, było w wybrzmieniu basu coś specjalnego, co również pasowało do charakteru całego brzmienia – akcent "drewna", prawdopodobnie przebicie się spektrum delikatnych rezonansów obudowy, wykonanej ze sklejki, które dodało barwy właściwej instrumentom akustycznym.
Davone Grande nie grają syntetycznie i "elektrycznie", nawet jeżeli jest to wbrew pryncypiom maksymalnie wiernego, czystego przetwarzania. Dodają odrobinę "smużenia", lekkiego szumu tła, wypełniającego luki, zapobiegającego sterylności. Nie jest to brzmienie bezwzględnie precyzyjne, a sam bas nie jest piorunujący.
Kto chce usłyszeć wszystko i natychmiast, zostać zmiażdżonym, przygniecionym lub rozstrzelanym przez detale, powinien szukać gdzie indziej. To brzmienie jest kwintesencją innej szkoły - brzmienia proporcjonalnego i naturalnego, tworzącego scenę mocno zabudowaną, z dużymi pozornymi źródłami dźwięku, dobrą głębią, ale bez żadnych ekstrawagancji. Oczywiście, dobra dynamika i analityczność są do tego niezbędne i Grande nie mają z tym problemu.
Spójne, analogowe brzmienie, wraz ze stylowym wyglądem Grande, trochę zmienia świat wokół nas - na lepszy, bezpieczniejszy, bardziej przewidywalny. Odwołuje się do naszych najlepszych wspomnień o muzyce, której słuchamy, a nie do potrzeby odkrywania w niej zupełnie nowych dźwięków.
Z każdą płytą słyszałem muzykę znajomą, z przeszłości, myśląc: przecież to właśnie tak kiedyś brzmiało... kiedy słyszałem to po raz pierwszy, kiedy ta muzyka była dla mnie ważna, kiedy była tylko przyjemnością... Grande odzyskują dla nas najlepsze wspomnienia, odkrywając w muzyce to, co najważniejsze, a nie jak najwięcej. Niektórzy określają to muzykalnością – ja bym to nazwał "duńskością".
Andrzej Kisiel