O pozycji na rynku decyduje w dużej mierze zakres cenowy, jaki firma przedstawia wraz ze swoimi produktami. Audiovector nie zajmuje się "budżetówką", ale nie jest też firmą stratosferycznie hi-endową. Ma dwie podstawowe serie - tańszą Ki i droższą S, która zastąpiła znaną przez wiele lat serię Mi.
Polityka oraz konstruktorskie działania firmy opierają się na idei nazwanej IUC (Individual Upgrade Concept), pozwalającej na stopniowe udoskonalanie posiadanych już kolumn, aż do osiągnięcia najwyższego stopnia wtajemniczenia, czyli najbardziej zaawansowanej wersji w ramach określonego modelu.
Dlatego też w serii S występują tylko dwa podstawowe modele (nie licząc centralnego i subwoofera) - podstawkowe S1 i wolnostojące S3 - z których każdy pojawia się w kilku wersjach.
My testujemy Audiovector M3 Signature, czyli już drugiej od góry - powyżej jest jeszcze S3 Avantgarde w cenie 26 000 zł za parę, wyróżniający się przede wszystkim wstęgowym głośnikiem wysokotonowym, a poniżej znajdują się wersje S3 Super (12 500 zł) i po prostu S3 (9500 zł).
Wszystkie bazują na tym samym korpusie obudowy, przygotowanym do instalacji układu dwuipółdrożnego, ale już od wersji Super obudowa została wzmocniona dodatkowym panelem frontowym. Inne niż w wersji podstawowej są też głośniki nisko-średniotonowe. Prawdę mówiąc, w wersji podstawowej są one dość słabe, cała konstrukcja jest mało atrakcyjna, a jej cena zbliża się przecież do pięciocyfrowej…
Wersja Signature jest od niej prawie dwa razy droższa, a mimo to wydaje się być propozycją sensowniejszą, posiadającą już ślady hi-endowego sznytu, zdolną konkurować z kolumnami w podobnej cenie, jak choćby z testowanym dalej Xavianem Giulia.
Projektantowi Audiovectora trudno zarzucić brak gustu, przeładowanie projektu ozdobami i efekciarstwo, ale w ramach zwykle dość oszczędnego skandynawskiego stylu dzieje się tu całkiem sporo. Obudowa nie jest prostopadłościanem, lecz ma wygięte boki w sposób już mało odkrywczy, ale wciąż miły dla oka i korzystny w sferze mechaniczno-akustycznej.
Udekorowany
W obrębie mocowania głośników front wzmocniono dodatkowym panelem (zawsze w kolorze srebrzystoszarym). Z podobnego tworzywa wykonano fantazyjny, "rozszczepiający" się cokół a także wąską, "wyrzeźbioną" tylną ściankę.
Do tego sporo funkcjonalnych i dekoracyjnych detali, jak magnetyczne uchwyty na maskownice, "nawis" na górnej krawędzi z firmowym logo, pojawiającym się też na koszach wszystkich przetworników.
Otwory z tyłu zostały przesłonięte srebrzystymi siateczkami, ale przede wszystkim jest bardzo duża płyta terminalu przyłączeniowego, rozbudowanego aż do tri-wiringu, któremu towarzyszy mały hebelkowy przełącznik - taki pstryczek-elektryczek o zdecydowanie poważniejszym znaczeniu niż to zapowiada jego skromna postać
Obudowę w większości, poza opisanymi dodatkowymi elementami, wykończono naturalnym fornirem, dostępnym w kilku najważniejszych wersjach, również w lakierowanej na czarno; w teście pojawiło się drewno bardzo jasne, prawdopodobnie klon.
Ogólne wrażenie jest bardzo dobre, kolumny nie są bardzo masywne i nie ociekają luksusem, ale mają swój styl oraz niemało subtelnych "smaczków", co najważniejsze - wykonanych bardzo precyzyjnie.
Taka jest też technika S3 Signature – nie rzuca na kolana potęgą głośnikowych magnesów ani grubością ścianek obudowy, jest delikatna, wyrafinowana i oryginalna, choć momentami trochę "dęta" w firmowym opisie sugerującym zastosowanie różnych "niebywałych" firmowych technologii, mających swoje eleganckie skróty i znaczki.
Audiovector M3 Signature - deszyfracja
I tak IUC to wspomniany już system "upgrade`ów", czyli przystosowanie konstrukcji do modyfikacji. ADC - "Active Direct Concept" - jest metodą rozbudowy systemu od najprostszego do najbardziej zaawansowanego, z zastosowaniem aktywnych zwrotnic i niezależnych wzmacniaczy dla każdej sekcji kolumny (stąd konieczne trzy pary wejść).
LCC to "Low Compression Concept" - "pozwalający membranie głośnika poruszać się swobodnie w każdych warunkach; co oznacza, że Audiovector będzie odtwarzał wiernie jakikolwiek podany mu sygnał - bez względu na głośność i złożoność materiału". SEC to z kolei "Soundstage Enhancement Concept", który umożliwia wybór dowolnego miejsca odsłuchu, podczas gdy scena dźwiękowa pozostanie stabilna…
Dwa ostatnie "koncepty" mają związek z konstrukcją głośnika wysokotonowego, niezamkniętej z tyłu samym magnesem czy też puszką - fala biegnie swobodnie od tylnej strony kopułki przez długi tunel aż do otworu na tylnej ściance. Stamtąd promieniuje na zewnątrz, powodując powstanie większej dawki odbić niż przy efektywnej pracy tylko przedniej strony kopułki, promieniującej głównie w kierunku słuchacza.
Nietypowy cokół zawiera dwie szczeliny, przez które wydostaje się ciśnienie z bas-refleksu umieszczonego w dolnej ściance. Można też uznać, że dopiero same szczeliny są właściwymi właściwymi otworami układu rezonansowego.
Tak czy inaczej, rozwiązanie jest co najmniej ciekawe pod względem wzorniczym, a producent dodaje walory akustyczne twierdząc, że taka aranżacja wzmacnia bas, pozwalając zarazem ustawić kolumny bliżej ściany, chociaż zwykle jedno z drugim nie idzie w parze.
Nowa topologia zwrotnicy
Według producenta najważniejszą zmianą w stosunku do poprzedniej serii Mi3 jest nowa topologia zwrotnicy, która zawiera tylko pojedyncze elementy szeregowe; bardzo prosty układ ma zapewnić najniższe straty, a jako kolejna "technologia" nosi nazwę DFF (Dynamic Feed Technology) i ma być dla konkurencji bezpardonowo: "najbardziej zaawansowaną technologią zwrotnic na planecie".
Kolejny temat: sama obudowa. Z opisu na stronie polskiego dystrybutora można się dowiedzieć, że (typowe dla innych kolumn) ożebrowania obudowy powodują podbarwienia, z którymi walczy się wytłumieniem, a ponieważ w w kolumnach M3 wyeliminowano równoległe ożebrowania, więc też nie było potrzebne intensywne wytłumienie, co z kolei pozwoliło zmniejszyć objętość obudowy…
Nawet początkujący konstruktor zdziwi się mocno takim wywodem. Okazuje się jednak, że w oryginalnym angielskojęzycznym opisie nie chodzi o żadne ożebrowanie, lecz o wygięte ścianki boczne. Najbardziej tajemniczy jest jednak system ARA reprezentowany na zewnątrz przez mały dwupozycyjny przełącznik, o którym już wspominaliśmy.
Jego zadaniem jest przystosowanie kolumny do pracy w słabo wytłumionym pokoju, gdzie powstaje "echo" - jakoby neutralizowane przez działanie systemu.
Jakie są kulisy działania tej technologii - nie wiadomo, jest ona obowiązkowa w wersji Avantgarde, natomiast w pozostałych - a więc i w testowanej wersji Signature - opcjonalna. Zanim jednak dowiedzieliśmy się o opcjonalności, widząc hebelek sprawdziliśmy w naszym laboratorium, jakie skutki przynosi jego przełączanie.
System ARA był zainstalowany albo nie, ale wówczas przełącznik nie powinien być chyba w jakikolwiek sposób aktywny… a jednak różnice pomiędzy charakterystykami były drastyczne. Wszystko to jednak tylko dodatki i jeśli nawet nie są aż tak cenne, jak to sugeruje firmowa prezentacja, przecież nie zmniejszają wartości zasadniczej konstrukcji.
W ogólnych założeniach M3 Signature jest układem dwuipółdrożnym, z parą tego samego typu (oczywiście inaczej filtrowanych), solidnych "18-tek", umieszczonych bezpośrednio jedna na drugą, ale zainstalowanych w oddzielnych komorach bas-refleks (z poziomą przegrodą między głośnikami).
Komora nisko-średniotonowego jest nieco mniejsza i ma na górze tylnej ścianki otwór podobny do znajdującego się tuż nad nim otworu tunelu prowadzącego od głośnika wysokotonowego. Komora niskotonowego ma ten otwór w dolnej ściance, sprzężony z "prześwitującym" cokołem.
Odsłuch
Uruchomienie Audiovector M3 Signature nie poszło łatwo, ale w dużej mierze sam sobie byłem winien. Na potrójnym terminalu nie było założonych zwór i nie zauważyłem, aby zostały dołączone luzem - co czasami się zdarza, ale są też sytuacje, w których dostarczane do testu kolumny "demonstracyjne" są ich w ogóle pozbawione.
I trzeba sobie wtedy radzić, a w przypadku M3 było to wyjątkowo trudne. Kląłem, rzeźbiąc linki z przewodów, obiecując sobie wzięcie odwetu przy pisaniu testu odsłuchowego… Po wszystkim okazało się jednak, że zwory były - w niepozornej białej kopercie, więc poniechałem zemsty. I tak bym ich nie skrzywdził…
Ich brzmienie jest zbyt ciekawe i intrygujące, zbyt bogate i wartościowe dla analizy, aby fałszować tę relację – nawet nie gwoli "sprawiedliwości", lecz dla walorów poznawczych. I tak jesteśmy skazani na dużą niedokładność w "transmisji wrażeń" - to, co usłyszy recenzent, jego wrażenia, w niedoskonały sposób zamieniają się w słowo pisane, które potem jest na wiele różnych sposobów rozumiane przez czytelników. Nawet nie chodzi o to, iż każdy słyszy inaczej, ale o to, że każdy rozumie inaczej pojęcia stosowane w audiofilskim języku.
Brzmienie kreowane przez M3 Signature jest właśnie "kreowane". I jest to kreacja przez duże "K". To słowo nie musi być jednak wielkim i jednoznacznym komplementem – niesie w sobie sens tworzenia, dowolności, interpretacji, indywidualności, mniej lub bardziej dalekiej od pożądanej neutralności, która wiąże się tylko - i aż - z odtworzeniem.
Truizmem jest stwierdzenie, że każde urządzenie audio zarówno odtwarza, jak i tworzy – chociaż podchodząc do sprawy pryncypialnie, tak przedstawione tworzenie jest rezultatem błędów w odtwarzaniu… Czy brzmienie kolumn Audiovector M3 Signature jest więc błędem przez duże "B"? Oto jak można nawywijać…
Mimo wszystko upieram się przy słowie kreacja, nadając mu tutaj pozytywne znaczenie. Słuchając kolumn Audiovector M3 Signature zadałem sobie pytanie: czy kolumny grające neutralnie mogą grać aż tak… efektownie?
Niewiele w ich brzmieniu fałszowało, nie było ani komercyjnego eksponowania skrajów pasma, ani ich manierycznego zaokrąglania, chwytów pogłębiających scenę kosztem nasycenia pierwszego planu, czy też odwrotnie.
Zarówno tonalnie jak i przestrzennie panuje równowaga, lecz nie asekuracja - Audiovector M3 Signature grają z nadzwyczajną swobodą i, trzymając się już kwestii przestrzeni, potrafią zarówno wyrzucić solistów do przodu, jak też pokazać akompaniament ustawiony znacznie dalej.
Wypada może zaznaczyć, że większe wrażenie robi wyjątkowa plastyczność pierwszego planu, namacalność i obecność pozornych źródeł niż przejrzystość, która też nie kuleje, tyle że nie narzuca krystaliczności lub eteryczności; brzmienie jest świeże i soczyste, dźwięczne, lekkie i nasycone.
Nadzwyczaj trójwymiarowe, bez spłaszczenia i kotary oddzielającej od słuchacza, M3 Signature grają momentami wręcz porywająco, unikając jednocześnie natarczywości. Zawsze przyjemnie i wygodnie dla ucha, tyle że nie jest to komfort brzmienia miałkiego i nijakiego.
To nic trudnego – grać na pół gwizdka, starannie, ale asekuracyjnie, i nie dać się złapać na błędach, wykonując program minimum, tutaj program jest jednak bardzo ambitny. M3 Signature chwilami szarżują, jednak biorą wszystkie przeszkody, może nie idealnie czysto, może z niedociągnięciami w technice, lecz końcowy rezultat jest tego wart.
Żywa i zwinna góra pasma jest selektywna, lecz nie sterylna; nie rozsypuje się nieustannie na drobiny mikrodetali, potrafi błysnąć i zaatakować, a przy tym nie mogłem oskarżyć jej o agresywność. Podobnie bas - nasycony i nawet podbity w wyższym podzakresie, rytmiczny lecz niemęczący zbyt silnymi i utwardzonymi uderzeniami, ani rozmiękczony.
Owszem, nie jest to propozycja dla minimalistów zastanawiających się, czy bas z kolumn dwuipółdrożnych "zmieści się" w pomieszczeniach 20- czy 30-metrowych, ani dla audiofilów wymagających najwyższej precyzji. Nie jest to też bas "masujący" i nagrzewający cały przekaz. Działa sprawnie, bez żylastości i dudnienia, pojawia się chętnie, nie jest superszybki, ale nie wlecze się też w ogonie.
Rozbierając charakterystykę na klasyczne podzakresy trzeba przyznać, że najwięcej "uroku" ma średnica – witalna, barwna, trochę niespokojna, pobudzająca całe brzmienie; lekko wyodrębniona, na przejściach ku sąsiednim podzakresom pojawiają się chyba osłabienia, które tym razem nie przerywają wątku.
Naturalność i spójność płyną tu nie z ulepienia w papkę, lecz z harmonii, substancyjności, ożywienia i efektownego pozycjonowania pozornych źródeł na scenie. Jak się okazuje, nie było do tego potrzebne idealne wyrównanie charakterystyki, choć ogólna równowaga podzakresów została zabezpieczona.
Cenię brzmienia pewniej osadzone w neutralności i dokładności, nie chcę jednak udawać, że lekkie swawolenie kolumn Audiovector M3 Signature psuje mi humor. Wręcz przeciwnie - te kolumny grają radośnie i przekonują do takiego sposobu percepcji.
Muzyka czerpie z różnych klimatów i tutaj nostalgia oraz smutek nie zostaną w pełni wydobyte, chociaż wszelkie przejawy dramatyzmu z pewnością - Audiovector M3 Signature grają z polotem, swadą i zaangażowaniem, jakiego wiele neutralnych kolumn może im pozazdrościć. I dlatego jest to piękna kreacja, a nie kreatura.
Andrzej Kisiel