Francuska firma Waterfall zajęła na rynku szczególną pozycję. Wszystkie jej produkty są na tle konkurencji wyjątkowe i pokazują silną specjalizację. Najważniejszym punktem całego programu jest zastosowanie szkła - nie w jakimś wybranym elemencie konstrukcji, nie w głośnikowych membranach, ale jako podstawowego tworzywa obudowy! Po co?
Wydawałoby się, że tym razem, wobec tak spektakularnego efektu wizualnego, nie jest już potrzebna jakakolwiek odkrywcza argumentacja akustyczna. Wtedy jednak pojawiłaby się wątpliwość: czy pod względem akustycznym nie jest to wręcz krok wstecz wobec konwencjonalnych konstrukcji?
Nawet jeżeli technologicznie możliwe jest wykonanie szklanej obudowy, to czy jej właściwości są odpowiednie? I tak, i nie. Samo szkło jako budulec, jako materiał ścianek, jest bardzo dobre.
Co prawda nie można go (tak łatwo) wyginać, jak mdf, sklejkę, ani frezować, ani odlewać w dowolne kształty, ani też bez śladu łączyć różne jego elementy - generalnie jest trudne w obróbce, ale jeżeli zgodzimy się na płaskie ścianki i formę prostopadłościanu, to mechanicznoakustyczne właściwości tafli szkła są całkiem dobre - ma lepsze tłumienie wewnętrzne niż aluminium (nie "dzwoni"), jest bardzo sztywne - chociaż, jak wiadomo z doświadczenia - kruche...
Szkło nie jest też jednak tak cudownym materiałem, aby tłumić padającą nań falę. Problemem nie jest szkło jako takie, lecz to, że efekt wizualny, jaki zapewnia i dla którego chcemy je zastosować, wymaga wyeliminowania z wnętrza obudowy wszelkich materiałów tłumiących, stosowanych przecież powszechnie, zarówno w tradycyjnych obudowach z mdf-u, płyty wiórowej, czy w obudowach ze skorup aluminiowych lub kompozytowych.
Jestem pewien, że w niezwykłej obudowie kolumn Hansen Prince v2, testowanych w tym samym numerze "Audio", niezależnie od jej nadzwyczajnych zalet mechanicznych i akustycznych, jest jakiś materiał wytłumiający.
Konstruktor musi zwykle zdecydować, gdzie, ile i jaki materiał tłumiący umieścić, ale nie musi się w ogóle przejmować, że wytłumienie to jest widoczne. Nie chodzi o tłumienie tym sposobem wibracji ścianek (temu służą ewentualnie maty bitumiczne), które mogą być idealnie martwe - mimo to w obudowie powstawać będą rezonanse fal stojących na skutek odbijania się fal.
Przynajmniej częściowo trzeba je wytłumić pokrywając ścianki gęstym materiałem albo umieszczając luźniejszy materiał w wybranych miejscach obudowy. I nic z tego nie wchodzi w grę w obudowie, która ma być jak najbardziej przezroczysta...
Na razie nie wymyślono przezroczystego materiału tłumiącego. Jak więc przeciwdziałać falom stojącym w obudowie bez jego pomocy? Ostatecznie, gdyby akustycznie obudowa miała starannie dopracowany kształt, optymalizowany pod kątem rozproszenia wewnętrznych rezonansów, bez ścianek równoległych, a najlepiej z wygiętymi, jak np. w przypadku Fazon Dali... ale w obudowie, która ma postać wysokiej prostopadłościennej kolumny, w której fale stojące generują się wyjątkowo chętnie?
Zastosowany "patent" nazwano Acoustic Damping Tube (ADT). We wnętrzu obudowy Waterfall Victoria Evo, na jej samym dnie, widać pewne skomplikowanie konstrukcji - jak się jednak okazuje, to nie element systemu ADT, ale membrana bierna i znajdująca się tuż ponad nią zwrotnica.
System ADT tworzą dobrze widoczne osłony tyłów głośników nisko-średniotonowych; mogłoby się wydawać, że są one konieczne już tylko ze względów estetycznych. I taką rolę przecież pełnią, ale według wyjaśnień producenta tworzą one barierę przed wędrówką fal z powrotem, przed ich "uderzeniem" w tylną stronę membrany.
Być może elementy te w pewnym stopniu działają jak "pułapki basowe", ale zasadniczo energia wewnątrz obudowy nie jest szybko tłumiona, a tylko zamknięta. Czy to wystarczy? Zastanówmy się, na czym polega szkodliwość fal stojących generowanych wewnątrz obudowy, jak stają się one słyszalne na zewnątrz - bo przecież dopiero wtedy mogą być szkodliwe. Wydostają się więc dwoma albo trzema drogami.
Którą drogą biegnie fala?
Pierwsza z nich - poprzez membranę głośnika (głośników), która jest atakowana od tyłu i oczywiście tworzy zbyt słabą odgrodę, aby zapobiec transmisji niskich częstotliwości o dużej energii - ale tę drogę w Waterfallach blokuje ADT.
Druga - poprzez ścianki obudowy, co prawda grubsze (niż membrana), ale ich całkowita powierzchnia jest bardzo duża, tak że konwencjonalna, lecz niewytłumiona obudowa z mdf-u emitowałaby sporo energii - tutaj, w kolumnach Waterfall Victoria Evo w sukurs przychodzą ścianki ze szkła, które może nawet gorzej tłumią padającą na nią falę, bo ją odbijają, ale lepiej izolują, ponieważ nie pozwalają jej przenikać.
Wreszcie trzecią drogą, przez którą mogą odzywać się rezonanse obudowy, jest otwór (tunel) bas-refleks - przy czym nie chodzi o podstawowy rezonans Helmholtza, który w systemie bas-refleks chcemy wykorzystać, ale o rezonanse pasożytnicze, wydostające się przez otwór (jak też generowane w samym tunelu).
Membrana bierna
Obudowa zamknięta nie jest narażona na tego typu zakłócenia. Waterfall Victoria Evo nie jest jednak konstrukcją zamkniętą (w znaczeniu systemu akustycznego), ale obudową generującą rezonans Helmholtza, lecz przy pomocy membrany biernej, a nie otworu; membrana bierna jest znacznie bardziej odporna na transmitowanie rezonansów pasożytniczych - niż tunel
Membranę bierną zainstalowano w rzadko spotykany sposób, choć zapożyczony z wielu bas-refleksów - tam często praktykowane jest przecież umieszczanie otworu w dolnej ściance. Promieniowanie od membrany biernej rozchodzi się na wszystkie strony "oknami", jakie tworzą łukowate podcięcia masywnego, metalowego cokołu. Pomysł z takim ulokowaniem membrany jest dobry i rozwiązuje kilka problemów, choć stwarza też - jeden.
Układ rezonansowy napędzają pracujące razem w zakresie niskich częstotliwości dwa 15-cm głośniki; odpowiednia dla nich membrana bierna musi mieć powierzchnię co najmniej taką, jak suma powierzchni ich membran, a więc średnicę znacznie większą - która nie zmieściłaby się ani na przedniej, ani na tylnej ściance.
Za to cokół, jak to cokół, może być, a nawet powinien - szerszy i głębszy, więc tworzy obszar wystarczający do zainstalowania 21-cm membrany biernej. Z kolei umieszczenie jej na skraju obudowy poddaje ją większej presji ze strony głównego półfalowego rezonansu fali stojącej.
Membrana bierna (a dokładnie mówiąc jej masa) może być regulowana przez użytkownika za pomocą dodania krążków 7 lub 27 g, wkręcanych w centrum membrany śrubą M4 (wszystko jest oczywiście w komplecie).
Im cięższa membrana, tym niższa częstotliwość rezonansowa, czyli niżej sięgający bas, kosztem obniżenia poziomu w jego wyższych rejonach (analogiczny efekt w konstrukcji z otworem możemy uzyskiwać zmieniając długość tunelu, bo w ten sposób zmieniamy w nim drgającą masę powietrza).
Dopracowany do perfekcji
Układ głośnikowy jest dwuipółdrożny, dwóm 15-tkom z powlekanymi celulozowymi membranami towarzyszy tekstylna kopułka, przed którą uformowano krótką tubkę i dodano - dość nietypowo - osłonę z metalowej siateczki (jaką stosuje się przed metalowymi kopułkami).
Odlewane kosze wszystkich głośników są bardzo masywne, sprawiają solidne wrażenie. W całej konstrukcji nie ma żadnego wstydliwego, niedopracowanego, niedoinwestowanego miejsca.
Aby tak pomyślana konstrukcja wyglądała choćby schludnie, musi być wykonana ze starannością o wiele wyższą niż kolumna z typową obudową. Tu przecież wszystko widać! A mamy widzieć jak najmniej. W związku z tym nie tylko sama obudowa musi być złożona niezwykle czysto, tzn. bez śladów klejenia, skręcania, wzmacniania i wspomnianego wytłumienia; również typowe "bebechy" układu elektrycznego muszą być specjalnie zaaranżowane, poukrywane.
Zwrotnicę odwrócono do góry nogami i zainstalowano na moście, tuż nad membraną bierną. Pięknie poprowadzono okablowanie - sześć kabelków (po dwa do każdego przetwornika) biegnie oddzielnie, ale równiutko jeden obok drugiego, powierzchnią przedniej ścianki; nie tylko nie przeszkadzają, ale wyglądają jak dyskretna ozdoba.
Pierwsze wrażenia mogą być mieszane - zdziwienie, lekceważenie... czy to żart? Potem okazuje się, że sprawa jest absolutnie poważna, że zrealizowano odważny pomysł przy dużym nakładzie technologii, ciekawych rozwiązań, wysokiej klasy materiałów i wykwalifikowanej pracy.
Kolumnom tym i ich producentowi należy się o wiele więcej szacunku, niżby to mogło się wydawać na pierwszy rzut oka... Założenia estetyczne i techniczne były oryginalne i ambitne, ale też sprostało im - perfekcyjne - wykonanie.
Brzmienie
Chociaż Dali F5 mają piękny opływowy kształt, wysmakowane detale i odważny kolor to w sumie... są normalne - w tym sensie, że koniec końców cechy te nie muszą poważnie wpływać na brzmienie. Z obudowami aluminiowymi już się spotkaliśmy, z "drewnianymi" membranami również... ale kolumna z obudową przerobioną z akwarium... Nie ma przebacz, to musi grać inaczej. I gra.
Przezroczyste ścianki Waterfall Victoria Evo sugerują trochę słabość, chudość, brak wypełnienia - jest jednak zupełnie inaczej. F5 też postawiły na brzmienie swobodne, dynamiczne, detaliczne, lecz raczej rozproszone.
Waterfall Victoria Evo jest za to wulkanem mocnej, skondensowanej energii. Dół pasma jest "nabity" informacjami, basowe dźwięki z natury nie są delikatne, lecz tutaj udało się je nie tyle "wysubtelnić" - wręcz przeciwnie, są mocne, pobudzone - co tak uporządkować, aby było słychać, że w zakresie tym nieustannie coś się dzieje, coś atakuje, a nie tylko jednostajnie buczy.
Co jednak znamienne - chociaż uderzenia są mocne oraz dobrze różnicowane, i przekłada się to na wrażenie dużej dynamiki, jest za nimi dłuższe wybrzmienie niezaciemniające obrazu, lecz dodające brzmieniu konsystencji. To nie są suche, twarde dźwięki; nie są też miękkie... a jeszcze inne - soczyste, dźwięczne, wibrujące.
Pewnie jest tu trochę podbarwień, strach napisać... lekkiego dudnienia... bas nie jest czyściutki i równiutki, ma za to jeszcze więcej animuszu, a przy tym dobrą rozdzielczość - nie samą precyzję, lecz zdolność do wyodrębniania poszczególnych dźwięków.
W dużym stopniu wpływa to na charakter całego brzmienia Waterfall Victoria Evo - bardzo dynamicznego, energetycznego - lecz wcale nie określa nazbyt ciężkiego czy ciemnego klimatu; sam bas jest bowiem wartki, drugi skraj pasma też nie śpi, a i średnicy nie można odmówić wyrazistości.
Cały dźwięk jest zdecydowany, jędrny, zwarty, spójny, ale nie ma kleistości tłumiącej detal.
Wracając do wysokich tonów, bo jednak warto poświęcić im oddzielny akapit - są świetne, pełne życia, mniej subtelne i mniej eteryczne, bardziej skupione na konkretnych, mocniejszych dźwiękach, a równocześnie przejawiające szlachetną odmianę sypkości; góra pasma nie jest gładka i grzeczna, nie tak subtelnie różnicowana i tak zwiewna jak z Dali, ale za to świetnie pasuje do charakteru basu - bogata, radosna, iskrząca, jednocześnie wcale nie jednostajna ani nie podbita - łączy się ze środkiem pasma bardzo naturalnie, dzięki czemu dźwięk jest bezpośredni.
A ponieważ ma mocny fundament basowy, więc wszystko trzyma się kupy - muzycy sprawiają wrażenie specjalnie zmotywowanych, doskonale zgranych, mających siłę na specjalne popisy.
Waterfall Victoria Evo nie symuluje dynamiki i skali naturalnych instrumentów, ale żywość i bliskość przekazu są bardzo inspirujące. Brzmienie nie jest gładkie i higieniczne, ma fakturę, strukturę, trochę ubarwiającej i "naturalizującej" szorstkości.
Jedno z moich testowych nagrań, z perkusją i basem, zabrzmiało absolutnie spektakularnie. Żebyście jednak nie pomyśleli, że to kolumny do "młócki" - dobra równowaga, którą reprezentują, służy każdej muzyce, ale dynamika też, a to walor rzadszy wśród kolumn tej wielkości, dlatego specjalnie go podkreśliłem.
Myślę, że za samo brzmienie kolumny te warte są swojej ceny. Teraz każdy musi już sam sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chce mieć w domu tak grające akwaria, czy normalne kolumny...
Andrzej Kisiel