Sonus zaczynał bardzo hardcorowo, co miłośnicy jego sztuki na pewno pamiętają, ale ci, którzy dopiero od kryli włoskie projekty, powinni to wiedzieć - firmowe tradycje tkwią w konstrukcjach podstawkowych, rozwijających się od malutkich Minim aż do niebywałych Extrem do momentu, w którym Sonus zdecydował się pójść na swoisty kompromis - ustąpił przed oczywistym na całym rynku pożądaniem kolumn wolnostojących. To pozwoliło mu wypłynąć z audiofi lskiej zatoczki na znacznie szersze wody. Tym szersze wody.
Tym szersze, że niemal równocześnie Sonus pokazał zdolność do produkowania niekonieczne bardzo drogich, ekstremalnie luksusowych produktów. Oczywiście utrzymanie najwyższego poziomu wykonania, ustalonego wcześniej dla konstrukcji podstawkowych, w przypadku dużych kolumn wolnostojących jest trudne, a w każdym razie pociąga za sobą zdecydowanie wyższe koszty.
Mimo to cena Amati Homage, chociaż do pewnego momentu najwyższa w historii Sonusa, wydawała się całkiem umiarkowana - była tylko ok. dwukrotnie wyższa od ceny wykonanych w takim samym standardzie podstawkowych Guarneri Homage, przecież wielokrotnie mniejszych.
Tańsze modele wolnostojące Sonusa nie zawierają takich materiałów, takiego bajeru, i choć firmie całkiem sprytnie udaje się utrzymywać znamiona własnego stylu za pomocą tańszych środków, to "prawdziwy" Sonus jest Sonusem z wyższej półki, w obudowie lśniącej politurą położoną na paski naturalnego forniru podzielone intarsjami. Tak jak w Amati.
Kilka lat później Sonus wspiął się jeszcze wyżej i zaprezentował kolumnę Stradivari, będącą do dzisiaj modelem flagowym; kosztuje ponad 100 000 zł, choć to nawet trochę dziwne, że Sonus nie poszedł jeszcze dalej, bo przecież wielu innych producentów, o wcale nie większej renomie w sferze hi-endowej, żyje z klientów, którzy na kolumny gotowi są wydać kilkaset tysięcy...
Polityka pewnej wstrzemięźliwości (a może przyzwoitości?) Sonusa przypomina trochę B&W, ponieważ ta firma też zatrzymuje się na tym pułapie. Z mojego osobistego doświadczenia, czyli kontaktów ze znajomymi, wynika, że Sonus jest marką najlepiej rozpoznawalną wśród ludzi niekoniecznie audiofilsko zakręconych (co wcale nie znaczy, że niegotowych na wydanie dużych pieniędzy…); mogą nie wiedzieć, co to Wilson Audio, Triangle, a nawet B&W i Focal, ale zwykle kojarzą Sonus Fabera.
I to jest dla nich jakieś marzenie lub chociaż punkt odniesienia, symbol luksusowego, stylowego sprzętu. Z pewnością Sonus osiągnął swój cel, może nawet sukces większy, niż się spodziewał ćwierć wieku temu...
Amati Vice
Amati pozostaje "vice" w ofercie Sonusa, choć od kilku lat nie jest to już to samo Amati, co na początku. Amati Homage przetestowaliśmy zaraz po ich pokazaniu się na rynku, pod koniec lat 90. ubiegłego wieku.
Kilka lat temu zostały one zastąpione modelem Amati Anniversario, ale nazwa serii (w nomenklaturze Sonusa zwanej "kolekcją"), do której nowe Amati należą, to wciąż Homage; jest w niej jeszcze wspomniany Stradivarii, a także Guarneri Memento - następca Guarneri Homage.
Seria jest teraz dobrze zorganizowana o tyle, że pewne typy przetworników, jakie Sonus zastosował po raz pierwszy w Stradivarii, lub typy pokrewne zawędrowały do nowych Amati i Guarneri, wypierając dawne.
Nie jest jednak spójna (to nie zarzut) o tyle, że tylko Stradivarii ma niekonwencjonalną obudowę o nadzwyczajnej szerokości (i umiarkowanej głębokości) - Amati nie, jest w tej mierze tym, czym było - kolumną piękną, wyjątkową, ale o konwencjonalnych proporcjach.
Cremona
Strategię firmy można jednak odszyfrować - w niższej serii (pardon, kolekcji) Cremona najlepszym modelem jest również konstrukcja szeroka - czyli Elipsa - a oprócz niej jest bardziej tradycyjny podłogowiec, czyli Cremona M.
Chodzi więc o to, aby w obydwu "wysokich" seriach (są jeszcze dwie tańsze - Liuto i Toy) zaproponować wybór między dwoma kolumnami wolnostojącymi - droższymi, większymi i szerokimi a nieco tańszymi i "normalniejszymi", i dodać do tego z natury rzeczy najmniejszy i najtańszy model podstawkowy...
A w przypadku serii Cremona jeszcze wyspecjalizowane głośniki do kina domowego, których nie ma w linii Homage - więc kto chce budować superkino z najlepszymi kolumnami Sonusa na froncie, musi pogodzić się z kompromisem, że "elementy" kinowe, takie jak: centralny, surroundy i subwoofer, będą pochodzić z tańszej serii...
Będzie to pewnie trochę i słychać, i widać. Ale mnie się taka sytuacja podoba - najlepsze kolumny są do słuchania muzyki - i już. Robić surroundy na bazie Guarneri byłoby przecież perwersją...Sonus Faber "umocowuje" swoje produkty w historii i tradycji włoskiego lutnictwa (nie mylić z lotnictwem); aktualny model nazywa się Anniversario nie z powodu jubileuszu samej firmy, ale nawiązania do roku...1505, w którym urodził się Andrea Amati, mistrz lutniczy z Cremony. Przy swojej całej ekskluzywności.
Układowo tradycyjny Amati
Amati jest układowo tradycyjnym zespołem trójdrożnym, z konwencjonalnym ustawieniem i proporcjami przetworników w dużej, pięknej, ale też "bezpiecznie" wyglądającej obudowie.
Najambitniejsza koncepcja Sonusa, dotycząca szerokiej obudowy, nie jest pomysłem szalonego "designera", który nie rozumie, że klienci lubią kolumny wąskie, lecz poważną propozycją akustyczną; niestety, niewiele wskazuje na to, aby koncepcja ta została na rynku doceniona i mogła się upowszechni.
Tak różne pod względem proporcji obudów projekty Stradivarii i Amati są silnie spowinowacone samymi przetwornikami. Kiedy więc patrzymy tylko na nie, na pierwszy rzut oka różnią się wyłącznie wielkością niskotonowych - w Stradivarii to 26-tki,w Amati 22-ki; sekcje średnio-wysokotonowe wydają się identyczne...ale nie są - o czym dalej.
Tropem Stradivarii
Mimo pewnych różnic Amati Anniversario poszło wyraźnie tropem Stradivarii, jeśli chodzi o głośniki, porzucając w zasadzie cały wcześniejszy komplet Scan-Speaków na rzecz skandynawskiego "miksu", w którym udział wzięli i Duńczycy (Scan-Speak oraz Audio Technology), i Norwegowie (Seas).
Wysokotonowy to pierścieniowy S-S, trochę inny niż w Stradivari, ale też nie taki, jak w serii Cremona; średniotonowy - to Audio Technology z nowej serii C-Quenze (co najmniej z zewnątrz podobny do tego ze Stradivariego), niskotonowe - to Seasy.
Sonus Faber nie produkuje samodzielnie samych przetworników - od początku i konsekwentnie współpracuje na tym polu z producentami skandynawskimi, ale jest na tyle poważnym odbiorcą (i to od wielu lat), że nie kupuje wersji standardowych; nawet jeżeli są one dopracowane i uniwersalne, to do konkretnej konstrukcji mogą być korzystne zmiany pewnych parametrów, projektanci Sonusa mogą mieć nieco odmienne poglądy na pewne sprawy (elektroakustyka to w równej mierze sprawa obiektywnych parametrów, jak i poglądów), i wreszcie z powodów politycznych dobrze jest mieć w swoich konstrukcjach takie głośniki, jakich nie mają inni.
Firmy produkujące zespoły głośnikowe i własne do nich przetworniki, mogą się chwalić, że są w stanie najlepiej je zoptymalizować. Jest to jednak prawda tylko w przypadku bardzo dużych firm, o dużej skali produkcji, którym opłaca się to robić wraz z każdym nowym projektem; dla wielu nawet tych znanych najlepszą drogą jest właśnie kooperacja z równie poważnymi, wyspecjalizowanymi dostawcami przetworników, którzy zrealizują praktycznie każde rozsądne zamówienie za rozsądną cenę.
Obudowy Sonusa
Ostatecznie specjalnością Sonusa są obudowy - one determinują styl i wyjątkowość firmy oraz jej oferty - przede wszystkim w wymiarze estetycznym, choć także akustycznym.
Niezależnie od szczególnych cech szerokich obudów Stradivariego i Elipsy, już wcześniejsze konstrukcje Sonusa zaprezentowały (wówczas) nowy kształt, który kilkanaście lat temu stał się powodem sporu o prawa autorskie, kiedy inna - doskonale znana firma - wprowadziła podobny do swoich referencyjnych produktów; jak pokazał dalszy bieg wypadków, Sonusowi nie udało się utrzymać wyłączności, bo dzisiaj ten kształt jest niezwykle popularny; z pewnością udowodnił swoje zalety akustyczne, okazał się wizualnie atrakcyjny, w końcu na tyle dobrze opanowano techniki (różne) produkowania obudów tego typu, że mogły one pojawić się nawet w modelach niskobudżetowych. Dlatego dzisiaj już mało kto kojarzy Sonusa jako pioniera w tej dziedzinie, jakim niewątpliwie był.
I obudowa Amati
Obudowę kolumn Sonus Faber Amati Anniversario podzielono wewnątrz na dwie komory - znacznie większą dla obydwu głośników niskotonowych i mniejszą dla średniotonowego; to jeszcze nic nadzwyczajnego, ciekawe są otwory z tyłu obudowy - nie okrągłe, ale w kształcie pionowych szczelin, o szerokości ok. 2 cm i wysokości 12 cm (górna) i 20 cm (dolna).
Okazuje się, że tunel górnego otworu, przecież całkiem duży, prowadzi do komory głośnika średniotonowego, jest jednak na połączeniu z tą komorą wytłumiony i nie promieniuje dużej energii (tym bardziej, że głośnik średniotonowy jest konwencjonalnie filtrowany górnoprzepustowo).
Bas-refleks głośników niskotonowych, poza nietypowym kształtem otworu (który nie zmienia jednak jego zasady działania), nie skrywa już żadnych niespodzianek; komora wytłumiona jest w średnim stopniu lekką włókniną wypełniającą ok. połowę objętości.
Trzeba pamiętać, że specjalny kształt obudowy działa redukująco na fale stojące tylko w płaszczyźnie poziomej, w której widać wygięcie ścianek, natomiast na dystansie tworzonym między dolną a górną ścianką, zwłaszcza że jest to dystans największy w całej konstrukcji, fale stojące wzbudzałyby się bardzo chętnie i trzeba im przeciwdziałać umiejętnym ulokowaniem wytłumienia - jednocześnie nie można z nim przesadzić, aby nie stłumić bas-refleksowego układu rezonansowego obudowy.
Imponujące pod każdym względem
Kolumna Sonus Faber Amati Anniversario jest imponująca - wielkością, kształtem, materiałami, dbałością o detale. Widać jej lekkie pochylenie do tyłu, które nie jest już jednak spowodowane kształtem właściwej obudowy, ale specjalnym podparciem - para przednich kolców cokołu jest wyższa od pary tylnej, szczątkowej, dzięki czemu w łatwy sposób zostaje uzyskany ten efekt - mający znów znaczenie nie tylko wizualne, ale i akustyczne; w takiej sytuacji zmienione zostaje usytuowanie centrów akustycznych przetworników względem miejsca odsłuchowego (zmniejszone zostają różnice odległości, jakie zwykle występują przy kolumnie ustawionej pionowo, gdy głośnik wysokotonowy znajduje się bliżej niż pozostałe).
Inne udoskonalenie frontu to ścięcia przygotowane z boku i powyżej sekcji średnio-wysokotonowej - pozwala to falom "opływać" do tyłu spokojniej; ważne jest, że zagięcie bliskie samym głośnikom nie jest zbyt radykalne i samo nie wywołuje odbić.
Z tych też powodów znajdujące się ponad głośnikiem wysokotonowym dość wysokie "czoło" pozwala odsunąć górną krawędź obudowy na bezpieczną odległość. Jeszcze jednym doskonałym pomysłem firmy, pracującym na rzecz elegancji i brzmienia, jest maskownica, stworzona z wielu gumowych linek, zebranych na obydwu końcach przez metalowe listwy, które instalujemy na skrajach frontu.
Co prawda górna listwa może trochę odbijać fale, ale same struny i brak ramek po bokach nie powoduje żadnych zakłóceń - co potwierdziły nasze pomiary. Zgodnie z firmową tradycją, front pokryto skórą. Czy naturalną, czy sztuczną?
W kilku testach napisaliśmy kiedyś że sztuczną - w odpowiedzi na twierdzenia producenta, że naturalną. Tym razem w materiałach firmowych nie znalazłem niczego na ten temat, nawet słowa skóra (co być może jest znakiem czasów), więc sami nie będziemy prowadzili w tej sprawie śledztwa.
Z kolei tył jest efektowny nie tylko dzięki podłużnym otworom, ale i podcięciu w łuk, jakie można zauważyć na całej jego długości; ten wąski i gruby element wyfrezowano z jednego kawałka mdf-u. Dzisiaj nie jest to wielka filozofia, ale kiedyś...
Bardziej od technologii, które nie są tu wcale kosmiczne, liczy się dobry gust i doskonałe wykonanie; wszystko jest idealnie spasowane, niczego nie zaniedbano, całość i każdy detal cieszą oko tak samo dzisiaj jak dawniej.
Odsłuch
Doskonale wiem, co usłyszałem, także to, co chcę w tej relacji przekazać. Wiem już nawet, z czym chcę Amati porównać; wypada to jednak zrobić tak staranie, tak elegancko, jak same Amati są wykonane, a jednocześnie tak czytelnie i zrozumiale, jak Sonus Faber Amati Anniversario brzmią...a więc się zaczęło.
Pierwsze skojarzenie z innymi brzmieniami przywołało...samego Sonusa. Może to mało sensacyjne i mało odkrywcze, ale ważne i ostatecznie jednak ciekawe - mimo że Sonusy brzmią generalnie bardzo neutralnie, to w tkwi w tym jakaś firmowa, oryginalna siła, jakiś gen, który powtarza się i buduje powinowactwo Sonusów.
Wyraźne, ale właśnie ciekawe o tyle, że trudne do namierzenia jako odstępstwo od neutralności; to coś głębszego, coś w barwie, co daje Sonusom charakter i szlachetność. Wcale nie myśląc o nich w tamtej chwili, gdy tylko "odpaliłem" Sonus Faber Amati Anniversario, od razu pojawiło się - Stradivari, Elipsa, Cremona...
Te tak bardzo różniące się cenami kolumny i brzmienia wyraźnie coś łączy. Przy czym nie jest to ani tanie efekciarstwo (że nie tanie, to wiemy…), ani też w sumie równie łatwe do osiągnięcia "wysubtelnienie" brzmienia. Sonusy brzmią elegancko, ale wytrawnie, wcale nie słodko!
Byłby więc w błędzie ten, kto na podstawie ich aparycji i wszelkich zachwytów oczekiwałby brzmienia najłatwiejszego i najłagodniejszego, bez względu na okoliczności, a więc przede wszystkim na jakość nagrania.
Amati niczego nie wyostrza, ale też nie zmiękcza i specjalnie nie dociepla; nie retuszuje i nie wygładza, ma zdolność do naturalistycznego przedstawienia faktury i właśnie barwy, do ujawnienia przybrudzeń i chropowatości.
Takie artefakty nie są natarczywe, pozostają dodatkami, nie zmieniają muzycznej rzeczywistości, lecz wzbogacają ją tym, co w gruncie rzeczy do niej należy, a przez inne kolumny jest często tłumione, wycofywane.
Brzmienie Sonus Faber Amati Anniversario jest szlachetne przez swoją prawdomówność, a nie przez fałszywą grzeczność; jest bardzo "analogowe" w tym sensie, że ucieka od sterylności i zimna kojarzonego z "cyfrą".
Ale nie jest wcale "lampowe", bo nie ładuje w nas gęstym dołem, nie podgrzewa średnicy i nie wybłyszcza ani nie zaokrągla góry pasma; w tych kwestiach panuje umiar, brzmienie nigdy nie jest podkręcone i ożywione zastrzykiem adrenaliny, a jedynie - i oto chodzi - bezkompromisowo spójne, bezpośrednie, czytelne - niekoniecznie krystalicznie przejrzyste i przejmująco detaliczne, lecz w spokojny, uprzejmy sposób "asertywne" w pokazywaniu wszystkiego w naturalnych proporcjach.
Najwyższa klasa tego brzmienia wymaga nie tyle oswojenia, co osłuchania; żeby je docenić, musimy albo wcześniej słyszeć niewiele (wtedy będziemy zachwyceni), albo...bardzo dużo i mieć już dosyć poszukiwań tego, czego w świecie sprzętu znaleźć nie można - stuprocentowo naturalnego dźwięku w każdym wymiarze, a do tego zawsze przyjemnego, fascynującego, powalającego, a kiedy nasz nastrój się zmienia - relaksującego, komfortowego, itp.
Takich cudów nie ma...poza naszą audiofilską wyobraźnią i niektórymi recenzjami...Ta recenzja do takich nie należy, bo może potraktować sprawę otwarcie, wciąż stawiając Amati na piedestale. Sonusy są tego warte i na to zasługują - aby szanować ich wybór; dźwięku rzetelnego, a nie komercyjnego, nie przymilnego i nie "melodramatycznego".
Wyobrażam sobie, że dla miłośników silnych wrażeń Sonus Faber Amati Anniversario brzmieć będą zbyt zwyczajnie, za mało spektakularnie, nie eksplodując od razu detalem ani przestrzenią.
Ale poczekajcie, posłuchajcie więcej płyt, znajdźcie takie, na których ten detal i przestrzeń są dobrze zapisane, nie oczekujcie, że Amati wygeneruje to, czego nie ma, czy choćby wyolbrzymi to, co jest zbyt słabe, a dla naszej frajdy mogłoby być większe i wyraźniejsze.
Dwa porównania z innymi kolumnami w podobnej cenie: nie tak wiele różni ogólny charakter Amati od Prince (Hansena), obydwa brzmienia oscylują wokół dobrego zrównoważenia, neutralności i koherencji - zintegrowania detalu z głównymi wydarzeniami; są też jednak wyraźne różnice: Prince ma bowiem "odchyłkę" w stronę mocniejszego nasycenia dolnej średnicy, Amati stawia akcent nieco wyżej, dając tym samym bardziej dobitne, bezpośrednie brzmienie; na tym tle już zupełnie inaczej prezentują się "800-tki" B&W, budując głębszą przestrzeń i plastyczność poprzez lekkie wycofanie "górnego środka".
To różne smaki brzmień najwyższej klasy, a wszystkie mogą wylegitymować się doskonałą dynamiką, która w przypadku
Kolumna Sonus Faber Amati Anniversario jest też w dużym stopniu oparta na nadzwyczaj zwartym, gęstym basie. W B&W bas jest jeszcze twardszy, może nawet i niższy, wibrujący, choć wcale nie wyeksponowany; w Sonusach bardziej "korzenny", swobodniejszy, i wciąż w tempie, z uderzeniem, bez szokujących efektów subsonicznych, wpleciony w muzykę, ale grający mocną, wyraźną rolę.
Owszem, wysokie tony z Diamentów mają więcej blasku i dźwięczności, w Amati góra pasma jest selektywna, wyrafinowana, lecz nie ofensywna, nie da ostatecznej frajdy tym, którzy lubią sypiące się stąd iskry, lub strumień słodyczy, lub dźwięczne uderzenie blach; Amati trzyma największe wysokotonowe emocje na wodzy, aby nigdy nie podważyć doskonałej spójności i znaczenia średnicy; ta jednak też nie jest zmanierowana, nabita ani krzykliwa - raczej wytwornie dokładna.
Jak w niejednej bardzo dobrej kolumnie - ale wcale nie w każdej bardzo drogiej - słychać, że konstruktor wiedział, czego chce. I chyba musiał wiedzieć, że chcieć może tego wielu klientów, dla których wygląd musi być specjalny, ale brzmienie - naturalne.
To nie takie oczywiste, że wszyscy klienci, których stać na zakup tak luksusowych kolumn, właśnie takich zalet oczekują; Sonusy są powszechnie znane i lubiane za ich wygląd - nie tylko w kręgach audiofilskich - ale przez tę "powszechność" mogłoby się wydawać, że ich brzmienie będzie bardziej komercyjne, bardziej efektowne; w tym kierunku mogłoby mieć bardziej miękki bas albo dźwięczniejszą górę pasma, albo i jedno, i drugie, albo coś jeszcze...
A tymczasem, w takim kontekście, jest zaskakująco spokojne, zrównoważone i spójne. Sonus Faber wyznaczył ten ambitny kurs sobie oraz swoim klientom, i choć błyszczy wyglądem, to nie łączy tego z ponadnaturalnie błyszczącym brzmieniem.
Wygląd - to sprawa gustu, ale dźwięk jest sprawą pryncypiów, a głównym jest naturalność. O naturalności wyglądu trudno przecież mówić, o naturalności brzmienia - jak najbardziej.
Andrzej Kisiel