Seria Confidence (w symbolach poszczególnych modeli producent stosuje skrót "C", ale pełna nazwa serii to wciąż Confidence) nie jest linią produktów absolutnie najwyższą w ofercie Dynaudio, jednak już tutaj znajduje się najdroższy podstawkowiec. Referencyjne Evidence, chociaż są dwa (Master i Temptation) nie mają towarzystwa żadnego "monitora", nie pojawia się on też obok pomnikowych Consequence.
W kontekście wspomnianego znaczenia, jakie monitory mają w tradycji Dynaudio, może to się wydawać nieco dziwne, ale zejdźmy na ziemię i spójrzmy na to rozsądnie, a wtedy nabierzemy wielkiego szacunku dla polityki firmy.
Znamy luksusowe monitory kosztujące dwa razy tyle, ile C1 czy Epicon 2, niektórzy będą się chwalić, że znają pięć razy droższe... Ale czy mają one inny sens, niż tylko zaspokajanie już nawet niekoniecznie audiofilskich potrzeb tych, którzy na takie kaprysy mają dość kasy?
Kupić najdroższe, najbardziej fantastyczne, pokryte 24-karatowym złotem albo najbardziej egzotycznym drewnem, skórą krokodyla... Tylko z walką o odczuwalną jakość dźwięku ma to tym mniej wspólnego, im wyżej się wspinamy.
Koncepcja konstrukcji podstawkowej jest u swoich podstaw koncepcją pewnego kompromisu, determinowanego zarówno ograniczoną objętością, jak i ograniczonym układem głośnikowym, jaki można zmieścić na przedniej ściance.
Idea "bezkompromisowego monitora" może być traktowana poważnie tylko warunkowo - jako działania zmierzające do uzyskania względnie najlepszych rezultatów przy oczywistych ograniczeniach. Próby przekraczania tych naturalnych ograniczeń są albo bardzo kosztowne, albo pozorne.
Kiedy już nic więcej nie daje się uzyskać od strony akustycznej, inwestuje się w luksusowe wykonanie. Takie naturalne granice odczuwalnej poprawy jakości dla kolumn wolnostojących leżą znacznie dalej, dlatego nie należy pochopnie krytykować dużych i bardzo drogich konstrukcji - mogą one ociekać luksusem, co na pewno nie poprawia relacji jakości (dźwięku) do ceny, ale "przy okazji" mogą brzmieć naprawdę fantastycznie. W przypadku podstawkowców... już wyjaśniłem.
Przodkowie
Mimo że konstrukcje podstawkowe Dynaudio tworzy od samych swoich początków, czyli od prawie czterdziestu lat, to za przodka Dynaudio C1 Platinum uznałbym Confidence 3, model sprzed dwudziestu lat.
Konstrukcja ta była unikalna i przełomowa zarówno ze względu na swoją wielkość (znacznie większa niż przeciętne monitory, z 20-cm nisko-średniotonowtym), jak i wprowadzone wzornictwo - ówczesne dwa modele Confidence (były też wolnostojące Confidence 5) odróżniały się od innych Dynaudio nowoczesnością, utrzymując minimalizm, ale już bez konserwatywnego klimatu, też specyficznego dla wielu projektów Dynaudio.
Kolejna seria Confidence, z której już bezpośrednio wywodzi się C1, pojawiła się na początku XX wieku i była następnym krokiem w ewolucji... Nie, była rewolucją, jeżeli chodzi o "architekturę". Imponujące i jednocześnie delikatne C2 do dzisiaj są dla mnie czymś genialnym i niepowtarzalnym.
Obudowa Dynaudio C1 Platinum
Dynaudio C1 Platinum korzysta z tych samych ogólnych założeń projektu, choć jako konstrukcja podstawkowa nie może robić takiego wrażenia. Wystarczy jednak takie, jakie robi... W zasadzie nie ma sensu dokładnie opisywać tego, co dobrze widać na kilku zdjęciach, ale wypada skomentować i wyjaśnić, "skąd się to wzięło".
Obudowa jest prowokacyjnym, a więc dającym do myślenia złożeniem dwóch komponentów: zasadniczej skrzynki i głośnikowego panelu. Przyzwyczailiśmy się widzieć je jako spójną, jednobryłową całość, projekt Dynaudio wyraźnie je różnicuje.
Wygląda to ciekawie i niesie ze sobą pewne przesłanie akustyczne. Nie ma sensu komplikować kształtów samej skrzynki, która ma zapewnić optymalną objętość głośnikowi nisko-średniotonowemu, z falami stojącymi wewnątrz obudowy można sobie poradzić i bez powyginanych ścianek (zwłaszcza gdy obudowa ma niewielką objętość).
Ważniejszy jest kształt frontowego panelu, gdyż wpływa on na sposób promieniowania fal na zewnątrz; panel ten wychodzi poza obrys samej "skrzynki" z prostego powodu - szerokość skrzynki jest mniejsza niż średnica głośnika nisko-średniotonowego, ale na poziomie głośnika wysokotonowego można go trochę zawęzić, a wyprofilowania w pobliżu krawędzi zmniejszą dyfrakcje; tak zrodziły się krzywizny, kontrastujące z prostopadłościenną skrzynką.
Ale warto zwrócić uwagę, że nawet krawędzie tej skrzynki, już tylko z powodów estetycznych, są delikatnie, precyzyjnie ścięte pod kątem 45°. Do tego dodano jeszcze gruby cokół... taki cokół dla podstawkowca to już trochę przesada, ale jest w tym konsekwencja - analogiczne mają konstrukcje wolnostojące serii Confidence, i służą one jako miejsce mocowania terminala przyłączeniowego.
Same głośniki Dynaudio nie sprawiają niespodzianek, są utrwalone w ramach określonych rozwiązań, przyjętych przez firmę wiele lat temu. Z jednej strony ograniczyły one możliwość ewolucji, zwłaszcza w zakresie materiałów membran, z drugiej - okazały się na tyle zaawansowane, przemyślane i odporne na upływ czasu, że do dzisiaj konstrukcje Dynaudio nie ustępują konkurencji w ogólnie rozumianej nowoczesności.
Jednak trzeba wziąć pod uwagę, nie po raz pierwszy, fakt raczej wolnego tempa, w jakim przebiega rozwój techniki głośnikowej, co daje fory właśnie starannie przygotowanym, solidnym projektom, zdolnym do robienia długiej kariery, podczas gdy "wynalazki" kończą swoje życie kompromitując się albo wychodząc z mody. Głośniki Dynaudio z mody nie wychodzą od kilkudziesięciu lat, mimo że wyglądają wciąż niemal tak samo...
Przetworniki
"Odwrócona" konfiguracja przetworników (z wysokotonowym pod nisko-średniotonowym) też nie jest rewolucją, chociaż spotykamy ją znacznie rzadziej niż układ tradycyjny; w pewnych sytuacjach, związanych z działaniem filtrów, takie odwrócenie może być uznane za korzystne ze względu na układ charakterystyk mierzonych pod różnymi kątami w płaszczyźnie pionowej (gdy wyglądają one wyraźnie "ładniej" podczas obracania osi w kierunku nisko-średniotonowego i przy jednoczesnym założeniu, że słuchacz znajdzie się częściej powyżej, niż poniżej osi głównej).
W przypadku Dynaudio C1 Platinum, na podstawie naszych pomiarów, możemy przypuszczać, że jednak co innego było powodem takiego ustawienia - charakterystyki wyglądają dobrze po obydwu stronach osi głównej, z czego wypada się tylko cieszyć. Prawdopodobnie główną przyczyną odwrócenia konfiguracji był sam wygląd - w ten sposób trzymający bardziej awangardowy fason.
Ale tak jak Epicon 2 nie zawiera charakterystycznego dla Dali hybrydowego modułu wysokotonowego (ze wstążką), tak i w Dynaudio C1 Platinum nie było miejsca na symetryczny i w pełni zdublowany (z dwoma wysokotonowymi) układ przetworników (DDC c Dynaudio Directivity Control), generujący symetryczną, ale optymalnie skupioną wiązkę, redukującą udział odbić od podłogi i sufitu, czyli układ zastosowany w wolnostojących modelach C2 i C4. Można powiedzieć, bez żadnej dozy krytyki, że C1 wyglądają bardzo nietypowo, ale działają zupełnie konwencjonalnie.
Seria Platinum wyróżnia się od poprzednich Confidence sposobem wykończenia aluminiowego panelu wysokotonowego i pierścienia kosza nisko-średniotonowego - teraz elementy te są ciemniejsze i gładsze; skrzynka jest wykończona albo czarnym lakierem fortepianowym, albo oklejona fornirem, dobarwiona i polakierowana na wysoki połysk (trzy wersje kolorystyczne, wszystkie ciemne, zgodnie z aktualnymi trendami). Wobec takiego luksusu trochę szkoda, że wciąż nie udało się zastąpić kołków mocujących maskownicę ukrytymi magnesami - odkryty front byłby jeszcze bardziej elegancki bez czterech, i to dużych, "dziur".
Odsłuch
Zacznę tę relację spokojnie, z namysłem, bez brawury - podobnie, jak wprowadzają w tajniki swojego brzmienia same C1. Nad tym dźwiękiem trzeba się pochylić, zastanowić, w pewnym sensie nawet oswoić... Czyżby Dynaudio znienacka zagrało nieprzyswajalnie, nieprzewidywalnie? Nic z tych rzeczy.
Brzmienie Dynaudio C1 Platinum jest tak normalne, naturalne, wyrównane, że aż zaskakuje... nie pozwalając tylko i natychmiast cieszyć się z takiego stanu rzeczy, ale zmuszając do refleksji - "prawdziwość", która jest przecież tak oczywista i czytelna, chyba nawet dla niewprawnego ucha okazuje się - i tutaj wypada dodać, że chyba nawet dla wielu doświadczonych audiofilów - umiarkowanie ekspresyjna, nieporażająca wysokim napięciem emocji, nerwów oszczędzająca...
Oczywiście, można szybko i na skróty, i w pewnej mierze słusznie, obarczyć "winą" za ten niedosyt wciąż głośniki, wyjaśniając, że wspomniana "prawdziwość" jest bardzo umowna, odnosi się tylko do takich aspektów brzmienia, jak wyrównana charakterystyka przenoszenia, niskie zniekształcenia - ale w ograniczonym zakresie dynamiki, a gdy kuleje dynamika, o naprawdę naturalnym odtworzeniu i brzmieniu mowy być nie może, a zwłaszcza o aktywności tych elementów, które w największym stopniu decydują o wrażeniu żywości.
Ale z drugiej strony, kolumny grające spektakularnie, często zwodzą nas pozorami prawdziwości, umiejętnie przemycając modyfikacje charakterystyki które przyjmujemy za dobrą monetę, właśnie jako przejawy prawdziwości, a tymczasem otrzymujemy obraz podretuszowany, podrasowany.
Nie ma sensu wydawać w tej sprawie jednoznacznego werdyktu. Również w najlepszej kuchni używa się przypraw, w tym soli, wcale nie zabijając smaku najbardziej wyszukanych potraw. Można też jednak delektować się smakiem ryb i mięs zupełnie surowych... tylko że wymaga to ich najwyższej jakości i wyrobionego smaku; to nie jest frajda dla każdego.
Podobnie jest z Dynaudio C1 Platinum - to głośniki dla koneserów. Czy brzmią surowo? Oczywiście, że nie... Każde porównanie ma swoje ograniczenia, ale jeżeli już trzymać się kuchni, to lepiej powiedzieć, że jest to danie lekko podduszone...
Brzmienie jest więc raczej łagodne, a przy tym bardzo bogate, wielowarstwowe, niuansujące. To jednak trzeba odkryć, doświadczyć na przestrzeni przynajmniej kilkunastu nagrań. Kilkunastu nagrań? Więc nie chodzi o całe dnie spędzone na mozolnym oswajaniu? Nie, bez przesady... To tylko poza niektórych recenzentów, opisujących wielodniowe albo i wielotygodniowe testy, jakoby konieczne do ogarnięcia tematu.
Bardziej przychylam się do opinii, że dziewięćdziesiąt procent cech brzmienia można uchwycić niemal natychmiast, pod warunkiem użycia dobrego materiału - i nawet nie musi to być nagranie wysokiej jakości, co przede wszystkim takie, które bardzo dobrze znamy (i lubimy), wcale nie wysublimowane, lecz z rytmicznym, elektrycznym basem, sporą dawką blach i oczywiście wokalem - a więc prosty rock! Sieję zgorszenie?
Najwyższa pora zrobić "coming out"... Spróbujcie sami. Odsłuchiwanie i ocenianie sprzętu za pomocą nagrań audiofilskich, w których nie ma emocji, jakie były dla nas ważne, gdy sama muzyka była dla nas ważna, oczekiwanie na jakieś pojedyncze dźwięki, to jak oglądanie dzieła sztuki przez lupę - może potrzebne dla stwierdzenia jego autentyczności, ale niemal bezużyteczne dla oceny wartości artystycznej, a tym bardziej naszej jego percepcji... Dynaudio C1 Platinum jest dziełem wybitnym, ale trzeba nań spojrzeć (posłuchać) z perspektywy, i trochę dłużej niż zwykle.
Zaczniemy się wtedy delektować zrównoważeniem, niezachwianą pewnością, czytelnym kształtem, naturalnym nasyceniem każdego dźwięku, precyzyjnie rysowanym detalem, spójnością, plastycznością, płynnością, gładkością... Nie przesadzam, ale przecież do tego zestawu nie dopiszę "piorunującą dynamiką", ani "potężnym basem", czy też "naturalną wielkością instrumentów".
Chociaż... Jak na dwudrożny monitor, Dynaudio C1 Platinum wybornie radzi sobie z nasyceniem, tworzeniem dźwięku poważnego sporą masą (co nie znaczy, że ociężałego); nawet fortepian miał niezłą formę, podczas gdy większość małych, i wiele średniej wielkości kolumn nie potrafi uchwycić jego "mocy".
Być może tajemnica tej umiejętności tkwi w tym, co zostawiłem na deser, a co jest bardzo specjalną premią. I bez tego brzmienie Dynaudio C1 Platinum miałoby swoją klasę oraz wyrafinowanie, jednak fenomenalne rozciągnięcie basu jest nie tylko pożądanym dodatkiem, ale też trochę zmienia charakter całości.
W tym kontekście nie wypada już bowiem traktować Dynaudio C1 Platinum jako monitor kulturalny, powściągliwy i wolny od wszelkiego swawolenia; taki bas, z konstrukcji takiej wielkości, to przecież efekciarstwo najwyższej próby! Oczywiście w najlepszym tego słowa znaczeniu.
To bas inny niż z Epiconów. Tam jest bardziej obecny, można powiedzieć, że jest bardziej użyteczny, gdyż podkreślony w średnim podzakresie, ma większe pole do popisu, może uaktywniać się częściej i wtedy wychodzi na pierwszy plan, zresztą w pełnej zgodzie z podobnie uwypukloną górą.
W C1 wszystko idzie liniowo, ale znacznie niżej - i kiedy w materiale pojawia się najniższy bas, obcinany już nie tylko przez małe Epicony, ale i przez wiele znacznie większych kolumn, wtedy Dynaudio pokazuje, co potrafi...
Ale i tym razem nie chodzi o lawinę czy o trzęsienie ziemi, lecz o rewelacyjne niskie zejścia, impulsy, pomruki, o których co prawda nie napiszę, że są idealnie kontrolowane, lecz nie spowalniają akcji - zresztą częstym błędem jest obwinianie kolumn za rezonanse, które tworzą się dopiero w pomieszczeniu. Patrząc z tego punktu widzenia, Dynaudio C1 Platinum nie jest idealnym wyborem dla tych, którzy szukają monitora grającego bardzo "szybko", uwolnionego od basu.
To zupełnie inna, fenomenalna okazja - kupić podstawkowiec, który rozciągnięciem basu zawstydza wiele kolumn wolnostojących. Przy czym nie jest to jego ani jedyna, ani największa zaleta - jest nią przede wszystkim wyśmienita neutralność i niezwykła przejrzystość, nieobarczona najmniejszym wyostrzeniem. Dopiero kiedy do takiej elegancji zakresu średnio-wysokotonowego dochodzi spektakularnie niski bas, ciarki jednak mogą przejść po plecach.
Andrzej Kisiel