Korzystając z prestiżu modeli referencyjnych, i wprowadzając do modeli niższych serii choćby cząstkę zaawansowanych technologii czy oryginalnych rozwiązań wcześniej zarezerwowanych dla "flagowców", producenci zwykle głośno o tym trąbią, nawet kiedy niemalże nie ma o czym - to już stały chwyt marketingowy. W przypadku Dali jest dokładnie odwrotnie.
Powinowactwo między Heliconami a Euphoniami jest bardzo wyraźne, ale w materiałach firmowych (obszerna "filozofia projektu" ze strony internetowej Dali) nie ma o tym ani słowa. To też metoda - polega na tym, że potencjalnym klientom zainteresowanym Heliconami zapewnia się pełny komfort i wrażenie, że kupują produkt Dali z najwyższej półki, a nie tańszą wersję czegokolwiek.
Wybór tego wariantu spowodowany jest pewnie tym, że kolumny serii Euphonia jednak nie stały się tak słynne jak np. Nautilusy czy Utopie, i w świadomości audiofilów, a tym bardziej klientów niewtajemniczonych lekturą Audio, nie są one wzorcem, którego warto mieć choćby namiastkę.
W dodatku Dali Helicon 400 wcale nie jest namiastką prawie dwa razy droższej Euphonii 4 - to jej realizacja w 90 procentach, bez żadnej przesady. Po pierwsze powielony został niekonwencjonalny układ głośników - z parą 18-cm (jeden niskotonowy, drugi nisko-średniotonowy) i modułem wysokotonowym, na który składają się dwa przetworniki - kopułkowy i wstęgowy, przejmujący przetwarzanie powyżej 13kHz.
Helicon 400 (tak jak i Euphonia MS4) przy okazji ilustruje pewną dowolność w określaniu "drożności" zespołów głośnikowych.
Można by go nazwać nawet trzyipółdrożnym, a już na pewno dwu-i-półdrożonym z dodatkiem supertweetera (jeżeli tak nazwalibyśmy rolę przetwornika wstęgowego), tymczasem producent określa go jako układ... dwudrożny, jednocześnie podając trzy częstotliwości podziału (oprócz wspomnianych 12kHz, podział między nisko-średniotonowym a wysokotonowym przy 3kHz, a ograniczenie niskotonowego - dolnej 18-tki - do 700Hz).
Skoro tak, to ja bym już poszedł na całość i nazwał Helicona 400 układem jednodrożnym.
Tak jak w Euphonii MS4, głośniki niskotonowy i nisko-średniotonowy (pracują w nieco różnych zakresach, ale one same są identyczne) pochodzą z Vify i mają membrany z mieszanki włókien celulozowych i włókien drzewnych.
Włókna drzewne są długie, i przypadkowo ułożone w pulpie celulozowej zarówno ją wzmacniają, jak i pomagają rozproszyć rezonanse, tak że wystarczy już tylko lekkie nasączenie, nie prowadzące do zmiękczenia lekkiej membrany - dzięki czemu osiągnięta zostaje dobra mikrodynamika.
W tym pomyśle kryje się jednak bardziej ogólna filozofia większości duńskich firm głośnikowych, które preferują membrany z materiałów naturalnych, mające dawać brzmienie również bliższe naturalnemu.
W Heliconie 400 głośniki nie są jednak dokładnie takie same jak w Euphonii - różnią się typem kosza (ale w obydwu przypadkach kosze są odlewane z metali lekkich) i wielkością układu magnetycznego (no cóż, teraz jest mniejszy - 9 cm wobec 11 cm).
Kopułka w module wysokotonowym nie jest już bardzo kosztownym Scan-Speakiem z neodymowym układem magnetycznym, ale zupełnie nowym Peerlessem z serii HDS - też nieźle. Koncepcja modułu wysokotonowego zaproponowana przez Dali jest chyba jedyna w swoim rodzaju.
Oczywiście rynkowym bodźcem była moda na supertweetery mające obsługiwać nowe formaty DVD-A i SACD, chociaż ostatnio nacisk na to trochę zelżał, i kolejne superwysokotonowe nie pojawiają się już jak grzyby po deszczu.
W dodatku supertweeter jako głośnik uzupełniający ma ten mankament, że wprowadza kolejną częstotliwość podziału i wymaga dodania kolejnych filtrów; teoretycznie lepsze są tweetery/supertweetery, które potrafią przetwarzać całe pasmo wysokotonowe samodzielnie.
Ale takich jest niewiele. Miejmy więc nadzieję, że konstruktorzy Dali (przecież nie nowicjusze) na tyle umiejętnie po- łączyli kopułkę i wstążkę, że korzyści z tego płynące są lepiej słyszalne od ewentualnych problemów.
Wybór częstotliwości podziału wydaje się bardzo trafny. Co prawda 25-mm kopułka może przetwarzać daleko powyżej 12kHz, a pewnie i 20kHz, ale w zakresie najwyższych częstotliwości akustycznych ma już słabe charakterystyki kierunkowe.
Dlatego szeroko rozpraszająca wstążka startuje już od 12kHz, i kończy przy 27kHz (zgodnie z danymi producenta) - wcale nie bardzo wysoko, co potwierdza, że podstawowym celem nie było jednak wyraźne rozszerzenie przetwarzanego pasma, ale poprawa charakterystyk kierunkowych w okolicach 20kHz.
Obudowa podzielona jest na trzy komory. Dwie większe, o podobnej wielkości, przyznano oczywiście głośnikom 18-cm. Tunele bas-refleks wyprowadzono do tyłu. Każdy ma średnicę 4,5 cm i długość 16-cm, można się spodziewać niskiej częstotliwości rezonansowej. Wyprofilowane wyloty - obsady tuneli nie są wciskane, jak to zwykle się spotyka, ale przykręcane - zapobiegliwość godna pochwały.
W Euphoniach tunele są w dodatku aluminiowe, w Heliconach muszą nam wystarczyć plastikowe, ale to przecież norma. Trzecia komora służy odizolowaniu zwrotnicy, przykręconej do górnej powierzchni cokołu. W ten sposób zwrotnica został odizolowana zarówno od bezpośrednich wibracji ścianek samej obudowy, jak i od ciśnienia wytwarzanego przez głośniki nisko-średniotonowe.
Cieszy, że również to rzadkie i istotne dla jakości Euphonii rozwiązanie zostało przeniesione do tańszych Heliconów. Gniazdo przyłączeniowe jest oprawione w oryginalną płytkę mocującą, podwójne zakrętki są złocone i zabezpieczone przezroczystymi plastikowymi "naparstkami". Przypominają produkt WBT, ale nim nie są; to jakaś tańsza produkcja; problem tylko dla snobów, bo w praktyce skuteczność taka sama.
Wreszcie trzeba kilka zdań napisać o jakości wykonania obudowy. To na pewno jeden z najmocniejszych atutów Heliconów, jeszcze przed ich podłączeniem - chyba, że ktoś lubi tylko ascetyczne wzory Pro-Aca albo srebrzysto-techniczne Cantona.
Boczne ścianki Helicona biegną łukiem ku wąskiej tylnej ściance, a naturalny fornir na wszystkich ściankach (oprócz przedniej, czarnej) pokryty jest grubą warstwą lakieru na wysoki połysk. Maskownica ma finezyjny kształt podążający za wyprofilowaniami przedniej ścianki.
O tym, że Helicon jest produktem ekskluzywnym, przekonują też pięknie zapakowane w oddzielne pudełeczka akcesoria - kolce i zwory, a także para rękawiczek...
Helicon to seria niezbyt liczna, ale dostatecznie kompletna i dobrze skomponowana dla celów kina domowego. Dali Helicon 400 to najmniejszy model wolnostojący; większy od niego Helicon 500 jest już układem czterodrożonym, a może trójdrożnym, a może... w każdym razie pracują w nim dwa 20-cm niskotonowe, 18-cm jako średniotonowy, i znany już moduł wysokotonowy, powtarzający się we wszystkich modelach serii.
Helicon 300 to podstawkowiec z jedną 18- tką, a W200 to konstrukcja naścienna - z podobnym układem głośników. C200 jest zespołem centralnym, więc konstruktor użył dwóch 18-tek dla stworzenia układu symetrycznego. Subwoofer S600 wieńczy dzieło.
Odsłuch
Na opakowaniach Heliconów znajduje się stylizowany napis "Magic Moments". Ktoś powie - hasło jak hasło, nawet banalne, na pewno przypadkowe. Mnie też się tak wydawało. I może rzeczywiście przypadkowo, ale jednak... bez obaw, nie poddam się egzaltacji. Coś w tym jednak jest.
Gdyby hasło takie napisano na opakowaniu Cantonów L800DC, nie miałoby to żadnego związku z rzeczywistością - chociaż niemieckie kolumny mają klasę, swoje zalety i nawet swoje przewagi nad Heliconami.
Porównanie z L800DC jest tu najwłaściwsze, ponieważ w ogólnym rozrachunku trudno byłoby mi zawyrokować, które z tych kolumn są obiektywnie lepsze. Ale obydwu można posłuchać w jednym miejscu (w Centrum Hi-Fi w Galerii Mokotów w Warszawie), i samemu przekonać się, o jakie magiczne momenty chodzi.
L800DC mają brzmienie bardzo zwarte i świetnie skoordynowane, któremu brakuje może tylko nieco swobody na skrajach pasma... ale kiedy posłuchamy Heliconów, odkrywamy, że można usłyszeć coś jeszcze.
Nie chodzi o większą dawkę detali - w tej dziedzinie Dali się nie forsują. Helicony idą w innym kierunku - wykazują się niezwykłą plastycznością i barwami - w całym pasmie, od najniższych do najwyższych tonów. Najlepszego na to dowodu dostarczyła od dawna nieużywana płyta "Ink" Livingstona Taylora. Wystarczył sam początek - gwizdanie "Isn’t She Lovely" jak przy żadnej innej kolumnie było bez wątpienia ludzkie.
Organiczna naturalność i subtelność kolumn Dali Helicon 400 była zresztą odczuwalna nieustannie. Jej podstawowym źródłem jest zakres średnich tonów - nie szukających prawdy w bezlitośnie twardych dźwiękach, sklejających muzykę bez przymusu, bez śladów agresji.
Dzięki temu to były właśnie te kolumny, których testowanie niepostrzeżenie zamieniło się w słuchanie dla czystej przyjemności, dlatego trwało znacznie dłużej niż w innych przypadkach.
Z płyty "The Ragpicker’s Dream" wysłuchałem (aż) połowy materiału, bo głos Knopflera nabrał niezwykłej melodyjności, nie tracąc ani trochę nut basowych i chrapliwości; był mniej potężny i nie tak mocno artykułowany jak w Trianglach Luna, ale trudno było nie poddać się urokowi ciepła i łagodności.
Również wysokie tony są mistrzowskim połączeniem - klarowności i delikatności. Jest charakterystyczna aksamitność, ale pełna niuansów i różnorodności. Żadnych uchybień w wewnętrznej integracji, połączenie dwóch przetworników wysokotonowych jest nieskazitelne.
Bas brzmi przekonująco, ma dobre kontury, ale i wypełnienie, potrafi się wyróżnić - nie jest trzymany pod stuprocentową kontrolą, ale swawole nie są w jego naturze, potrafi więc z pozostawionej mu swobody korzystać w umiarze.
Nie służy tylko do tworzenia tła, jednak na bardzo dynamiczne uderzenia też się nie doczekamy - możliwości Cantona czy Triangle w tej dziedzinie leżą jednak poza zasięgiem delikatniejszego Duńczyka. Nie jest on też tak analityczny ani szybki. Wyróżnia się jednak kolejną umiejętnością - nadzwyczaj szeroką i jednocześnie bardzo stabilną sceną. Wciąga w muzykę w sposób pełen gracji i kultury, bez grzmotów i gwizdów.
Skończenie wyrafinowany i w pełni zharmonizowany dźwięk. Oczywiście nie każda muzyka pozwoli tym zaletom ujawnić się w pełnej krasie, ale urok kolumn Dali Helicon 400 jest tak konsekwentny, że nawet ucywilizowanie starych Deep Purpli wcale im nie zaszkodziło.