PianoCraft był w swoim czasie strzałem w dziesiątkę - Yamaha chyba jako pierwsza zaproponowała mikrosystem, w którego projekcie zwrócono szczególną uwagę zarówno na klasyczną elegancję, jak i na jakość dźwięku.
Nie był to kolejny gadżeciarski bumbox pełen świecidełek i światełek, efektownej dla młodocianych zbieraniny byle jakich głośniczków, itp. Pomysł, jak z tego wybrnąć, mógł być zresztą prosty - wystarczyło przenieść w odpowiedniej skali rozwiązania z klasycznych urządzeń Hi-Fi do mniejszej formy.
Trzeba też było wyobrazić sobie klienta, który w pewnych okolicznościach albo w pewnych miejscach swojego mieszkania chce mieć właśnie taki system, nawiązujący do tego co zna i ceni.
Nie wszędzie mamy miejsce na prawdziwą "wieżę", a zwłaszcza na parę kolumn, ale mimo to chcąc słuchać muzyki, nie chcemy zdegradować jej jakości do poziomu radyjek kuchennych, ani też patrzeć i wstydzić się kolorowego, plastikowego straszydła.
W pierwszym wydaniu PianoCraftbył systemem czysto stereofonicznym - z dwukanałowym amplitunerem i odtwarzaczem CD. Jednak już wówczas przewidziano możliwość podłączenia subwoofera - stąd wyposażenie w takie wyjście, chociaż sam subwoofer oczywiście nie był elementem wyposażenia.
Rzucało to jednak światło na jeden z rysów koncepcji - było to zaproszenie do osiągnięcia jakości dźwięku jeszcze wyższej, niż z zestawu podstawowego.
Aby miało to sens, jakość monitorków musiała być co najmniej dobra; dla słuchania muzyki (pamiętajmy, że tylko do tego celu służył pierwszy Yamaha PianoCraft) bezcelowe jest bowiem uzupełnianie subwooferem nędznie grających głośniczków, jakie niestety dominują w systemach mikro. Co innego w kinie domowym - ale to już inna historia.
Dlatego właśnie jakość małych zespołów głośnikowych zasługuje w Piano Crafcie na szczególną uwagę i szacunek - nikt wcześniej, czyli żaden japoński producent - bo tylko oni zajmowali się tego typu systemami - nie przyłożył się tak rzetelnie do zaprojektowania tego elementu.
I z pokorą - o ile pamiętam, współkonstruktorem tych głośników miał być jeden z bardzo znanych wówczas niemieckich konstruktorów głośnikowych K.H.Fink. Stąd też widać zarówno europejską estetykę proporcjonalnego układu dwudrożnego, jak i słychać będzie rasowy, europejski dźwięk. Elektronika również była niczego sobie (poleciłem kilku znajomym), żyje długo i ładnie gra.
Kto stoi w miejscu, ten się cofa, więc Yamaha postanowiła rozwijać pomysł - ale czasami sprawdzić się może inna mądrość - że lepsze jest wrogiem dobrego.
Zastąpienie odseparowanego amplitunera i odtwarzacza CD zintegrowanym w jednej obudowie CD-amplitunerem nie chwyciło - takie rozwiązanie wielu potencjalnym klientom wydawało się mało ekskluzywne, tym bardziej, że cena nowego zestawu nie była znacznie niższa.
Byłem nawet świadkiem rękoczynów, gdy dwóch klientów agresywnie ubiegało się o prawo zakupu ostatniego dwuelementowego zestawu PianoCraft. Po tych naukach Yamaha poszła na całość i zaproponowała całą serię zestawów spod znaku PC, w skład której wchodziły zarówno "dyskretne", jak i zintegrowane urządzenia.
Producent poczynił jeszcze jedną, zasadniczą zmianę - wprowadził do naszej serii urządzenia mające już związek nie tylko z audio, ale i z wideo. Pojawił się więc przede wszystkim odtwarzacz DVD (zintegrowany z amplitunerem lub sprzedawany oddzielnie), a wzmacniacze zostały przystosowane do przełączania sygnału wideo, oczywiście dzięki specjalnym wejściom.
Mimo to Pianokrafty pozostały do dzisiaj stereofoniczne - co cieszy nie tylko mnie, ale również rzesze klientów poszukujących sprzętu funkcjonalnego, praktycznego, łatwego w obsłudze.
Yamaha PianoCraft E700 - obudowa i design
Do testu przekazano nam zupełnie nowy model, o symbolu RDX-E700, który jest amplitunerem zintegrowanym z odtwarzaczem DVD. Przedni panel, podobnie jak gałki, wykonano z aluminium, co skutecznie wywołuje wrażenie solidności.
Urządzenie jest dość płytkie, ten fakt tylko pozornie jest nieistotny, w praktyce dzięki temu urządzenie zmieści się na przeciętnej domowej półce.
Wyświetlacz ma kolor ciemnoniebieski (może nawet granatowy), zrobiony na matrycy punktowej, niekrzykliwy, ale doskonale czytelny nawet z kilku metrów. Przycisków na przednim panelu jest niewiele, są ulokowane logicznie, tylko wielofunkcyjna gałka wymaga przeczytania instrukcji obsługi, by sprawnie poruszać się po opcjach.
Wszystkie konieczne funkcje są na pokładzie (nawet tryby dźwiękowe, equalizacja czy włącznik czasowy), ale i nie ma ich zbyt wiele - to jednak stan, do którego coraz wyraźniej zmierza wielu producentów, którzy zrozumieli, że ludzie chcą produktów dopasowanych do ich rzeczywistych potrzeb.
Yamaha PianoCraft E700 - odtwarzane pliki i złącza
Odtwarzacz czyta DVD-V, VCD, oczywiście CD, ale również WMA, JPEG, WMA i DivX - czego chcieć więcej? Pilot jest duży, czarny, może niezgrabny, ale ma różnokolorowe przyciski i gwarantuje doskonałą, łatwą i skuteczną obsługę urządzeń PianoCraft. Sterownik potrafi równie ż sterować telewizorami i tunerami satelitarnymi kilkudziesięciu popularnych marek.
Dostajemy wyjście komponent, kompozyt, cyfrowe wyjście światłowodowe oraz wyjście subwooferowe. Oprócz tego jest także uniwersalne (dwukierunkowe) złącze SCART, które kapitalnie ułatwi życie największym leniuchom.
Oprócz tego są dwa wejścia analogowe audio oraz jedno wyjście. Wyjściowe terminale głośnikowe są sprężynkowe, w kolumnach zastosowano już typowe, zakręcane zaciski.
Głośniki NX-E700 to nowy model. Tak wskazuje symbol, ale zauważalne różnice w stosunku do starszych konstrukcji są jednak znikome. Całe obudowy pokryto lakierem fortepianowym - stąd zresztą bierze się nazwa całej serii.
Cienka i delikatna materiałowa maskownica zakrywa dwa przetworniki: 11-cm niskośredniotonowy z polipropylenow ą membraną oraz 25-mm tekstylną kopułkę wysokotonową. Głośniki zostały częściowo zaekranowane dodatkowymi pierścieniami magnetycznymi. Bas-refleks ulokowano z tyłu, co uniemożliwia dosunięcie monitorków bezpośrednio do ściany.
Odsłuch
Nie wiem czy to dobrze, że doskonale wiem, jak gra stary system PianoCraft. Nabył go sadysta, do którego uczęszczam, a ponieważ człowiek ów nienawidzi ekspresowej roboty, więc wspomnianej Yamahy zawsze się nasłucham, siedząc na stomatologicznym fotelu.
Yamaha jest bardzo odpowiednia na takie okazje, gra bowiem uspokajająco i z ciepłą tonacją. Ale na użytek tego testu nie wybrałem się ponownie do dentysty, lecz wyjąłem nowy zestaw - Yamaha PianoCraft E700 - z pudełka.
Na pierwszy rzut ucha nie warto poświęcać temu brzmieniu zbyt wiele uwagi. Średnica wydaje się niespecjalnie ekspresyjna, góra jest stonowana, a bas krótki i niezbyt imponujący. Im jednak dłużej słuchałem tym bardziej zaczynałem doceniać klasę niewielkich monitorków i elektroniki w kompaktowym pudełku.
Średnie tony są bardzo rzeczowe, neutralne i znakomicie wyważone. Przestrzenność i analityczność są na tyle dobrze zaznaczone, że dźwięk daleki jest od spłaszczenia lub zmulenia. Średnica nie jest ani szczególnie ostra, ani też kluchowata, i stąd może wynika fakt, że wydaje się niepozorna, co z czasem okazuje się tylko godne pochwały w zestawie tej klasy.
Góra także gra bardzo odpowiedzialnie, bez szorstkości i zadziorności - jeżeli ktoś słucha rocka i tylko rocka, to agresywnej metaliczności będzie mu brakować.
Bas nie schodzi bardzo nisko, ale jest sprężysty, zwarty i doskonale zintegrowany. Sprawdziłem też systemowe monitory na znacznie lepszym wzmacniaczu - można z nich wycisnąć o wiele więcej.
Zarówno CD jak i DVD odtwarzane są na podobnym poziomie jakości i w tym samym brzmieniowym klimacie. Oglądając filmy zwróciłem uwagę na dialogi - mimo braku głośnika centralnego, są znakomicie przyporządkowane środkowi sceny (czyli ekranowi) i wysuwają się przed dźwiękowe tło - co pewnie zawdzięczamy dobrej średnicy monitorków.
Obraz nie jest już tak kapitalny jak dźwięk, ale z pewnością przyzwoity. Równowaga kolorów jest nieźle zachowana choć zdarza się, że niebieski nieco dominuje. Kontrast jest przeciętny za sprawą trochę "przydymionej" bieli, czarny jest natomiast bardzo głęboki. Duża dynamika zmian nałożona na słaby sygnał może wywoływać pikselizację, ale tylko na dużych plamach koloru ciemnoniebieskiego bądź ciemnozielonego.
Grzegorz Rogóż