Jedną z cech chińskiej produkcji audio (może innych dziedzin także) jest swego rodzaju 'próbowanie'. Z jednej strony chodzi o próbowanie rynku, a z drugiej konkretnych rozwiązań układowych.
Jest to możliwe dzięki znacznie większej sile wytwórczej. Jeśli bowiem zachodnia firma wprowadza do sprzedaży jakiś produkt, to musi on być na tyle dopracowany, aby w niezmienionej formie przetrwał przynajmniej kilka lat. Nikogo bowiem nie stać na to, aby co chwilę zmieniał profil produkcji, a także na to, aby kompletnie zmieniał obiekt promocji.
Z chińskimi producentami jest inaczej - tam część "beta-testów", czyli prób na wybranych użytkownikach przebiega nie przed wprowadzeniem do sprzedaży, a po niej. Dostajemy bowiem wiele zbliżonych cenowo produktów, różniących się projektem plastycznym, układem itp. i w wyniku "zapotrzebowania" dealerów następuje ich selekcja.
Odtwarzacz CD Xindak Muse SE
Xindak MUSE SE łączy drewnianą część zewnętrzną oraz detale wewnątrz, ze środkiem wykonanym z aluminium. W przypadku odtwarzacza owymi "detalami" są mechaniczny wyłącznik sieciowy oraz maskownica szuflady.
Przyciski uformowano w kształt piramid. Mamy jeszcze inne "wtręty" – zielonkawy wyświetlacz Philipsa oraz podświetlaną, niebieską obwódkę wokół wyłącznika sieciowego.
Z tyłu ukazują się podobieństwa do testowanego niegdyś modelu Muse 1.0, w postaci trzech różnych wyjść analogowych: zbalansowanego XLR (niezłoconego), niezbalansowanego RCA z wyjścia półprzewodnikowego i niezbalansowanego RCA z buforem lampowym. Gniazda RCA są znakomite, bo pochodzą z amerykańskiej firmy CMC.
Wnętrze Xindak MUSE SE ukazuje kolejne podobieństwa do innych modeli serii Muse. Pośrodku mamy napęd wyglądający na Sony z głowicą Sony 213, osadzony na aluminiowej ramie, przykręconej za pomoc ą dużych, moletowanych nakrętek.
Serwo pochodzi jednak od Philipsa (CD18). Takie połączenie jest, wbrew pozorom, dość często spotykane. Po lewej stronie mamy bardzo rozbudowany zasilacz. Jest tu ekranowany, spory transformator toroidalny oraz wiele niezależnych zasilaczy. A te są potrzebne lampom.
Elektronikę zmontowano na jednej płytce. Zegar jest zaekranowany, więc nie wiadomo, co się skrywa pod firmową nazwą "Master Clock". Przetwornik przylutowano od spodu, to dwa stereofoniczne, zbalansowane układy TDA1305.
To ciekawy, stary układ Philipsa o 5-bitowej architekturze typu bitstream continuous (o realnej rozdzielczości 18 bitów). Cały tor także jest zbalansowany – w konwersji I/U mamy układy scalone Burr-Browna OPA2134, a w filtrach – sprawdzone NE5532.
Na wyjściu pracują z kolei bardzo dobre OPA604 BB. Na wyjściu półprzewodnikowym oczywiście. Jest bowiem jeszcze wyjście lampowe, z podwójną triodą 6922EH firmy Electro-Harmonics, pracującą jako bufor. Wszystkie kondensatory elektrolityczne pochodzą od Rubycona, a polipropyleny to Wima i Evox.
Obydwa komponenty mają w nazwie skrót SE, rozwijany zwykle do "Special Edition", w który w przypadku wzmacniacza powinien oznaczać raczej "Signature Edition" – na jego górnej ściance mamy bowiem złotą tabliczkę z wygrawerowanym nazwiskiem inżyniera za ten projekt odpowiedzialnego.
Special Edition (SE), Original Special Edition (OSE), Ken Ishiwata Edition (KI), Signature Edition, Limited Edition... Wersje specjalne można znaleźć teraz niemal wszędzie.
Podstawę dla tego typu działalności producenci znajdują w nas samych. Trąbiona wszem i wobec wyższość ducha nad materią, tj. wyższość dźwięku nad sprzętem, jest po prostu mitem.
Mitem niestety podtrzymywanym przez prasę, a przynajmniej przez jej część. Jak się bowiem wydaje, audio rządzi się takimi samymi prawami jak wszystkie inne hobbystyczne zajęcia – zegarki, jachty, motocykle itp.
Wszędzie tam chodzi nie tylko o jak najlepsze działanie produktów, ich wyższość nad średnią rynkową, a o zabawę samym gadżetem – coś, co można określić "fetyszem". Ta skłonność powoduje, że wszelkie poprawione, specjalne wersje produktów są dla audiofilów tak atrakcyjne.
W skrócie, tworzenie specjalnej wersji polega na tym, że bierzemy model podstawowy, stworzony w oparciu o rachunek ekonomiczny, wymuszający konkretne kompromisy i poprawiamy go poprzez wymianę elementów elektronicznych na lepsze, np. kondensatorów elektrolitycznych na polipropylenowe.
Ostatnio SE nieco straciło na sile oddziaływania, bo jeśli wszystko jest SE...
Wzmacniacz Xindak XA-6800 SE
Wzmacniacz Xindak XA-6800 SE, podobnie jak odtwarzacz CD, złożono z grubych płyt aluminiowych, anodowanych na niebiesko-stalowy kolor. Drewnianymi dodatkami są tym razem pokrętło wzmocnienia i przełącznik wejść, a także wyłącznik sieciowy, podświetlany na niebiesko. Po włączeniu podświetlenie miga, sugerując czas rozgrzewania.
Wejścia liniowe są zaledwie cztery, i dwie pary złoconych gniazd głośnikowych. Kabel sieciowy jest odłączany. Wnętrze Xindaka XA-6800 SE prezentuje się pięknie.
Pośrodku umieszczono bardzo duży transformator RCore. Zasilanie, z czterema kondensatorami Rubycona, umieszczone na niewielkiej płytce, dalej jest prowadzone niezależnie dla lewego i prawego kanału.
Gniazda RCA są wlutowane bezpośrednio do płytki z przekaźnikami. Te sterowane są z przełącznika, który umieszczono blisko tylnej ścianki na przedłużanej osi, jak w klasycznych, audiofilskich konstrukcjach.
Długa oś prowadzi też do podwójnego potencjometru ALPS-a, który znalazł się dzięki temu tuż przy wejściach. Jest on sprzęgnięty kondensatorami (polipropylenowymi), można więc określić układ XA-6800 SE jako końcówkę mocy z pasywnym przedwzmacniaczem. Z potencjometru sygnał trafia do umieszczonych przy radiatorach końcówek.
Tranzystory to trzy pary bardzo dobrych MOSFET-ów BUZ900/BUZ905 firmy Semelab (nota-bene, stosowanych niegdyś w legendarnym wzmacniaczu A1 Musical Fidelity), w dawno nie widzianych obudowach TO-3. Przykręcono je do długich miedzianych ceowników i dopiero te do bardzo dużych radiatorów.
Rolę tę w pewnym stopniu spełnia zresztą cała obudowa, bo i ścianka górna i tylna to płyty aluminiowe – przy czym górna jest specjalnie profilowana i ma sloty umożliwiające przepływ powietrza.
Z pilota wzmacniacza, oprócz zmiany siły głosu i zmiany wejścia, możemy jeszcze włączyć mute, a z pilota CD można przyciemnić albo wyłączyć wyświetlacz. Inne guziki, jak 'volume' i '96 kHz' upsamplera nie działają.
Napis na przedniej ściance wzmacniacza mówi, że pracuje on w klasie A. Rzeczywiście, nawet bez wysterowania, cała obudowa, nagrzewa się bardzo mocno (trzeba więc urządzeniu pozostawić wokół sporo wolnego miejsca), jednak wiem, jak wygląda 60-watowy wzmacniacz Accuphase’a, - jest to monstrum i nie widzę szans, żeby z Xindaka popłynęło 80W (tak stoi w danych technicznych) w klasie A. Ale może przynajmniej kilka, albo kilkanaście...