Odtwarzacz Exposure MCX
Ładowanie płyty z góry, chociaż czasami było spotykane w odtwarzaczach relatywnie niedrogich, wyróżnia przede wszystkim odtwarzacze hi-endowe, i to tylko niektóre. Napęd MCX-a zbudowano na bazie komponentów Sony z optyką KSS-213CL - to popularny układ, po którego różne wersje sięga wielu producentów. Popularność nie jest tu wadą, wręcz przeciwnie, bo dobrze wróży w kontekście potencjalnych (odpukać) napraw serwisowych. Odtwarzacz Exposure czyta tylko CD, ale i owo "tylko" ma swoje zalety, jeżeli weźmiemy pod uwagę opinie, że mechanizmy DVD (takie występują też w odtwarzaczach SACD) ustępują w precyzji odczytu CD napędom dedykowanym tylko temu ostatniemu formatowi.
Nie jest to jednak klasyczny hi-endowy odtwarzacz CD, jaki moglibyśmy spotkać dziesięć lat temu, bowiem zawiera charakterystyczne dla współczesnych konstrukcji cyfrowe wejścia (wyjścia oczywiście też), i to w bardzo profesjonalnym zestawie - jedno 110-omowe XLR i dwa 75-omowe BNC, a na dodatek dwa optyczne; nie ma jednak najbardziej popularnego wejścia elektrycznego koaksjalnego (RCA), standard ten odnajdzie się razem z BNC i "optykiem" w zestawie wyjść cyfrowych.
Sygnał z gniazd cyfrowych obsługiwany jest w znajdujących się tuż przy nich płytkach, natomiast dane z płyty spływają do modułu pod napędem. Już na pierwszym etapie obróbki znajdujemy nietypową rzecz, a mianowicie wpięty do głównego druku obwód filtrów cyfrowych. Wielopinowe, zatrzaskowe złącze pozwala teoretycznie na szybką wymianę całej płytki i tym samym filtrów, być może producent eksperymentował z różnymi układami. Ostatecznie wybrano scalak NPC SM5847, który zajmuje się również interpolowaniem sygnału, a na liście jego umiejętności jest także cyfrowa regulacja poziomu. Układ nie jest może najnowszy (ma już ponad 10 lat), ale w aplikacji CD spisuje się wciąż wybornie.
Na tym etapie wkraczamy w najbardziej emocjonującą część konstrukcji odtwarzacza Exposure MCX. Przy gniazdach wyjściowych (analogowych) ustawiono bowiem cztery długie (zajmują prawie całą głębokość obudowy) moduły, każdy z nich jest kompletnym przetwornikiem cyfrowo- -analogowym i zajmuje się jedną połówką sygnału dla danego kanału. Sercem pojedynczej płytki jest kość Burr Brown PCM1704, więc ponownie wracamy do poprzedniej dekady i jednego z najlepszych rozwiązań typu multibit, rozdzielczość układu wynosi 24 bity, a maksymalna częstotliwość próbkowania 96 kHz.
W całym odtwarzaczu pracują cztery takie konwertery, więc już na etapie cyfrowym tworzone są sygnały zbalansowane, bez potrzeby stosowania analogowych układów symetryzujących tuż przed analogowymi wyjściami. Z takiej samej kombinacji (filtr / przetwornik) chętnie korzysta np. Ayon Audio.
Przedwzmacniacz Exposure MCX
Dzięki przeniesieniu ładowania płyty na górną ściankę, front odtwarzacza, pozbawiony szuflady czy szczeliny, może w dużym stopniu przypominać front przedwzmacniacza; gdyby jeszcze w tym drugim, zamiast klasycznych pokręteł selektora źródeł i wzmocnienia, zastosowano przyciski, urządzenia od przodu wyglądałyby niemal identycznie. Może to jednak i dobrze, że projektant nie uległ pokusie takiej unifikacji i nie złożył na jej ołtarzu wygody obsługi - co gałka, to gałka... Regulator głośności nie jest jednak klasycznym potencjometrem, o czym dalej. Wyświetlacz pokazuje poziom wzmocnienia oraz wybrane wejście.
Zestaw wejść obejmuje cztery pary RCA i dwie pary XLR (jedna dla CD, druga dla AUX, opcjonalnie zamienianego w wejście phono), wśród wyjść (ze zmiennym poziomem) XLR-y nawet dominują (dwie pary vs jedna para RCA), jest też komplet wejście/wyjście (stały poziom sygnału) na RCA.
W konstrukcji przedwzmacniacza Exposure MCX uwagę zwraca duży zasilacz, oparty na transformatorze toroidalnym i rozbudowanym układzie filtrującym napięcie. Sterowanie wszystkimi funkcjami to domena układów cyfrowych, umieszczonych z przodu; tył i przede wszystkim środek obudowy zajmują układy audio.
Przewidziano niezależne zasilanie dla modułów cyfrowych, które oddzielono od reszty. Jak można przypuszczać już po rozmieszczeniu elementów na tylnej ściance, rozdzielono tory lewego i prawego kanału. Każdy z nich otrzymał własną płytkę drukowaną. Warto zwrócić też uwagę na szczegół konstrukcji w prawym, tylnym rogu, gdzie w naszym egzemplarzu zainstalowano płytkę - zworę, przesyłającą tylko sygnał dalej. Jest to jednak miejsce zarezerwowane dla modułów przedwzmacniacza gramofonowego, w zależności od decyzji klienta będzie to korekcja dla wkładek MM lub MC.
Nie tylko w najdroższych przedwzmacniaczach jednym z najważniejszych obszarów są obwody odpowiadające za regulację (najczęściej tłumienie) sygnału; sprawa komplikuje się wraz z zadaniem budowy urządzenia zbalansowanego, trzeba bowiem idealnie kontrolować dwie połówki sygnału. Chociaż w takich sytuacjach bywają stosowane analogowe potencjometry, to ambicje Exposure sięgają dalej. Skonstruowano autorski układ złożony z szeregu tłumików i przekaźników, które w zależności od wybranej przez użytkownika pozycji pokrętła realizują odpowiednie kombinacje i w efekcie założone tłumienie.
Znowu każdy kanał ma swój własny komplet układów. Przekaźniki to wysokiej klasy, ciche elementy Hamlin, identyczne stosowane są w selektorze wejść (tuż przy gniazdach). Regulacja głośności jest niemal bezszelestna, natomiast przełączaniu wejść towarzyszą głośne stuki, nie wynikają jednak one z pracy układów kluczowania, ale zainstalowanego na wyjściach dodatkowego przekaźnika, który na krótki czas zmiany źródła odcina sygnał wychodzący z przedwzmacniacza.
Końcówki mocy Exposure MCX
Ponieważ końcówki mocy Exposure MCX muszą wpisywać się w ramy (dosłownie i w przenośni) całej serii (koncept ustawiania urządzeń w wieży), ich bryły muszą być uporządkowane - nie ma tu miejsca na chwalenie się gigantycznymi radiatorami, które wobec deklarowanej mocy wyjściowej muszą przecież chłodzić układy mocy. Przyglądając się urządzeniom z boku można dojrzeć pas żeber, biegnący mniej więcej przez środek wysokości obudów, to jednak tylko fragment większych powierzchni radiatorów, które umieszczono wewnątrz. Chłodzenie gwarantują również liczne otwory wentylacyjne. Wejścia występują w formie XLR i RCA, a terminale głośnikowe w komplecie dwóch par, ułatwiających bi-wiring.
Każda z końcówek waży 35 kg i masa ta nie bierze się tylko z solidnej obudowy, chociaż tej też niczego nie brakuje. MCX to klasyczny układ analogowy z dużym liniowym zasilaczem i pracującymi w klasie A/B układami wyjściowymi. Przy deklarowanej mocy wyjściowej wynoszącej 300 W przy 8 omach urządzenie pobiera z sieci zasilającej ok. 500 W, co daje pogląd na to, jak kształtuje się sprawność zastosowanego układu.
Mimo dużej powierzchni, wewnątrz nie ma już dużo wolnego miejsca, trzeba było zbudować piętrową konstrukcję i dodać poziome wzmocnienia, które oprócz usztywniania chassis pełnią także rolę podpór dla niektórych płytek i układów. W wielu wzmacniaczach za gniazdami XLR sygnał jest właściwie od razu desymetryzowany, ale w przypadku Exposure MCX jest odwrotnie. To gniazda XLR są nadrzędnymi, a sygnały docierające do wejść RCA muszą być symetryzowane.
Po odkręceniu kilku paneli można dojrzeć zasilacz, który jest oparty na potężnym transformatorze toroidalnym o mocy niemal 1,5 kW. Tak duże prądy wymagają dużych przekrojów przewodników, dlatego zamiast kabli kluczowe napięcia zasilające rozprowadzane są za pomocą potężnych szyn.
Sygnał jest dzielony pomiędzy dwa fizyczne boki MCX, każda połówka ma swój własny radiator, na nim pracują tranzystory marki Toshiba. Często mówimy o tym, że wzmacniacz zbalansowany składa się z dwóch stanowiących lustrzane odbicia części, w przypadku Exposure zasada ta jest zastosowana w czystej postaci, widoczna gołym okiem.
Zupełnie niezależną sekcją zasilającą są napięcia dla układów pracujących we wstępnych stopniach wzmacniających.
Odsłuch
Formalnie obiektem testu był cały system, złożony z odtwarzacza, przedwzmacniacza i pary końcówek mocy; nie zamierzałem oceniać oddzielnie jego poszczególnych komponentów, ale dla porównania wziąłem wzmacniacz TacT Millenium mk IV, i... najtańszy zestaw Exposure, przedstawiany niedawno w Audio "1010".
Zestawienie wygląda prowokacyjnie, przecież zestaw "1010" kosztuje, nomen omen, dziesięć razy taniej niż MCX... Czy chciałem sprawdzić, jaka "przepaść" dzieli urządzenia z obydwu skrajów oferty? Ten wątek jest generalnie niebezpieczny, a co najmniej niepoprawny "politycznie", tego się nie robi, o tym się nie pisze, skupiając się zwykle na testowaniu i porównywaniu urządzeń z określonego pułapu cenowego. Podobnie zresztą postępują sami audiofile, nie tracąc czasu (a może i trochę bojąc się) takich "bezproduktywnych" konfrontacji, skoro celem ma być wybranie urządzenia z określonej "półki".
Żaden rezultat takich porównań nie ucieszyłby wszystkich, czego chyba nie trzeba tłumaczyć. Może jednak bardziej niż spotkanie z przepaścią, intrygowało mnie ustalenie wspólnego mianownika dla najtańszego i najdroższego systemu Exposure. Jest nim dynamika, spójność, swoista "prostolinijność", mocne wyodrębnienie dźwięków pierwszoplanowych, przekaz czytelny i nieprzekombinowany.
"Mały" system Exposure MCX gra dziarsko, ale wcale nie nazbyt jasno; jego brzmienie ma przyjemnie, bo dość nisko, ulokowany środek ciężkości. Ale dopiero duży system pokazuje, co to znaczy "konsystencja". Brzmienie jest zdecydowanie gęściejsze, nie jest to wrażenie sporadyczne, wychwycone po dłuższych próbach. Od razu uderza masa, chociaż "uderza" nie jest najlepszym słowem; również nie przygniata, a raczej pojawia się przed nami - dużymi bryłami poważnych, a równocześnie energetycznych dźwięków.
Exposure MCX ma siłę, krzepę, jest zdrowy, sprawny, chociaż nie robi pełnej akrobacji - nie wywija detalicznością, nie siecze, nie zacina, a na basie też nie wywija twardymi uderzeniami. Czuć moc, swobodę, ale bez żadnej porywczości. Pozorne źródła są duże, plastyczne, nasycone; są wręcz "nabite", jak mocno nabita poduszka. Z jednej strony to brzmienie trochę miękkie, przecież nie ma tu wrażenia "deski", jakie pojawia się w działaniu niektórych wzmacniaczy dużej mocy, które "młócą", z drugiej strony nie jest to rozmemłanie, ani tym bardziej powściągliwość.
To brzmienie z bardzo mocnym, dojrzałym zakresem niskotonowym, które dodane do kolumn o podobnej charakterystyce, może już spowodować nadmiar basu - chociaż do dużych pomieszczeń może się to okazać połączeniem idealnym, tym bardziej, że całe brzmienie oparte jest na koncepcji stabilnej, naturalnej "obecności", realistycznej sceny dźwiękowej, wygrywającej z rozproszeniem i rozległą przestrzennością.
W dużych pomieszczeniach problem rezonansów i odbić, degenerujących stereofonię, wyraźnie pogarsza efekty działania nawet bardzo drogich systemów, i Exposure z sytuacji beznadziejnych nas nie wyratuje, zresztą odrobinę więcej ma tu do powiedzenia dobór i ustawienie głośników, ale specyfika Exposure MCX cokolwiek pomoże - to brzmienie jest dalekie od rozjaśnienia i jazgotliwości, zostaje zorganizowane na scenie, która nie będzie imponować rozmachem, za to pozorne źródła są już duże i naturalne - a zwykle nienaturalność wynika z ich zmniejszenia.
Brzmienie systemu Exposure MCX ma dużo substancji, mniej zwraca uwagę kreską i szczegółami, ale bardzo wysoka rozdzielczość, procentująca niezwykłą naturalnością, przejawia się w jeszcze inny sposób, wyrafinowany a jednocześnie urzekający; kiedy na którejś z płyt, używanych przeze mnie nie po raz pierwszy do testu, pojawił się znany mi fortepian, jeszcze nigdy uderzenia w klawisze nie miały tak pięknie i przekonująco oddanego dotknięcia palców w kość słoniową, tej gładkości i delikatności.
Tych wrażeń oczywiście wprost nie słychać, ale takie skojarzenia rodzą się właśnie przy bardzo bogatym, bliskim ideału wybrzmieniu, w którym pojawiają się dźwiękowe "cząstki elementarne", które znamy z natury, gdy sami siadamy za fortepianem i choćby niezdarnie próbujemy coś zagrać (chyba każdy gdzieś kiedyś próbował) - i wtedy, gdy czujemy dotyk klawiszy, powstają dźwięki... a potem słuchając płyt, oczywiście poznajemy fortepian, odróżniamy go od innych instrumentów, ale jak pokazuje Exposure, tylko najlepszy sprzęt otwiera w naszych wspomnieniach szufl adki z takimi wrażeniami.
Plastyczność jest wybitna, to wręcz hiperplastyczność, górująca nad szczegółowością; zarazem różnicowanie barwy i faktur jest bardzo dobre. Perkusja jest potężna, "stopa" ma imponujące cielsko, przecież wielkości nie słychać, a jednak siła wybrzmienia pomaga takiej iluzji. Bas potrafi przejść "prądem" najniższych częstotliwości, które w słabszych wzmacniaczach nie tyle są gaszone, co rozmiękczane i pozbawiane energii.
Dobre brzmienie systemu, które nigdy nie może być dosłownie idealne, to sztuka proporcji. Te proporcje, dla wrażenia naturalnego brzmienia, też mogą być różne, choć jest w tym jakiś paradoks. Exposure tworzy przecież jednoznaczną, bardzo charakterystyczną kompozycję, na bardzo solidnych fundamentach, stabilną, masywną, choć wcale nie surową. Nie jest to brzmienie ani piorunująco szybkie, ani filigranowe, a zapewnia zarówno emocje, jak i komfort - ponieważ ma w sobie siłę dużych instrumentów, ma harmonię, a detaliczność ukazuje nie jako ostrość, lecz jako otoczkę, bogactwo wybrzmienia podstawowych dźwięków.
Wyraźnie inaczej grał wzmacniacz Millennium. Nie będę go tutaj opisywał, przecież to nie jego test, ale wspomnę tylko dla ustawienia perspektywy, z jakiej można oceniać Exposure. Millennium znam doskonale, jednak ważne było, że zagrał obok Exposure w tym samym miejscu i czasie, na tych samych kolumnach; dopiero to porównanie upoważniło mnie wniosków, jakie już przedstawiłem powyżej, do scharakteryzowania Exposure jako wzmacniacza grającego wyjątkowo potężnie i gęsto; Millennium gra przy nim lżej, zwinniej, subtelniej, z dystansu, z głębszą sceną i mniej eksponowanym pierwszym planem. Millennium ma bas szczuplejszy, szybszy, ale z mocnym, twardym "rdzeniem"; Exposure to przy nim mocarz, ale poruszający się trochę wolniej.
Jest to brzmienie bardzo "analogowe"; bogate, barwne, pełne, soczyste, nie mające żadnych problemów z suchością, metalicznością, ostrością; być może wraz z gramofonem analogowym, byłby to już raj na Ziemi, ideał w takim gatunku, więc każdy, kto dąży do podobnego celu, powinien pójść tą drugą do końca; z drugiej strony, nawet bez gramofonu, system Exposure czaruje tak mocnym, naturalnym, plastycznym dźwiękiem, że i tak stoi on zdecydowanie po stronie "analogowości", jest więc perfidnym, ale skutecznym sposobem, aby nie zawracać sobie głowy winylami, dostając i tak dużą porcję zalet typowych dla ich dźwięku - a przecież żadnych wad!
Takie myślenie nie zaprząta nieustannie mojej głowy i nie oceniam brzmienia pod kątem "analogowości" czy "lampowości", ale w tym przypadku specyfika Exposure MCX była bardzo wyrazista i sugestywna. Ostatecznie jednak to wielki system o wielkim brzmieniu. Czy o wielkich możliwościach? Nowoczesne audio oczekuje większej funkcjonalności i otwarcia na pliki, w pośredni sposób system ten jest otwarty (wejścia do DAC-a odtwarzacza), ale nie ma sensu twierdzić, że to system "ultranowoczesny". To system ultrasolidny, w ramach koncepcji, którą nazwałbym "konserwatywna plus". Ale prawda jest też taka, że wciąż wystarczy to wielu użytkownikom, bez względu na budżet, jaki przeznaczają na system stereo.
Andrzej Kisiel