Philips Phidelio L4 to najnowszy model najpoważniejszych słuchawek bezprzewodowych Philipsa na przestrzeni wielu lat, następca L3. Wyraźnie wyszczuplał, ma delikatniejszy pałąk i mechanizmy regulacyjne, jest też lżejszy o 50 g. Muszle są okrągłe, z obfitymi poduszkami, w których wycięcia (na uszy) są już nie okrągłe, lecz owalne.
L4 są oferowane w jednej – czarnej – wersji kolorystycznej, nie będą z daleka wyróżniać ich użytkownika krzykliwą ani nawet modną kolorystyką. Czarny jest zawsze elegancki. Dla Philipsa najważniejsza jest technika, funkcjonalność i ergonomia.
Philips Phidelio L4 - Bluetooth i czas pracy
O ich nowoczesności świadczy już system Bluetooth w wariancie 5.3 (najnowszą wersją jest 5.4, nie spotkałem jej jednak jeszcze w żadnych słuchawkach), który cechuje się (względem poprzedników) lepszą odpornością na zakłócenia i optymalizacją zużycia energii.
Pewnie dlatego czas pracy L4 na pojedynczym ładowaniu jest imponujący; sięga aż 50 godzin w trybie BT bez włączonej redukcji hałasów, a z układem ANC jest krótszy o 10 godzin.
Philips Phidelio L4 - kodeki
Philips robi wyraźny krok (trochę naprzód, a trochę w bok) również w sprawie kodeków, bowiem zupełnie zrezygnował ze standardu aptX, a oprócz obowiązkowego SBC oraz AAC (bo nie można zostawić użytkowników sprzętu Apple na lodzie) funduje nam LDAC i zupełnie nowy LC3, którego parametry przedstawiamy dokładniej obok.
Philips Phidelio L4 - obsługa i ustawienia
Do obsługi służą przyciski (zasilanie, tryby ANC i asystent głosowy) i duży panel dotykowy za kapselkiem prawej muszli (odtwarzanie, regulacja głośności). Tłumienie hałasów pracuje pod dyktando automatyki, jest też tryb przeźroczystości.
W muszle wbudowano czujniki zbliżeniowe, zatrzymujące odtwarzanie, gdy zsuniemy Philips Phidelio L4 z głowy. Na lewej muszli znajduje się gniazdo USB do ładowania akumulatorów, z prawej strony - 2,5-mm gniazdo jako analogowe wejście.
W trybie pasywnym L4 nie tłumią hałasów bardzo dobrze, ale do tego jest przecież elektronika ANC; w zamian słuchawki wygodnie leżą na głowie, nie uciskają i "nie grzeją". Regulacja pałąka jest wyjątkowo duża.
Do obsługi wszystkich ważnych funkcji wystarczą same słuchawki, ale Philips kusi aplikacją mobilną. Warto skorzystać, bowiem pozwala ona dobrać się do szczegółowych ustawień ANC (tryby automatyczne i manualne), układu akustycznej przeźroczystości, pełni także rolę informacyjną, wskazując system kodowania.
Do dyspozycji mamy korekcję częstotliwościową, dodatkowy tryb niskiego opóźnienia, uprzestrzennianie dźwięku, zmianę konfiguracji fizycznych przycisków na muszlach. Przetworniki mają typową średnicę 40 mm, ale apetycznie brzmi informacja o ich grafenowych membranach.
Philips Phidelio L4 - odsłuch
Dzięki sporym muszlom i poduszkom, Philips Phidelio L4 okazały się bardzo komfortowe, nawet na długich dystansach. W taki plan bezproblemowego wypoczynku wpisuje się również brzmienie.
L4 można uznać za przedstawiciela tego samego stylu co Bang & Olufsen Beoplay HX i PSB M4U 8 MkII, tym bardziej jeżeli przeciwstawimy tej grupie zupełnie odmienne Bowers & Wilkins Px7 S2e. Są jednak w tej koalicji również różnice. Fidelio neutralnością przypominają wiele słuchawek Sennheisera, dodając do tego trochę ciepła, ale nie tracąc na przejrzystości.
To brzmienie dojrzałe i już wyrafinowane, zarazem angażujące i bezpieczne. Fundamentem jest bardzo dobra równowaga; na jej tle Beoplay HX ujawnia lekko, ale jednak, wyeksponowane skraje pasma.
Średnica jest świetnie wyważona, a przy tym witalna i aktywna. Wokali nie ciągnie ani w dół, ani w górę, są gęste i swobodne, wyraziste i klarowne. Całe pasmo korzysta ze spokoju związanego z czystością.
Philips Fidelio L4 oczywiście nie licytują się z Px7 S2e na ekspresję detali i wybrzmień, ale tyle, ile z nich słychać, zupełnie wystarczy, aby mieć wrażenie kompletności i różnorodności.
Niskie tony są konkretne, dokładne, w doskonałych proporcjach i w związku z muzyką, bez rozmiękczenia, ale i bez jednostajnej twardości. Najlepsze w tym teście.
Brzmienie Philips Fidelio L4 jest rzetelne, dynamiczne i subtelne, dobrze służyło zarówno nagraniom wysokiej jakości, pokazując ich zróżnicowanie w szerszym kontekście, a nie tylko epatując szczegółowością. Jednocześnie nie piętnowało nagrań przeciętnej jakości, które są "chlebem powszednim" słuchawek Bluetooth podłączonych do smartfonów.
Wszystkiego można z L4 słuchać bez zmęczenia, nie dostrzegam też żadnych preferencji związanych z gatunkiem muzyki. A jeżeli ktoś chce sobie brzmienie "podrasować", może sięgnąć do korekcji aplikacji mobilnej. Mniej dokładnie, ale bardziej efektownie grają też z aktywną redukcją hałasu, bas jest masywniejszy, średnica soczysta, całość lekko "przydymiona".
Na nowo zakodowany
Przez wiele lat udoskonalania słuchawek bezprzewodowych pojawiło się dużo nowych kodeków; zaczynaliśmy od podstawowego (i wciąż obowiązkowego – dla zachowania kompatybilności) SBC, który został uzupełniony o oferujące wyższą jakość dźwięku AAC oraz aptX.
Odzwierciedlały one w pewnym stopniu podziały na rynku smartfonów – pierwszy służy przede wszystkim urządzeniom Apple, z kolei aptX jest popularny w sprzęcie z systemem Android. Potem opracowano jeszcze lepsze systemy aptX HD oraz LDAC. I taki status quo trwał przez ostatnie lata.
L4 zostały wyposażone w nowy kodek LC3 jako jedne z pierwszych słuchawek. Maksymalna rozdzielczość to 32 bity, a częstotliwość próbkowania 48 kHz. Problemem jest natomiast bardzo niska przepustowość – w tej chwili mówi się o 248 kbps (dla porównania w LDAC jest to 990 kbps).
LC3 ma jednak do pomocy znacznie bardziej zaawansowane algorytmy kompresji; więc jakość ma być "zbliżona", a nawet lepsza. W tym przypadku ważna jest jednak również zmiana sposobu transmisji sygnałów audio (względem każdego z poprzedników) i użycie nowej warstwy (BT w wersji minimum 5.2), która pozwala na oszczędność energii.