Pierwszym wspólnym przedsięwzięciem był projekt o nazwie Jade. Z założenia miała to być cenowo przystępna alternatywa dla Staxów Omega II i Sennheisera Orpheusa. W tym samy roku 2009, w którym Audeze zaprezentowało swój pierwszy produkt, firma HiFi- MAN narobiła szumu modelem HE-5. W kwietniu 2010 roku zaprezentowano ich nową wersję HE-5LE, których z kolei bezpośrednim następcą jest model HE-6.
Z zewnątrz wyglądają niemal identycznie jak tańsze modele. Różnice są kosmetyczne. Ale wewnątrz to znacznie bardziej wyrafinowane konstrukcje. Napylone na cienkiej membranie ścieżki są ze złota. Przetworniki mają budowę symetryczną, z magnesami umieszczonymi po obydwu stronach membrany - podobno znacznie silniejszymi.
Można się więc było spodziewać, że słuchawki będą łatwiejsze do wysterowania niż wcześniejsze konstrukcje HiFiMAN-a. Nic z tego - to jedne z najmniej skutecznych konstrukcji. Przy impedancji 50 Ω ich skuteczność wynosi 83,5 dB. Według producenta, do "napędzenia" potrzebny jest wzmacniacz o mocy od 5 do 20 W.
Muszle są okrągłe, z obudowami wykonanymi z aluminium. Od zewnętrznej strony przetwornik został zakryty polakierowaną na czarno siatką. Do muszli przymocowano z boków półokrągły pałąk z płaskim trzpieniem, który jest suwany w zaczepach na pałąku nagłownym.
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Ten obciągnięty jest czarną skórą i leży bezpośrednio na głowie. Muszle stykają się z głową poprzez pokryte welurem, wypełnione gąbką poduszki. Są bardzo wygodne, słuchawki układają się na głowie komfortowo.
Sygnał jest wysyłany na zewnątrz osobno z lewej i prawej muszli. HiFiMAN korzysta z wymiennych kabli stosując swój własny typ połączeń - współosiowych. Wraz z HiFiMAN HE-6 otrzymujemy kabel z miedzi OCC zakończony czteropinowym wtykiem XLR, służącym do podłączenia wzmacniacza zbalansowanego.
W komplecie jest także przejściówka - na klasycznego dużego "jacka" (6,35 mm). Słuchawki nie są lekkie (500 g), ale duże magnesy muszą swoje ważyć. W komplecie otrzymujemy zapasowe poduszki i welurowy woreczek. Jeśli chcemy je przewozić, możemy dokupić zgrabny, sztywny kejs.
HiFiMAN EF6
HiFiMan HE-6 to słuchawki wymagające "małej elektrowni". Są notorycznie źle wysterowane, a przez to oskarżane o cienkie, chude granie. Było więc kwestią czasu, kiedy powstanie dla nich firmowy wzmacniacz.
Po raz pierwszy informacje o nim pojawiły się na początku 2011 roku, gotowy miał być pół roku później, latem. Nie udało się jednak tego terminu dotrzymać i dopiero w 2013 roku zobaczyłem działający prototyp, który do sklepów trafił pod koniec tegoż roku.
Od strony funkcjonalnej HiFiMAN EF6 to po prostu wzmacniacz słuchawkowy z dodatkowym wyjściem z przedwzmacniacza. Ma trzy wejścia - dwa RCA na tylnej ściance i jedno mini jack 3,75 mm na przedniej, oraz jedno wyjście.
Na froncie, wykonanym z czarnego akrylu, centralne miejsce zajmuje duża gałka siły głosu; obok niej umieszczono trzy srebrne przyciski, którymi wybieramy aktywne wejście; towarzyszą im niebieskie diody LED.
Wyjścia słuchawkowe są dwa: duży jack 6,35 mm oraz czteropinowy XLR. Jest oczywiście wyłącznik sieciowy - też z diodą LED. Z tyłu, oprócz gniazd, znajduje się hebelkowy przełącznik zmieniający wzmocnienie o 10 dB.
Obudowę HiFiMAN EF6 wykonano głównie ze stalowej blachy, ale boki tworzą duże aluminiowe radiatory. Masa wynosi aż 11 kg, wszystko to potęguje wrażenie, że mamy do czynienia z klasycznym wzmacniaczem.
Tym bardziej, że na płytce zasilacza naniesiono napis: "Wzmacniacz słuchawkowy/wzmacniacz zintegrowany". Zasilaniem zajmuje się bardzo duży, jak na te wymagania wręcz olbrzymi, zasilacz z klasycznymi blachami EI.
Zamknięto go w aluminiowej puszce ekranującej, podobnie jak dławik. Ten ostatni to część zasilania końcówek mocy - CLC, z dwoma pokaźnymi kondensatorami. Osobne zasilanie, już stabilizowane, ma mała płytka drukowana przedwzmacniacza, wpięta na pinach do płytki z zasilaczem.
Gniazda RCA wkręcono do kolejnej płytki, z przekaźnikami. Po wybraniu aktywnego wejścia sygnał biegnie do świetnie wyglądającego tłumika, zbudowanego z przełącznika i oporników (w torze znajdują się zawsze tylko dwa oporniki).
Następnie trafiamy do przedwzmacniacza, zbudowanego na układach scalonych Burr Brown OPA 627, po jednym na kanał. Tutaj sygnał jest balansowany i w takiej formie wysyłany do końcówek mocy. Wyjście z RCA z przedwzmacniacza buforowane jest kolejnym scalakiem, tej samej firmy, modelem OPA2604.
Końcówki mocy pracują w klasie A i oddają 5 W przy 50 Ω. Tranzystory końcowe (trzy pary MOSFET-ów na kanał) przykręcono do radiatorów, które mocno się grzeją.
Odsłuch
Od lat japońskie systemy firmy Stax, z Omegą II na czele, składające się ze słuchawek elektrostatycznych oraz napędzających je wzmacniaczy lampowych, stanowiły wzór w dziedzinie szybkości, rozdzielczości i przejrzystości.
HiFiMAN-y są bardzo bliskie tego wzorca. Dźwięk jest bardzo dokładny, różnicujący, a do tego świetnie wypełniony i energetyczny. Dzięki lepszemu (obiektywnie) wyrównaniu charakterystyki, akcent jest położony wyżej niż w Oppo i znacznie wyżej niż w Audeze.
Dotyczy to głównie słuchawek, choć i wzmacniacz podąża tym tropem. Nie jest to dźwięk rozjaśniony, ale ostatnie, co mógłbym o nim powiedzieć, to że jest ciepły...
Posłuchajmy gitary Kenny`ego Burrella z "Soul Call" (XRCD2) i będziemy wiedzieć, że magia nie uleciała, że naturalna temperatura i gęstość zostały przechowane i oddane we właściwych proporcjach.
Jednak... częściej imponować będą atak i detaliczność. Seans rozgrywa się raczej w środku głowy, HiFiMAN-y nie oddalają dźwięku od słuchacza, lecz nie męczą, a są bardzo przekonywające. Inne słuchawki spłaszczają poszczególne dźwięki, nawet jeśli pokazują dużą przestrzeń; HiFiMAN HE-6 dają większą plastyczność i większą intensywność.
Mają przy tym zdolność pokazywania bardzo niskiego basu z różnicowaniem, jakie wśród kolumn zdarza się rzadko. Testowany system brzmi lepiej niż jakiekolwiek słuchawki dynamiczne, które znam, tj. Sennheiser HD800 i AKG K-1000, a nawet elektrostatyczne.
Staxy i Oppo brzmią jednak znacznie przestrzenniej. Nagrania binauralne, na przykład przygotowane przez firmę Zenph, brzmią spektakularnie, ale wciąż trzymają się głowy... Swoją drogą, tak jak same słuchawki.
Wojciech Pacuła