Może jest w tym jakaś nowa marketingowa metoda - podobnie jak w przypadku Jamo, w ofercie Magnata wyraźnie dominuje grupa serii o takim samym głównym członie symbolu. Tam Concert, tutaj Quantum - do takich rodzin należy większość konstrukcji odpowiednio duńskiej i niemieckiej firmy.
Może chodzi nawet o dyskretne zastąpienie w powszechnym stosowaniu samej nazwy firmy, która po latach okazuje się nie dość modna lub kojarzy nie dość audiofilsko?
Teraz na pytanie, jakie masz kolumny, koleś nie musi ze zmieszaniem odpowiadać: "Magnaty 605", lecz może "Quantumy 605", pomijając nazwę firmy; analogicznie w Jamo - zamiast "Jamo 605", mamy "Concerty 605". Tak jak wiele innych Concertów i Quantumów. Faktycznie, brzmi milej.
Podseria 600 to już czwarty atak Quantumów. Zaczęło się od referencyjnej serii 900, zaraz potem nadciągnęła znacznie tańsza i liczniejsza seria 500, potem pojawiła się "pośrednia" 700, a ostatnio jeszcze seria 600, która jak symbol wskazuje, znajduje sobie jakieś miejsce pomiędzy seriami 500 a 700. Robi to w zasadzie kosztem najtańszej serii 500, od której jest niewiele droższa, a teoretycznie znacznie lepsza.
Producent twierdzi bowiem, że koncepcja serii 600 polega na zaimplementowaniu techniki zastosowanej wcześniej w serii 700 do znacznie tańszych obudów - tańszych przede wszystkim na skutek innego wykończenia.
Seria 700 to bowiem obudowy w naturalnym fornirze (lub lakierowane), a seria 600 to już obudowy pokryte (głównie) folią. Aż trudno uwierzyć, że różnica w kosztach może być tak duża, aby powodować tak dramatyczną różnicę w cenach detalicznych: para Quantumów 705 w fornirze czereśniowym, konstrukcyjne bliźniaczych z naszymi 605, kosztuje 4000 zł. Dwa razy tyle!
W sumie mamy więc za 2000 zł kolumny duże, pod względem techniki przebojowe, estetycznie standardowe. W wygląd włożono jednak pewien wysiłek, który dostrzegam i doceniam, chociaż nie budzi on mojego entuzjazmu - front polakierowano na czarnym błysk, czym Quantumy serii 600 umizgują się do posiadaczy podobnie wyglądających plazm i elcedeków.
Pozostałą część obudowy (w testowanej parze) oklejono czarnym winylem - rzeczywiście tanim. Są jeszcze wersje imitujące wiśnię i buk, ale obok czarnego błyszczącego lakieru może to wyglądać jeszcze bardziej przykro. Sama solidność wykonania obudowy nie budzi zastrzeżeń - front ma grubość 25 mm, konstrukcję wzmacniają trzy wieńce.
Kosze 18 cm głośników nisko-średniotonowych, wykonane z tworzywa ABS wzmacnianego włóknem węglowym, są nowocześnie wyprofilowane. Membrany reprezentują szeroko stosowaną przez Magnata technikę aluminium pokrytego warstwą ceramiki. 25 mm tekstylna kopułka wysokotonowa jest otoczona materiałem wytłumiającym, wyciętym w kształt gwiazdy.
Symetryczne ustawienie głośników sugeruje taki też układ elektryczny, a więc w tym przypadku dwudrożny, jednak obydwa głośniki filtrowane są inaczej - jak w układzie dwuipółdrożnym (więcej na ten temat na końcu testu).
Połączenie układu dwuipółdrożnego z symetrycznym ustawieniem głośników nie jest błędem, chociaż nie wiem, jakie są tego akustyczne zalety, dopóki do takiego rozwiązania nie skłania nas tak wysoka obudowa, że głośnik wysokotonowy znalazłby się, przy typowym dwuipółdrożnym ułożeniu, zbyt wysoko - wówczas taka quasi-symetryczna konfiguracja pozwala go przenieść niżej, na optymalną wysokość.
W konstrukcji Magnat Quantum 605 tweeter znajduje się jednak na wysokości 75 cm, nieco poniżej optymalnych 90-100 cm.
Zwrotnicy nie upychano za gniazdkiem, ale swobodnie rozplanowano na dużej płytce przykręconej do tylnej ścianki obudowy. Nie wykorzystano tego do zastosowania elementów najwyższej klasy - tylko jedna cewka (na w sumie cztery) jest powietrzna, tylko jeden kondensator (na sześć) jest foliowy. Z pewnością są to elementy filtra głośnika wysokotonowego.
18 cm głośniki poszły nieco różnymi drogami w sferze filtrowania, ale bas przetwarzają razem i w pełnej zgodzie - mają wspólną komorę, zajmującą całą objętość obudowy.
W tej sytuacji dwa otwory bas-refleks, umieszczone bezpośrednio jeden nad drugim na tylnej ściance nie działają inaczej, niż działałby jeden, o dwa razy większej powierzchni (z tunelem o takiej samej długości). Każdy z otworów ma średnicę tylko 5 cm, ale wraz z mocnym wyprofilowaniem, rozszerzającym się do 10 cm.
Całkowita powierzchnia tych otworów (w świetle) jest dwukrotnie mniejsza, niż średnica pojedynczego otworu w Jamo C 605, w dodatku przy ok. 50 procent większej powierzchni membran głośników w Magnacie; w tej sytuacji nawet taka sama ich amplituda będzie wywoływała w otworach Magnat Quantum 605 około trzykrotnie większe prędkości przepływu powietrza, a przed turbulencjami chronić ma właśnie mocne wyprofilowanie.
Otwory są za to bardziej eleganckie niż w Jamo - nie tylko za sprawą wyprofilowania, ale i przykręcenia ich do obudowy. Ten sam wzór wykorzystano przy oprawie gniazda przyłączeniowego.
Tutaj dwie pary złoconych zacisków ustawione są w jednym szeregu, a zwory przygotowano z krótkich odcinków przewodów, zakończonych z jednej strony małymi widełkami, a z drugiej banankami. Nawet jak nie zastosujemy bi-wiringu, audiofilski sznyt uratowany.
Do cokołu przymocowane są już gumowe nóżki, możemy jednak wkręcić kolce.
Odsłuch
Jakość kolumn Magnat Quantum 606 można by ocenić najtrafniej, konfrontując je ze współczesnymi kolumnami w podobnej cenie (poza Jamo C 605 nie miałem okazji tego zrobić), lub droższymi - a to akurat było możliwe, bo równolegle testowałem wiele modeli z zakresu 3000-4000 zł (wkrótce się przekonacie). Nie odgadłbym w ślepym teście, że 605 pochodzą z innej klasy cenowej.
Co więcej, w takim gronie okazały się jednymi z najbardziej neutralnych; nawet jeżeli brakowało im pewnych cech droższych kolumn, to też żadna z nich nie miała przecież ich wszystkich w komplecie. Nie można nawet powiedzieć, że Quantumy są mniej wyrafinowane!
Charakterystyka tonalna nie jest wyraźnie wykonturowana, co często zarzuca się niemieckim głośnikom, chociaż z pewnością nie jest też zaokrąglona i skupiona na środku pasma; kolumny Magnat Quantum 606 nie żałują dynamiki i detaliczności, są wyraziste i rozdzielcze, może cechy te stoją o krok przed nasyceniem, co odróżnia je od Jamo C 605, spokojniejszych i jednorodniejszych.
Nawet jeśli paleta barw nie jest tak szeroka, jak... w znacznie droższych kolumnach, to oferta Quantumów pod tym względem jest bardzo przyzwoita i miła dla ucha - najwyraźniej połączenie sztywnych membran aluminiowo- ceramicznych z miękka tekstylną kopułką daje doskonały miks; konturowe, nie zmiękczone brzmienie środka jest kontynuowane przez bardziej delikatną, a wcale nie mniej szczegółową górę.
Ta lekka zmiana klimatu ani trochę nie obniża noty za spójność. Po wielu porównaniach wysokie tony Quantumów uznaję za wręcz wybitne, godne tego, aby brać udział w brzmieniu kolumn znacznie droższych. Są świeże, mają powietrze, detal, dają całości bardzo lekkie rozjaśnienie.
Nie będę się silił na jakiekolwiek poważne zarzuty pod adresem średnicy, ale do basu choć trochę się przyczepię - jest motoryczny, raczej twardy, czym dobrze uzupełnia podobny w charakterze środek, a swoją dynamiką właściwie odpowiada na aktywność góry pasma. Nie ma za to soczystego wypełnienia, które jeszcze nie groziłoby pogorszeniem definicji, a przydało brzmieniu "ciała".
W zakresie najniższych częstotliwości zamiast miłych, efektownych pomruków pojawiają się mniej przytulne, choć może muzycznie nie mniej prawdziwe wibracje; w wyższym podzakresie basu ujawniają się czasami podbarwienia, może więc to właśnie te harmoniczne wpływają na percepcję całego zakresu niskotonowego.
Mimo tych uwag: nie mając ściśle sprecyzowanych wymagań co do jakichś bardzo szczególnych właściwości, możemy kolumny Magnat Quantum 605 kupować niemal w ciemno - to znaczy po naszym teście - bo można ewentualnie chcieć czegoś innego, ale trudno chcieć więcej. Za 2000 zł za parę?
Andrzej Kisiel