Niedawno testując monitory Jamo C 803, też należące do serii Concert, wspominałem czasy, gdy była to seria niemal referencyjna i obejmowała tylko kilka modeli. Podstawkowe C 803, choć to najdroższa tego typu konstrukcja w ofercie Jamo, okazały się już ok. dwukrotnie tańsze od swoich poprzedników sprzed dziesięciu lat.
Ale seria Concert jeszcze bardziej zmieniła swój kształt i zawartość. Dzisiaj nie jest to ekskluzywny klub kilku modeli, ale główna i bardzo obszerna część katalogu Jamo, składająca się z kilku odrębnych linii.
Najdroższa (ale i tak tańsza, niż dawne Concerty) jest C 80, z niej właśnie pochodziły monitory C 803, jeszcze bardziej przystępna cenowo jest C 60, z której zaczerpnęliśmy Jamo C 605, ale na tym walki o masowy rynek nie koniec, bo jest jeszcze C 400, w której znajdziemy kolumny wolnostojące grubo poniżej 2000 zł... bez przesady.
Mimo optymizmu i kredytu zaufania, myślę że są jakieś granice, których audiofil przekraczać nie powinien. Ale kto powiedział, że wszystkie kolumny w ogólności, a wszystkie kolumny Jamo w szczególności, są adresowane do audiofilów? Wielu z nich już takie traktowanie C 605 uzna za zniewagę, nawet nie dowiadując się, co się za nimi, a raczej w nich, kryje. A kryje się kilka bardzo zaskakujących rzeczy.
Oddajmy to co boskie bogu, to co cesarskie cesarzowi. Obudowa swoją drogą, a przetworniki swoją. Obudowa C 605 jest standardowa, przetworniki - jak na ten zakres cenowy - nadzwyczajne. Od nich więc zacznijmy.
Od razu przypomniały mi niezwykle ciekawe głośniki z monitorów C 803. Jak się okazało po rozkręceniu Jamo C 605, głośniki nisko-średniotonowe z serii 60 nie są aż tak zaawansowane, bo nie mają oryginalnego systemu "aktywnej kontroli impedancji", która przejawia się parą przewodów wchodzących do centrum układu magnetycznego.
Ale to coś bardzo specjalnego, a głośniki z Jamo C 605 i tak mają sztywne wielowarstwowe membrany (z jakiego materiału, producent nie podaje, ale pod zewnętrzną warstwą widać strukturę plastra miodu), metalowe korektory fazy z nietypowo wciętym czubkiem.
Magnes o średnicy 8 cm przy głośniku o całkowitej średnicy 15 cm to przyzwoite proporcje. A odlewane kosze to już rarytas na tym pułapie cenowym - zwłaszcza gdy mówimy o zespołach wolnostojących, i to dwuipółdrożnych, gdzie takie głośniki potrzebne są dwa.
Jamo C 605 - obudowa
Głośnik wysokotonowy to już chyba dokładnie taki sam typ, jaki poznaliśmy w C 803 - 25 mm kopułka tekstylna, zainstalowana w specjalnej osłonie, izolującej właściwy przetwornik od wibracji obudowy - "pływa" on w zewnętrznej puszce, jest w nią elastycznie połączony, a dopiero ta część została przykręcona do przedniej ścianki obudowy.
Obudowa jest raczej zwyczajna. Tutaj różnica między serią C 80 a C 60 dotyczy jej kształtu - w wyższej serii ścianki boczne i górne są lekko wygięte, a na przykładzie C 605 widzimy regularny prostopadłościan; w obydwu przypadkach wykończeniem ścianek jest folia drewnopodobna, w dwóch wersjach kolorystycznych - czarnej lub imitującej jabłoń (widoczna w teście).
Na górnej ściance, przy przedniej krawędzi jest mały ozdobnik - plastikowa listewka, za to nóżki, które dają kolcom szerszy, bezpieczniejszy rozstaw, są już metalowymi odlewami. Producent jedno z kilku zdań opisu poświęca zwróceniu uwagi, że kolce są takiej samej jakości, jak w referencyjnych R 909.
Faktycznie są grube, a także ładnie zapakowane, razem z kluczem do ich przykręcenia. Natomiast same nóżki - i chwała im za to - są już przykręcone fabrycznie.
Maskownica nie jest typową ramką z MDF-u, ale kratką z tworzywa sztucznego; mocowana jest już tradycyjnie, na kilka kołeczków, zadbano o to, aby uchwyty dla nich były jak najmniej widoczne - nie tylko są małe, ale też ich kolor dopasowano do okleiny.
Front obudowy ma grubość 2 cm, pozostałe ścianki być może też, wewnętrzne wzmocnienia ograniczają się do dwóch poprzeczek.
Ciekawą opcję reprezentuje wykonanie tunelu bas-refleks. Ma on tylko śladowe wyprofilowanie na krawędzi wylotu, które nie będzie redukowało potencjalnych zjawisk turbulencyjnych, jednak pozostaną one tylko potencjalne - poprzez bardzo dużą średnicę tunelu, aż 10 cm, zapewniono małe prędkości przepływu powietrza, które nie będą prowokowały ani poważnych szumów, ani kompresji układu rezonansowego obudowy.
Duża średnica pociągnęła za sobą również dużą długość tunelu, koniecznego w tej sytuacji dla ustalenia określonej częstotliwości rezonansowej.
Gniazdo przyłączeniowe to dwie pary dużych, estetycznych, niklowanych trzpieni, czyli zestaw przygotowany do bi-wiringu. Zgodnie z jakimiś idioeuronormami otworki, w które moglibyśmy włożyć bananki są zaślepione, i już zdążyłem się wkurzyć, bo ich usunięcie często wymaga szukania jakiegoś ostrego narzędzia, którego właśnie nigdzie nie ma... ale okazują się wychodzić bardzo łatwo.
Z tyłu gniazda przymocowano zwrotnicę. Jakość elementów - "pół na pół" - dwie cewki rdzeniowe i dwie powietrzne, jeden kondensator elektrolityczny, jeden foliowy. Można więc się domyślać, że w obwodzie wysokotonowego nie ma ani elektrolitu, ani rdzenia - a skoro tak, to jest przyzwoicie.
Odsłuch
Po przygodzie z monitorem C 803, tym bardziej widząc podobną technikę głośnikową w Jamo C 605, spodziewałem się po nich również znanego z tamtego testu charakteru - a więc wigoru, szybkości, zwinności, artykulacji, szczegółowości.
Stety lub niestety, bo zależy co kto lubi, C 605 reprezentuje inny styl. Był jednak porównywany nie bezpośrednio z C 803, ale z Quantumem 605 i kilkoma kolumnami zakresu 3000-4000 zł.
Trzeba przyznać, że mało która, nawet z droższych kolumn, mogła doścignąć Magnata w bogactwie detalu, więc spostrzeżenie, że na tym polu ustępowały im również Jamo C 605, nie stawia ich w złym świetle.
Tym bardziej że oferują coś w zamian - przyjemną, naturalną jednorodność, homogeniczność dźwięku, która w pewnym stopniu wynika z umiarkowanej analityczności, jednak nie powoduje utraty czytelności i zasadniczej czystości dźwięku.
Z audiofilskiego punktu widzenia precyzja i rozdzielczość to cechy bardzo ważne, ale docenić też wypada, że konstruktor nie zrobił niczego, co mogłoby tylko zasugerować takie umiejętności, bez ich rzeczywistego rozwoju - wysokie tony nie zostały ani odrobinę wyeksponowane, na moment nie wychodzą przed szereg, jak ma to miejsce w Quantumach 605 (trzeba przyznać, że w sposób bardzo umiejętny, bez męczącej przesady).
Nie ma się co oszukiwać - góra pasma z Jamo dostarcza mniej informacji, nie ma takiego lekkiego, ożywczego powiewu, jest przez to po prostu mniej ciekawa, ale to ponownie kwestia układu odniesienia, bo Quantumy ustawiają tu poprzeczkę bardzo wysoko.
Jednak taki sam głośnik wysokotonowy - chyba taki sam - w przypadku C 803 dostarczał więcej wrażeń, był swobodniejszy, nie unikał ostrości, zdarzały mu się wyskoki.
W Jamo C 605 wysokie tony są lepiej uporządkowane, wyrównane, tworzą zgodny tandem ze średnicą, który nie porywa swoją witalnością, za to wykazuje ładną plastyczność, dyskretne ocieplenie i zaokrąglenie, pojawia się klimat bardziej intymnego kontaktu ze słuchaczem, czego na pewno nie ma w grających dosadnie i wnikliwie Quantumach.
Ten element nasycenia w Jamo być może promieniuje na całe pasmo przede wszystkim z zakresu niskich tonów. Bas jest bardzo miły, co proszę wziąć za dobrą monetę bez żadnych obaw. Wyczyszczony z dudnień, które trochę doskwierają konkurentowi, wciąż dość dynamiczny, dokładny, o odpowiedniej gęstości, chociaż wcale nie przytłaczającej masie - jest na wskroś muzykalny i łatwy do percepcji.
Jamo C 605 nie podnoszą adrenaliny, tylko i aż przedstawiają kulturę rzadko spotykaną w kolumnach wolnostojących tego zakresu cenowego. Brzmienie jest kompletne, dobrze zrównoważone, naturalne poprzez spójność i nasycenie. Nie zrobią takiego wrażenia skalą ii detalicznością dźwięku, jak Quantumy 605, ale urok ich umiarkowania może okazać się nie mniej przekonujący.
Andrzej Kisiel