Wstęp do kwietniowego AUDIO piszę w Wielką Sobotę (stąd może taki nastrój...), a więc prawie w połowie kwietnia – bardzo późno jak na nasze zwyczaje… Pocieszam się, że numer ukaże się jeszcze w kwietniu (chociaż powinien pod koniec marca), a usprawiedliwiam ogólną zawieruchą, z której wszyscy zdajemy sobie sprawę.
Co będzie dalej – tego nikt dzisiaj nie wie na pewno, ale jesteśmy zdeterminowani, aby naszą pracę kontynuować, wydrukować w tym roku komplet 11 numerów i trwać przy wydaniu "papierowym", oczywiście w symbiozie z portalem internetowym. A przede wszystkim dbać o poziom każdego numeru.
Może zauważycie niewielkie oszczędności w objętości, ale lektury, głównie dobrych testów, wciąż będzie dużo, jak zwykle więcej niż gdzie indziej. Termin ukazania się to fakt ulotny, a co zostanie wydrukowane, tego już się nie poprawi... Po takiej deklaracji zadrżałem, czy mimo to nie znajdziecie jakichś błędów, na wszelki wypadek proszę o wyrozumiałość.
Epidemia jest relacjonowana i komentowany we wszystkich mediach i tytułach prasowych. Mam mieszane uczucia, czy to powinność wszystkich redaktorów naczelnych, bez względu na specjalizację, czy zatem i ja powinienem coś od siebie dodać, czy też lepiej "robić swoje".
Nie odważę się na żarty ani ironię, mimo że poczucie humoru pomaga przetrwać najcięższe chwile. Na poważnie i do rzeczy: ciekawe, czy i jak ta historia wpłynie... nie tyle na ekonomiczną sytuację na rynku audio, co na rozwój sprzętu i sposobów słuchania muzyki. "Społeczny dystans" może mieć skutki długofalowe, tym bardziej, gdy nie będzie to ostatnia plaga, jaka nas dopadnie.
Można filozofować, że izolacja sprzyja refleksji, smakowaniu muzyki w domu, na sprzęcie wysokiej klasy, więc przed branżą perspektywy nie takie najgorsze... Ale wolałbym, aby wszystko skończyło się dobrze i tak gwałtownie, jak się zaczęło, a życie i rozrywki nie były poddawane takiej presji i terapiom szokowym.
Szukanie w nieszczęściach nadziei na lepsze jutro to dorabianie pięknej teorii do smutnej praktyki, bardziej realistyczną nadzieję dają wnioski z przeszłości, że znowu damy radę, otrzepiemy się i porwie nas wir normalności, coraz szybciej zmieniającej się, nawet niezależnie od takich afer.
Ostatecznie wpadłem więc w koleiny komentarzy na temat "numer jeden", ale żaden z artykułów już do niego nie nawiązuje, więc nie daliśmy się pognębić.
Andrzej Kisiel