Od spektakularnego debiutu Francuza, płyty "Oxygane", minęło przeszło trzydzieści lat wypełnionych zarówno artystycznymi wzlotami, jak i porażkami. Polska publiczność z pewnością będzie go pamiętać z występu na terenie Stoczni Gdańskiej, który został zorganizowany dla upamiętnienia 25. rocznicy powstania "Solidarności".
Choć jego elektroniczne utwory zawsze przyjmowały piosenkowy charakter, to Jean-Michel Jarre nigdy nie był tak bliski popu jak na najnowszym albumie. Muzyk najwyraźniej złapał tanecznego bakcyla i próbuje przypodobać się młodej publiczności.
Szkoda że czyni to za pomocą banalnych melodyjek i niezbyt przyswajalnych brzmień rodem z kryminałów klasy B. Klubowe bity na kilometr pachną kiczem. Oj, wstyd Panie Jarre, wstyd!
Gregorz Dusza
WARNER