Na początku był chaos i nosił on imię pierwszego albumu Mastodon. Następnie nagrany został materiał sludge metalowy, a na kolejnych dwóch krążkach przeobraził się on w rock progresywny. Ostatni z nich zyskał zresztą ogromny rozgłos i trudno było wyobrazić sobie jak to opus magnum można przebić.
Teraz już wiemy. Tytułowy "łowca" w pięćdziesiąt parę minut równa z ziemią swój budowany przez lata wizerunek i rozpoczyna budowę nowego imidżu. Epickie kompozycje zostały zastąpione krótkimi, wpadającymi w ucho utworami. Nie od dziś jednak wiemy, że diabeł tkwi w szczegółach. A jest ich tu bez liku. Po wielu przesłuchaniach gitarowe riffy cieszą jak za pierwszym razem, a rosnąca ekscytacja zaczyna przenosić się na perfekcyjną pracę perkusji - nieomalże znak rozpoznawczy kwartetu.
Singlowy potencjał "The Hunter" jest na tyle duży, że z pełnym przekonaniem mogę napisać, iż tak technicznie doskonałego grania wraz z melodyjnością nie było od czasów "czarnego albumu“ Metalliki, dzięki któremu grupa awansowała na poziom globalnego zainteresowania słuchaczy. Mastodonty może wyginęły lata temu, ale ich muzyczne odpowiedniki ciągle odważnie ewoluują.
M. Kubicki
Warner Music