W 2011 r. słuchacze z miejsca pokochali Foster The People. Za co? Za własną wizję tanecznego popu, zwroty w stronę disco i energię, której w pewnym momencie brakowało nawet rockowym zespołom. Herezje, farmazony? Zdecydowanie nie.
Trzy lata po premierze debiutu i kilka miesięcy po wypuszczeniu na świat nowego dziecka MGMT Foster The People ujawnia "Supermodel" - krążek inny, stonowany i nie tak przebojowy jak kochane, ale i znienawidzone "Torches", mogący jednak porwać słuchacza (do tańca).
Przyznam się, że do tej pory twórczość tej indiepopowej formacji ani mnie ziębiła, ani grzała. Ot, od czasu do czasu w ramach - nazwijmy to - relaksu, wracałem do debiutu, głównie z racji na wiadomy singiel ("Pumped up kids"). Dziś, kiedy o grupie zrobiło się "ciszej", postanowiłem dać jej kolejną szansę. Bez uprzedzeń, a nawet z ciekawości, co też Foster The People wysmażyli.
Podobne podejście sugeruję wszystkim słuchaczom z zadeklarowanymi haterami włącznie, gdyż Foster The People potrafią zaskoczyć, zwłaszcza niebanalnym tekstem (traktująca o stresie posturazowym "Pseudologia fantastica"), a okazyjnie, zadziwiająco mocnym rytmem ("Best Friend").
Niestety, w ostatecznym rozrachunku tuzin nowych dźwięków tworzonych przez Marka Fostera i spółkę pozostawia spory niedosyt. Oprócz dwóch powyższych utworów nie jestem w stanie wskazać choćby jednego potencjalnego hitu. Nie oznacza to jednak, że to krążek całkowicie zły.
Debiut pokazał, że w Amerykanach tkwi spory potencjał i "Supermodel" na swój sposób potwierdza hurraoptymizm z czasu tamtego krążka. Na niekorzyść muzyków działa jednak to, że wszystkie te sztuczki już znamy. Zestaw piosenek składający się na "Supermodel", choć jawi się jako easy-listening, nie zapada w pamięć, a to niedopuszczalne.
Brzmieniowo krążek broni się doskonałym uwypukleniem wokali i perfekcyjnie zrealizowanymi ścieżkami sekcji rytmicznej. Całość "gada" ciepło, ale dynamicznie i z niemal rockowym pazurem. Nie wierzycie? Zatem sprawdźcie bodaj najdziwniejszy numer ze wszystkich, a mianowicie "Tabloid Super Junkie". Właśnie zrozumiałem, że do dwóch piosenek, o których piszę w pierwszym akapicie, doszła kolejna. Szok.
Grzegorz "Chain" Pindor
Columbia