Kariera zespołu Starsailor jest jedną z tych niewytłumaczalnych zagadek przemysłu muzycznego, w którą z pewną regularnością muszę co jakiś czas się zagłębiać, przy okazji premier kolejnych ich płyt. Bolesne są to doświadczenia, gdyż każdy kto wytrwał i zna dyskografię tego brytyjskiego bandu, wie, że skończył się na "Kill'em All", a konkretnie na "Love Is Here". W takich momentach żałuję, że nie odpuścili sobie dalszego zalewania świata swoją kichą. Zarobić można przecież w dziesiątki innych sposobów: trzykrotnie w Sopocie każdego roku chociażby...
Nie pamiętam dokładnie, ale to bodaj w Esce Rock próbowano swego czasu wcisnąć ludziom pseudo-rockowy szajs zwany Starsailor. W tamtym okresie można było mówić, że grupa jest podobna do U2, z tą różnicą, że był to czas w którym o zespole Bono pisałem, że ostatni świetny album nagrali dekadę temu, a Starsailor nigdy tego nie zrobiło.
"All The Plans" to album, który nieomal zmienił moje życie. Już od otwierającego album utworu "Tell Me It's Not Over" byłem poruszony takimi koszmarkami jak: "Jeśli kochasz kogoś / nie odrzucaj tego". Naprawdę, przemiana duchowa jaka mnie dotknęła po wysłuchaniu tego wykracza daleko poza me zdolności wyrażania myśli. Lider Starsailor mówił, że muzycznie jest to hołd dla grupy Doves. O ile zrzynanie z ich stylu można nazwać hołdem, to w sumie przyznaję mu rację.
Wykorzystywanie pomysłów gigantów sceny jest zresztą cechą charakterystyczną kwartetu. Wszystko najwyraźniej zaczęło się od nieoryginalnej nazwy zespołu, a skończyło na odtwarzaniu stylu Coldplay czy Oasis. Mówiąc wprost: Starsailor zapożyczyło wszystkie możliwe schematy gitarowego grania plus wplotło chwytające za serce zagrywki klawiszowe by po raz kolejny urzec... no właśnie, kogo?
Nie widzę innego powodu do zapoznawania się z "All The Plans" niż po to by mieć porównanie do dzieł zespołów, które mają jakieś znaczenie. Nawet gdy słuchacz próbuje wczuć się w liryki o narkotykach i ksenofobii Amerykanów, ma się wrażenie, że to wszystko zostało wyryte z jakiegoś szablonu. Zespół powinien być naprawdę wdzięczny tym, którzy pociągają za sznurki w przemyśle muzycznym, że ich pseudo-twórczość trafia do sklepów i mediów. Takiej muzycznej papki niektórzy nigdy nie mają dość, więc pozostaje mi ostrzec wszystkich, by nie dali się na nią naciąć.
M. Kubicki
EMI Music Poland