Nowy album stołecznych post-rockowców z Tides From Nebula to dzieło dość zaskakujące. Bo po pierwsze skoczne, po drugie dość "jasne", po trzecie żywiołowe, a po czwarte i najważniejsze znacząco odbiegające od klimatu poprzednich wydawnictw.
Powyższy charakter "Eternal Movement" doskonale ilustruje pierwsze w historii grupy wideo do "Only With Presence". Obrazek barwny, intensywny i świetnie współgrający z jednym z trzech najlepszych utworów na płycie.
A pozostała dwójka? Arcyprzebojowe jak na ten gatunek "Satori" z doskonałym głównym motywem oraz niemal dziesięciominutowy kolos, a właściwie podsumowująca nie tylko ten album, ale cały dorobek Tides From Nebula, suita "Up From Eden".
Cieszy mnie przejście tego bandu na jaśniejszą stronę. Zabawa dynamiką kompozycji oraz więcej oddechu w numerach wychodzi stołecznym post-rockowcom wyłącznie na dobre, co z pewnością docenią inni koledzy po piórze.
Tides From Nebula to zespół skromny, pieczołowicie dbający o rozwój własnej kariery, ale przede wszystkim będący grupą muzyków, którzy nade wszystko stawiają na emocje, a dopiero potem na to, jak zrobić z tego wszystkiego produkt.
Trzeci album to podobno ten maturalny, moim zdaniem panowie egzamin dojrzałości zdali niemal celująco. Niemal, bo nie do końca podoba mi się brzmienie. Szczerze mówiąc, w tego typu graniu od jakiegoś czasu moje małżowiny uszne dobrze stymuluje surowizna (jak na debiucie brzeszczańskiego Besides) oraz więcej (prawie metalowego) brudu. Poza tym, mistrzostwo. Od początku do końca.
Grzegorz "Chain" Pindor