Oznaczenia nowej generacji kończą się cyfrą 7. Model VSX-917V jest najdroższym urządzeniem tej podstawowej serii, a kosztuje tylko 2000zł. Sytuacja nie jest jednak wyjątkowa, bo podobnie układa się amplitunerowa oferta Sony.
Na froncie dzieje się bardzo dużo. Przyłożył się do tego selektor wejść w postaci niezależnych przycisków, a jest z czego wybierać (wrzucono tu także radio AM/FM), bo jest ich aż 10.
W urządzeniach Pioneera wyświetlacz zawsze był na wysokim poziomie pod względem czytelności, tak jest i teraz. Wsparcia udzielają mu diody podświetlające dodatkowe symbole i funkcje na większej płaszczyźnie zamontowanej w centrum ciemnej pleksi.
VSX-917V jest najtańszym amplitunerem Pioneera z gniazdami HDMI, dostajemy dwa wejścia i jedno wyjście tego typu, ale nie ma możliwości przejścia z sygnałem analogowym na cyfrowy.
Jednak każda, nawet najwyższa, a więc 1080p, odmiana sygnału HDMI zostanie przepuszczona. Wejścia HDMI to tylko przełączniki, nie można więc za ich pomocą przesłać do amplitunera dźwięku surround, wymagane jest niezależne podłączenie np. za pomocą kabla koaksjalnego.
Wyposażenie w analogowe gniazda wizyjne jest bardzo dobre. W ramach tej sekcji działa konwerter obrazu, pozwalający uzyskać dowolny sygnał na każdym z wyjść (z tym wyjątkiem, iż komponent nie jest konwertowany w dół na SVideo/ kompozyt, co nie powinno jednak stanowić praktycznego ograniczenia).
Cyfrowy sygnał audio doprowadzimy jednym z dwóch wejść optycznych lub dwóch koaksjalnych, jest także jedno wyjście optyczne, a całości dopełnia sześć wejść stereo (w tym dwie pętle). Trochę niewygodnie umiejscowiono wejście wielokanałowe, gniazda dla sygnałów efektowych, centralnego i subwoofera umieszczono w samym środku sekcji wideo, a do działania 5.1 trzeba jeszcze wykorzystać wyodrębnioną parę stereofoniczną.
Suplement dla gniazd z tyłu stanowi podręczny panelik przyłączeniowy z przodu, po zdjęciu osłony uzyskujemy dostęp do stereofonicznego wejścia analogowego, cyfrowego optycznego, kompozytu, złącza dla mikrofonu kalibracyjnego oraz, co chyba najciekawsze, portu USB.
Pozwala on na podłączenie np. przenośnych odtwarzaczy MP3 i czerpanie z nich muzyki w dwukanałowych formatach WMA/MP3/AAC. Pod ich kątem zaprojektowano nowy układ Sound Retriever, analizujący próbki skompresowanej muzyki i w taki sposób je modyfikujący, by uzyskać jak najlepsze (zbliżone do oryginału) efekty.
Pioneer wyposażył swój amplituner w system automatycznej kalibracji MCACC, który pracuje nad detekcją głośników, poziomem, wymaganymi opóźnieniami, a także w ostatnim etapie przeprowadza korekcję akustyki pomieszczenia.
Istotnym elementem wyposażenia jest selektor impedancji, w aplikacji zaproponowanej przez producenta działa teoretycznie w obrębie 8 lub 6 omów, co wciąż wyklucza przynajmniej oficjalnie, pracę z kolumnami 4 omowymi.
Lewą część wnętrza obudowy przewidziano dla zasilacza, zbudowanego w oparciu o transformator rdzeniowy. Radiator wykonano z cienkiej blachy, zamontowano na nim trzy gotowe moduły scalone (podobnie jak w poprzednich generacjach amplitunerów Pioneera), tym razem pochodzą one od marki Sanyo, jeden moduł skupia trzy wzmacniacze, pozostałe po dwa. Wyjścia głośnikowe zabezpieczono przekaźnikami.
Odsłuch
Odsłuch Pioneera przeprowadziłem bezpośrednio po Sony i jest dla mnie oczywiste, że VSX-917V przedstawia diametralnie inne brzmienie. Po żywiole i szarżach STR-DB910 następuje wyraźne uspokojenie i uporządkowanie.
Pioneer reprezentuje bardziej gęsty, wypełniony większą ilością "materiału" przekaz w stereo. Jest to po części spowodowane innym balansem tonalnym, nacisk położony jest w dużej mierze na dolny podzakres średnich tonów. Stąd cały charakter wydaje się uspokojony, cieplejszy, kojący, ale też dostojniejszy, a chwilami potężniejszy.
Poszczególne dźwięki podawane są nieco wolniej, ale przy tym z większą elegancją, lepszym przygotowaniem. Pioneer nie jest ani trochę porywczy, nie aspiruje do energii i dynamiki konkurenta, powoli delektuje się poszczególnymi utworami.
Płyty filmowe nie przynoszą diametralnej zmiany sytuacji, można by nawet rzec, że jeszcze bardziej jesteśmy w ten kojący klimat wciągani, co w przypadku kina wraz z dobrze skomponowanym obrazem wydaje się kuszącą propozycją. Zwłaszcza, że wysokie tony wcale nie cierpią na uwiąd, są zwiewne, lekkie, czasami odrobinę oleiste, posłodzone, jednak są na swoim miejscu.
Budując przestrzeń amplituner skłania się bardziej do eksponowania pierwszego planu, tylny plan jest stonowany, dostarcza więcej atmosfery, niż informacji. Raczej intymnie i przytulnie, niż efektownie.