Firma przygotowała dwie niskobudżetowe propozycje (kosztujące poniżej 2000 zł STR-DH730 i STR-DH830) jak też model do prestiżowej linii ES - STR-DA5700ES w cenie ponad 10 000 zł. Pasujący do tego testu Sony STR-DN1030 pokazuje ostatecznie, że tegoroczna oferta Sony wygląda bardzo dobrze.
Wzornictwo jest charakterystyczne, niepodobne do konkurencji. Zamiast wielkiego okna wyświetlacza, pojawia się mała matryca na wąskim pasku pleksi. Trudno tam cokolwiek dojrzeć, lecz mając wspaniałe menu ekranowe, nie trzeba przywiązywać do tego elementu wielkiej uwagi. Dolna część frontu Sony STR-DN1030 z pokrętłami i przyciskami ma zdecydowaną przewagę.
Panel wejść podręcznych jest skromny, choć znakomicie wykonany (złocone gniazdka). Oprócz USB (jest bezpośrednia obsługa iPoda) znalazł się tu komplet analogowy (RCA plus kompozyt), ale zabrakło HDMI.
Do amplitunera Sony STR-DN1030 można dużo podłączyć. Obok wielu gniazd wideo widać sporo stereofonicznych wejść analogowych oraz dwa wyjścia dla subwooferów. Pięć gniazd HDMI też wystarczy (choć wciąż można ponarzekać, że żadnego nie ma z przodu).
Siedem porządnych, zakręcanych terminali głośnikowych zwiastuje obecność siedmiu końcówek mocy. Jednak elementem, który najbardziej zwraca na siebie uwagę, jest niewielka czarna antena modułu WiFi. To bardzo cenne i bardzo rzadko stosowane rozwiązanie, na ogół producenci ograniczają się do przewodowej sieci LAN, oferując co najwyżej zewnętrzne konwertery WiFi.
Sieciowe możliwości Sony STR-DN1030 obejmują protokół AirPlay i DLNA. Zarówno z sieci, jak i z nośników USB możemy odtwarzać pliki muzyczne w formatach mp3, AAC oraz WMA9. Amplituner nie obsługuje jednak w ogóle popularnych Flaców ani materiału HD.
Sony STR-DN1030 ma komplet dekoderów HD (oraz Dolby PLIIz), umiejętność skalowania i konwersji obrazu ze źródeł analogowych na postać cyfrową (nienajnowsze rozwiązanie Faroudja). Jest możliwość uruchomienia drugiej strefy, jednak tylko poprzez wyjścia niskopoziomowe, a więc po podłączeniu dodatkowej końcówki mocy. Na wyposażeniu znalazł się mikrofon potrzebny do automatycznej kalibracji.
Odsłuch
Zaangażowanie Sony STR-DN1030 w dużym stopniu przypomina to, co słychać z Denona - brzmienie ponownie jest żywe, dobitne i "jak na dłoni". Jednak inna charakterystyka tonalna wyraźnie faworyzuje tutaj górę pasma, podczas gdy Denon "zasuwał" środkiem.
W Sony STR-DN1030 położono nacisk na doświetlenie każdego detalu wysokich tonów, które często błyszczą lub co najmniej połyskują (jeśli to komuś robi różnicę...). Sporo się dzieje nie tylko w brzmieniu blach (muzyka) czy tłuczonego szkła (filmy), i tu i tam również głosy mają jasne, świetliste sybilanty.
Wreszcie można podejrzewać, że to wcale nie podkreślenie wysokich tonów, ale ich przejrzystość i selektywność, przy umiarkowanej już energii średnich tonów, tworzy taką harmonię. Środek też jest czysty, chłodny, ale dostatecznie wiarygodny, co oczywiście najlepiej sprawdzić na wokalach. Nie są one potężne i uplastycznione, lecz zostają dobrze wyodrębnione z tła.
Sporo energii wraca w zakresie niskotonowym. Bas jest odważny, chętnie wędruje w mroki samego skraju pasma, nie jest pryncypialnie zdyscyplinowany, lecz nie jest też powolny - potrafi wybuchnąć, spinając całe brzmienie pospołu klamrą z wysokimi tonami. To się będzie podobać, zwłaszcza w kinie akcji, gdzie Sony czuje się bardzo swobodnie.
W zgodnej fazie
O poprawnych relacjach fazowych głośników mówią często mniej oraz bardziej doświadczeni konstruktorzy i audiofile, których wiedza o istocie całego zagadnienia bywa mocno zróżnicowana. Dla każdego, kto zetknął się choćby w podstawowym stopniu ze sprzętem audio, nie ulega wątpliwości, że kolumny lewa i prawa muszą być podłączone do wzmacniacza w określony sposób: plus do plusa, minus do minusa.
Podłączenie odwrotne (minus do plusa, plus do minusa) też jest dopuszczalne, jednak pod warunkiem, że do takiej "pomyłki" dojdzie w obydwu kolumnach. Charakterystyka fazowa jest zmienna w całym pasmie, ponieważ jednak kolumny lewa i prawa prezentują takie same charakterystyki fazowe (i amplitudowe) - wówczas nie ma problemu. W stereo sprawa jest prosta, schody zaczynają się w systemie kina domowego.
O ile kolumny przednie i tylne będą bezkompromisowo takie same - wystarczy prosta kalibracja poziomów i opóźnień, i mamy z fazą porządek. Ale głośniki efektowe mają na ogół zupełnie odmienną konstrukcję, a w związku z tym inną charakterystykę fazową.
Zatem "plus do plusa" wszystkiego tu już nie załatwia. Można przyjąć, że spójność sceny z przodu z efektami z tyłu nie jest tak ważna jak wewnętrzna spójność stereofonii, ale jeśli ma być naprawdę dobrze... to potrzebne jest zgranie fazowe przodu z tyłem. Można je osiągnąć poprzez zastosowanie dookoła takich samych głośników albo poprzez korekcję sygnału w procesorze - tak jak w amplitunerze Sony.
Radek Łabanowski