Na zdjęciach z materiałów producenta, Sony SRS-X9 wygląda potężnie, ale już poręczne (z wygodną rączką) opakowanie sugeruje, że nie jest to urządzenie olbrzymie. Szerokość 43 cm nawiązuje do wymiarów klasycznego hi-fi , wysokość i głębokość są niemal identyczne, urządzenie wygląda elegancko i nie będzie zajmowało dużo miejsca.
Jakość materiałów użytych do wykonania "skrzynki" jest bardzo dobra i sprytnie skomponowana. Przód w całości wypełnia metalowa, siatkowa maskownica. Wydaje się, że jest tak skrzętnie spasowana z krawędziami, że nie sposób jej zdjąć.
A jednak - sam producent podpowiada, że dla jakości dźwięku (!) warto to zrobić i dostarcza w komplecie dwa specjalne narzędzia: kołki z magnesami, za pomocą których można tę czynność przeprowadzić bezpiecznie.
Boczne ścianki są metalowe (efektowna, szczotkowana struktura), a górną w przeważającej części przykryto szklanym panelem, pod którym znajdują się sensory dotykowe wraz z subtelnymi diodami, sygnalizującymi działanie podstawowych funkcji.
Przejdźmy jednak do techniki głośnikowej, bo ta jest w Sony SRS-X9 naprawdę wyjątkowa. Zdejmujemy maskownicę i widzimy, że punktem wyjścia jest tutaj system 2.1. Indywidualnie dla każdego kanału zmontowano układ dwudrożny z małą, 19-mm tekstylną kopułką oraz 4-cm głośnikiem średniotonowym - najprawdopodobniej z celulozową membraną.
W centrum frontu znajduje się 8-cm woofer (wspólny dla obydwu kanałów) z dużą nakładką przeciwpyłową membrany plecionej (kevlar lub włókno szklane) i charakterystycznym, "turbinowym" zawieszeniem. Po obydwu stronach woofera są jeszcze prostokątne membrany bierne. To wcale nie koniec atrakcji...
Na górnej ściance (ponad tweeterami z frontu) zainstalowano dwa kolejne głośniki wysokotonowe - większe, 25-mm kopułki. Nie wiadomo dokładnie, jak działa ten układ, tajemnicą pozostaje również konfi guracja wzmacniaczy. Wiemy tylko, że do ich konstrukcji użyto układów impulsowych S-Master MX.
Antenka Wi-Fi jest zamaskowana w wycięciu tylnego panelu. Jeśli poziom sygnału będzie zbyt niski, można ją rozłożyć.
Sony SRS-X9 jest pod względem zakresu obsługiwanych formatów i źródeł prawdziwym majstersztykiem, trudno mu wytknąć jakiekolwiek braki. Komunikacja sieciowa może odbywać się za pomocą przewodowego interfejsu LAN lub bezprzewodowego Wi-Fi (składana antenka), które uzupełniono standardem Bluetooth.
Pamiętano zarówno o sprzęcie Apple, instalując rozszerzenie AirPlay, a także całej reszcie (na czele z serwerami NAS) poprzez uniwersalny DLNA. Obsługę wspomaga dedykowana aplikacja dla sprzętu mobilnego, lecz w komplecie jest też niewielki, klasyczny pilot.
Oprócz źródeł sieciowych, podłączymy urządzenia przewodami - dla urządzeń analogowych jest wejście mini-jack, a także dwa porty USB. Jeden w standardzie typ-A obsługuje nośniki pamięci (np. pendrajw) a także smartfony; drugi to typ-B działający w analogiczny sposób jak USB DAC. Zatem do SRS-X9 można podłączyć komputer.
Sony dekoduje przy tym niemal wszystkie standardy plików (z Flac 24/192), a nawet DSD. Dla standardów skompresowanych przygotowano układ poprawiający brzmienie DSEE-HX, możemy go włączyć, wyłączyć lub zdać się na tryb automatyczny.
Jest także korektor częstotliwościowy ze zdefiniowanymi ustawieniami oraz trybem manualnym. Zanim urządzenie pozwoliło się do siebie "zbliżyć" z jakimkolwiek źródłem, zaświeciło ostrzegawczo czerwoną kontrolką Update i po moim przyzwoleniu przeszło w kilkunastominutowy tryb aktualizacji oprogramowania - to coraz częstsze "atrakcje" w nowoczesnych urządzeniach audio.
Sekcja 2.1 z przodu – dwudrożne układy dla każdego kanału wspomagane wspólnym wooferem z dwoma membranami biernymi.
Odsłuch
Sony gra zaskakująco…poprawnie, neutralnie, równo, ale i dostatecznie żywo. Po doświadczeniach ze "stacjami dokującymi" poprzednich generacji Sony, mogłem się spodziewać wyeksponowania niskich częstotliwości.
To już jednak albo przeszłość, albo "recepta", która nie dotyczy SRS-X9. Ten model obchodzi się z basem ostrożnie, w pewnym sensie z audiofilskimi manierami, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało w kontekście takiego produktu. Bas jest nawet niski, ale unika jakiejkolwiek przesady.
Rytm też nie wychodzi na pierwszy plan, Sony nie gra ekspansywnie i rozrywkowo, dba przede wszystkim o naturalność oraz "akustyczność", zarówno poszczególnych dźwięków, jak i całego obrazu muzycznego. W ramach tej naturalności zostaje zapewniona zarówno konsystencja, jak i otwarcie.
Najważniejsza jest jednak spójność i proporcje, stąd równowaga tonalna to jeden z priorytetów. Wszystkie podzakresy są świetnie zespolone, z czego rodzi się właśnie naturalna, a nie sztuczna żywość; sprawdza się to przy każdym rodzaju muzyki, choć najbardziej przy odtwarzaniu płyt z instrumentarium akustycznym - syntetyczne brzmienia są wygładzane i uspokajane, co też może się podobać, ale tchu nie zapiera.
Zasięg stereofonii jest ograniczony; w tym zakresie Sony zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami, jakie można mieć wobec tego typu urządzeń, bez rewolucji, jaką zapowiadają dodatkowe wysokotonowe. Za pomocą Sony SRS-X9 nie nagłośnimy też dużych pomieszczeń, ponieważ jest to systemik do kulturalnego grania w gabinecie lub sypialni.
Radosław Łabanowski