Brzmienie inaczej...
Według zaleceń Jamo, punktem wyjścia dla osiągnięcia najlepszych efektów jest ustawienie Jamo R909 w odległości ok. 1 metra od tylnej ściany i ok. 1,3 metra od bocznej. Kolumny można lekko skręcić do środka, a układ słuchacz - kolumny tworzyć ma trójkąt zbliżony do równobocznego. Jak widać, nie są to wymagania, które mogłyby wystraszyć audiofila - nie odbiegają od zaleceń dotyczących klasycznych zespołów głośnikowych.
W naszym pomieszczeniu odsłuchowym nie spełniliśmy ze stuprocentową precyzją tych warunków, ale trzymaliśmy się ich na tyle blisko, na ile wydaje się, że będzie do tego gotów normalny użytkownik. Odległości od ścian - zarówno tylnej, jak i bocznych - były nieco większe (ok. 2 metrów) i częściowo "zagospodarowane". Ale jak się wydaje, nie powinno to spowodować poważnych problemów, a co najwyżej rozproszyć fale biegnące od tylnej strony kolumny, i może w ślad za tym premia specjalnej przestrzenności nie została w całości wypłacona.
Jest jednak jedno ważne, własne spostrzeżenie dotyczące ustawienia, w kwestii do której producent w swojej instrukcji w ogóle się nie odnosi. No cóż, być może dla niektórych jest oczywiste, że takich kolumn, za takie pieniądze, nie wstawia się do pokoju 20-metrowego, i w ślad za tym nie słucha z odległości 3 metrów.
Ale to wcale nie takie pewne - miałem znajomego, w którego pokoju na pewno nie większym od 20 metrów, gościły największe kolumny świata, i to ustawiane konsekwentnie wzdłuż długiej ściany, tak że w przypadku pozostawienia za nimi 1 metra wolnej przestrzeni, do kanapy ustawionej pod przeciwległą ścianą pozostawało najwyżej 2,5 metra. Powiedzmy więc jasno - do takich warunków Jamo R909 zupełnie się nie nadają.
Najpierw bowiem rozstawiłem kolumny tak, że wraz z miejscem odsłuchowym powstał trójkąt równoramienny (wedle zaleceń Jamo) o boku ok. 3-3,5 metra, i dźwięk był... dziwny. Może i bym się przyzwyczaił, ale odsunąłem fotel o metr do tyłu, i było wyraźnie lepiej. Jeszcze metr, tym razem wraz z lekką korekcją pozycji kolumn (szerzej), i w trójkącie o bokach: ok. 4 metry między kolumnami i ok. 5 metrów od kolumn do miejsca odsłuchowego, wszystko się "skleiło" i ustawiło na naturalnej wysokości.
Problemem zbyt małego dystansu była więc po pierwsze integracja dźwięku - co początkowo wydawało mi się nawet zastanawiające... przecież mimo dużej rozpiętości, na jakiej zainstalowane są głośniki, głośnik średniotonowy pracuje już od 250Hz, i niewielki obszar sekcji średnio-wysokotonowej powinien być źródłem dobrze zintegrowanego brzmienia, bo przecież źródła basu i tak precyzyjnie nie lokalizujemy...
Czyżby kłaniała się koncepcja "podwójnych ślepych testów", których wyższość ma polegać na tym, że nie widzimy, czego słuchamy, a ponieważ ja widzę baterię głośników, z wysokotonowym na szczycie, rozciągniętą na desce o wysokości prawie 130 cm, więc co widzę, to i słyszę?
Ale ucho nie kłamało. Dopiero teraz, w trakcie redagowania tekstu, wpadłem na trop wyjaśniający te wątpliwości - przecież dipolowe promieniowanie głośników niskotonowych daje nam zdolność lokalizowania pozornych źródeł dźwięku również w tym zakresie częstotliwości! Dlatego nie było złudzeniem wrażenie "rozbicia" dźwięku, gdy słuchałem go z odległości ok. 3 metrów - tylko trzy razy większej, niż rozpiętość między głośnikami.
W dodatku, w takiej sytuacji, gdy słuchacz siedzi na normalnej kanapie, a więc z głową na wysokości ok. 90 cm, tweeter zainstalowany na wysokości 120 cm, zauważalnie podnosi perspektywę wysokich tonów do góry, do czego również nie jestem przyzwyczajony... od dawna nie trzymam kolumn na regale. Ale nawet w tym niedoskonałym układzie słychać było fascynujące cechy brzmienia. Kiedy już znalazłem się w optymalnej odległości (5 metrów, a może i więcej by nie zaszkodziło), mogłem zacząć ucztę.
Brzmienie zrobiło się "normalne" w sensie prawidłowej integracji i naturalnego rozplanowania sceny (hiperprzestrzenności jednak nie zanotowałem, na szczęście?) - a jednak pozostawało INNE. Zupełnie inne.
Mimo swojej artylerii kalibru 15 cali, Jamo R909 grają dźwiękiem jak najdalszym od masywności i ciężkości. Słychać niezwykłą swobodę i lekkość, połączoną z dynamiką w sposób gdzie indziej niespotykany. W dźwiękach emitowanych przez R909 nie ma ani trochę przesady, przesytu, nadmiaru, niepotrzebnie zwiększonej masy, rozmiarów instrumentów, czy podwyższonego napięcia. Nie ma ani pogrubienia, ani wyszczuplenia, ani zaciemnienia, ani rozjaśnienia... nie ma też najmniejszego wypchnięcia pierwszego planu przed linię głośników, chociaż czasami tak działające kolumny brzmią naprawdę interesująco i przekonująco.
R909 wolą zachować dystans do słuchacza, z większym upodobaniem i starannością budują dalsze plany, niż ucieleśniają i faworyzują liderów. Zdaję sobie sprawę, że takim opisem można by obdarzyć także kilka bardzo dobrych klasycznych kolumn, chociaż tutaj przedstawiam dźwięk istotnie odmienny, bardzo charakterystyczny. Klasyczne kolumny tej wielkości, z taką baterią głośników, prawie na pewno zagrałyby potężnie... czy w takim razie R909 nie mają potęgi? Ależ mają, tylko zupełnie inaczej wyrażaną. Specjalna przejrzystość, dokładność, szybkość i... spokój, nie budują mięsistego czy krwistego brzmienia.
Siła R909 przypomina siłę najlepszego sportowego samochodu, a nie ciężarówki. Oczywiście specjalny jest też bas, który stanowić może kwintesencję całego profilu brzmieniowego R909. Pod jego adresem można powtórzyć wszystkie wcześniejsze komentarze, zachwycając się niewiarygodnym połączeniem dokładności i siły. Niskie tony są obszerne, ale ani trochę nie tłuste, lecz suche, niemal "strzelające" - faza ataku oddana jest piorunująco sprawnie, uderzenia w stopę perkusji są idealne. "Suchość" jest tu więc wyłącznie komplementem, bo okazuje się kluczem do perfekcyjnej kontroli, definicji, jak też dynamiki.
Bas przestaje być rządzącą się swoimi prawami "masą", "substancją", "fundamentem", a staje się źródłem dźwięków tak samo wyrazistych, jak pochodzące z zakresu średnio-wysokotonowego. środek pasma nie ma ambicji określenia się jako środek ciężkości brzmienia; przy wokalach wydaje się trochę enigmatyczny, nie do końca wypełniony.
Ale kiedy włączyłem płytę z dobrze nagranym fortepianem... bajeczne bogactwo, klarowność, wyrównanie, śladu fałszywych dudnień po lewej stronie, a do tego jeszcze magiczna nośność, dźwięki unosiły się w powietrzu i rozpływały, jakby każdy z nich miał swoje krótkie, ale niepowtarzalne życie.
Przy dobrze nagranych płytach pojawia się wrażenie kąpieli w czystym, orzeźwiającym, ale i niewytłumaczalnie ciepłym strumieniu muzyki i jej dźwięków. O ile dobrze nagrane, nie sprawią kłopotu nawet najbardziej skomplikowane orkiestracje. Jamo R909 panuje nad sytuacją, gra jednak na luzie, nigdy nie wpada w nerwowość, dostarcza dokładny, ale i nie skrępowany obraz sytuacji. Otóż to, kompresja - R909 nie wiedzą, na czym polega to zjawisko. Ciche fragmenty gra się cicho, głośne głośno, szybkie szybko, wolne wolno, w czym problem?
Podsumowanie
Jamo, powiedzmy sobie szczerze, już dawno spisane na straty przez audiofilów obrażonych na zbyt obszerny katalog produktów popularnych, kinodomowych, "lajfstajlowych", tym ruchem pokazało nie tylko klasę, ale i niesamowitą determinację, aby zwrócić na siebie uwagę.
I znowu powiedzmy sobie szczerze, skasowało wszystko, co można kupić w tym zakresie cenowym. Jamo R909 można po prostu stawiać obok absolutnie najlepszych hi-endowych konstrukcji głośnikowych, bez względu na cenę. Jak to możliwe? Przecież wyjaśniłem już na początku - R909 nie mają obudowy... całość "wyszła" znacznie taniej.
W takim razie pojawia się jeszcze jedna refleksja. Na początku przyjąłem założenie, że Jamo stworzyło R909 głównie w celach prestiżowych, i że sama skala sprzedaży tego produktu jest drugoplanowa. Jednak gdyby tak miało być, to cena R909 nie tylko mogłaby, ale wręcz powinna być wyższa.
Nikt by się przecież nie śmiał ani nie dziwił, gdyby konstrukcje te kosztowały 50.000, a może nawet 100.000... w audiofilskim hi-endzie nie ma dość ścisłych kryteriów, które pozwalałyby takie sytuacje oceniać bez wątpliwości i sprawiedliwie. Zarazem chyba wszyscy mamy wbudowany mechanizm, który w dużym stopniu rodzi nasze wyobrażenie o jakości na podstawie ceny.
Zmierzam do tego, że te same Jamo R909, ale kosztujące 100.000 zł, windowałyby prestiż Jamo jeszcze wyżej, bo wówczas pojawiłyby się na tej samej półce cenowej, co najdroższe B&W i Sonus Fabery i z taką jakością byłyby w pierwszym odruchu kojarzone! Jamo skalkulowało więc cenę bardzo powściągliwie - dlaczego? Chyba dlatego, że R909 ma jednak nie tylko cel "prestiżowy" - powinien mieć szansę na relatywnie dobrą sprzedaż.
Chociaż dla większości z nas różnica między 33.000 zł a 100.000 zł jest czysto arytmetyczna, to gdzieś są jednak ludzie, dla których jest to różnica określająca decyzję "co kupić". Oczywiście nieliczni z nielicznych zawsze wolą wydać 100.000 zł, bo przecież "stać ich" na "najlepsze". Ale będą też i tacy, którzy po prostu wykorzystają okazję. Do tego też potrzeba trochę pieniędzy, ale skoro codziennie sprzedają się 50-calowe plazmy w podobnej cenie...
Właśnie - i za to też szacunek dla firmy Jamo, że na swój jubileusz, na produkt flagowy, w czasach takiej zawieruchy na rynku AV, wybrała jednak piękne kolumny, a nie 50-calową plazmę, na co jakiś czas temu się zanosiło. Niech każdy robi to, co potrafi najlepiej. Jamo udowodniło, że powinno robić kolumny.
Każdy robi swoje i od czasu do czasu stara się bić rekordy w opanowanych przez siebie dziedzinach. Ja pobiłem właśnie rekord długości opisu pojedynczego urządzenia. Czy historia to sprawiedliwie oceni... oby wcześniej Czytelnicy wybaczyli.
Andrzej Kisiel