Firma Dali miała wyjątkowo mocne wejście na naszym rynku, bo pojawiła się nań jeszcze w latach kompletnej posuchy, jako jeden z pierwszych zagranicznych producentów kolumn znacznie lepszych niż te, jakie były - i to z trudem - osiągalne w naszych sklepach na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku.
W dodatku firma miała wtedy w ofercie kilka wielkich przebojów, i to za relatywnie niewielkie pieniądze. Ale pod koniec ubiegłego wieku narzekaliśmy, że oferta Dali stała się przestarzała, i firma eksploatuje zgrane już płyty.
Dzisiaj sytuacja znowu wygląda inaczej, panorama kolumn Dali uległa niemal całkowitemu przeobrażeniu, zmienia się z roku na rok, ma zupełnie nowe punkty odniesienia.
Nowe rozwiązania wprowadzano z najwyższego poziomu - tak to najczęściej się odbywa; pięć lat temu pojawiła się więc nowa referencyjna seria Euphonia, z której wówczas do testu wybraliśmy model 4, kosztujący 25 000 zł, będący wzorcowym protoplastą wszystkich następnych tego typu układów.
Dwa lata później gotowy był, również przez nas testowany, ale tylko trochę tańszy Helicon 400 - 18 000 zł para, radykalny ruch nastąpił już niedługo potem, ponieważ analogiczną konstrukcję (dwie osiemnastki plus duet tweeterów), choć oczywiście przygotowaną z tańszych komponentów, zaproponowano w cenie 4000 zł - pod nazwą Ikon 6.
Te wyśmienite kolumny były jednymi z najjaśniejszych punktów obszernego zeszłorocznego testu w zakresie 4000-6000 zł. A w tym czasie, kiedy my pracowaliśmy nad Ikonami, konstruktorzy Dali pracowali już nad następną wersją ich ulubionej konfiguracji głośnikowej - która swoją jakością i ceną wejdzie między Ikony a Helicony.
I oto są Mentory 6, kosztujące co prawda dwa razy tyle co Ikony 6, ale przecież dwa razy mniej niż Helicony 400.
Kiedy pierwszy raz i tylko pobieżnie zobaczyłem Dali Mentory 6, które pojawiły się na ostatnim Audio Show, wydawały mi się tylko bardziej luksusową wersją Ikonów 6 - z trochę powyginaną obudową, oklejoną naturalnym fornirem zamiast winylem.
Głośniki z zewnątrz wyglądały tak samo, stąd dwukrotna różnica w cenie prowadziła do wniosku, że to specjalna wersja Ikonów 6 dla bezkompromisowych estetów, a nie audiofilów szukających najlepszej relacji jakości - przede wszystkim jakości dźwięku - do ceny.
Ale nawet gdyby tak było, to wyrastające swoim dźwiękiem ponad swój pułap cenowy Ikony 6 i tak pozostawiały pewne pole manewru - inaczej mówiąc, tylko bardziej eleganckie, a wciąż grające tak samo jak Ikony 6, Mentory 6 miałyby prawo kosztować nawet te 9000 zł, chociaż nie byłyby już pewnie moim faworytem.
Mamy jednak pełnię szczęścia - Dali Mentory 6 mają lepsze przetworniki, lepsze komponenty w zwrotnicy, są to więc "apgrejdowane" Ikony 6 od A do Z.
Nie ma co ukrywać - jeżeli niczego nie sknocili, to zanosi się na kolejny przebój. Tymczasem seria Mentor składa się tylko z dwóch modeli - testowanego Mentora 6 i podstawkowego Mentora 2. Seria jest młoda, nie można więc wykluczyć, że będzie się rozwijała, chociaż pomijając problem kina domowego, takie dwie konstrukcje odwołują się do potrzeb 90-procent klientów.
Obudowa Dali Mentor 6 wygląda pięknie, oryginalnie, a w dodatku jest bardzo solidna - ten element konstrukcji daje Mentorowi więcej punktów niż pozostałym dwóm kolumnom tego testu.
Oryginalność polega na tym, że zaokrąglone są nie ścianki boczne, ale przednia, tylna i trochę zaskakująco - dolna, bo górna jest już płaska, podobnie jak boki. Jednak na wygięcie przedniej ścianki właściwej skrzynki założono dodatkowy panel, już nie fornirowany, ale lakierowany na kolor jasnoszary, o płaskiej powierzchni zewnętrznej, w obrębie którego zainstalowano wszystkie głośniki.
Całkowita grubość frontu w tym obszarze to 3- cm. Maskownica, mocowana w małych, dyskretnych uchwytach, bardzo cienka i lekko odstająca, nie zasłania całej powierzchni tego panelu, ale pozostawia odkrytą jego dolną część z logo.
Taka wyeksponowana wielowarstwowość i łączenie naturalnego koloru drewna ze stalowoszarą techniką było już udziałem Ikonów 6, to styl dość odważny, wychodzi poza ramy klasyki i minimalizmu, ale pozostaje w granicach wysmakowanej skandynawskiej elegancji.
Wygląda naprawdę przyjemnie, bardziej subtelnie niż w błyszczących, cukierkowatych i znacznie droższych Heliconach. Przy takim zaawansowaniu nie mogło oczywiście zabraknąć i przemyślanego cokołu - jest on optycznie "oderwany" od obudowy, łukami nawiązuje do wygięć jej ścianek, ale także rozszerza się ku przodowi, a jednocześnie cofa przednią krawędź, pozwalając skrzynce zarówno stać stabilnie, jak i efektownie wysunąć się do przodu.
W środku obudowa podzielona jest na trzy komory. Skąd dwie, można się domyślać - każdy z 18-cm pracuje w swojej własnej. Ale trzecia wcale nie była potrzebna głośnikom wysokotonowym, które są zabezpieczone w konwencjonalny sposób - własnymi plastikowymi puszkami za układami magnetycznymi.
Wydzielono za to komorę na dole obudowy, która oczywiście pomniejsza objętość oddaną do dyspozycji samym głośnikom (ale być może potrzebna była właśnie nieco mniejsza), a także izoluje zwrotnicę, przymocowaną bezpośrednio do zainstalowanego na samym dole gniazda przyłączeniowego.
Gdyby w uproszczeniu traktować tandem wysokotonowy jako jedną "drogę", to Dali Mentor 6 byłby układem dwuipółdrożnym - zgodnie z oczekiwaniami, obydwa 17-cm głośniki są inaczej filtrowane, dolny filtrem dolnoprzepustowym "ustawionym" niżej niż górny.
Jednak dolny głośnik trudno nazwać niskotonowym, ponieważ aż do 800Hz pracuje on z takim samym poziomem jak górny, a i powyżej tłumiony jest bardzo delikatnie - ma więc swój udział w przetwarzaniu średnich częstotliwości.
To konfiguracja pośrednia między poznaną w Mi3 Audiovectora, gdzie dolny głośnik przetwarza tylko niskie częstotliwości, a rozwiązaniem z Focusa 220 Dynaudio, gdzie w ogóle darowano sobie różnicowanie zakresów obydwu głośników nisko-średniotonowych.
Taka jest też dodatkowa zaleta układów dwuipółdrożnych z punktu widzenia konstruktora - szeroki zakres możliwych sposobów tłumienia dolnego głośnika pozwala w dużym stopniu wpływać na kształt całej charakterystyki.
Głośniki nisko-średniotonowe mają membrany w kolorze brązowym, sugerującym zastosowanie mieszkanki długich włókien drewnianych i celulozowych - głośniki takie wprowadziła najpierw Vifa, i początkowo we współpracy z nią Dali przygotowało swoje pierwsze "drewniane" Euphonie, ale obecnie wprowadzane modele wyposażane są już chyba w głośniki produkowane własnymi siłami, ewentualnie z małą pomocą przyjaciół z Chin, na co wskazuje niespotykany gdzie indziej profil kosza, skądinąd nowoczesnego i bardzo ładnego - proszę zwrócić uwagę na biegnącą falą zewnętrzną krawędź górnego zawieszenia.
Smaczki, detale, efektownie, ale bez chamstwa. Cewki drgające są dość długie, co pozwoli na pracę przy dużych wychyleniach, ale mają niewielką średnicę - tylko 25-mm - co ograniczy moc termiczną, którą można do nich dostarczyć, ale zredukuje indukcyjność i poprawi balans między masą cewki a masą membrany, pozwalając głośnikowi przetwarzać szersze pasmo w kierunku wyższych częstotliwości.
To rozwiązanie diametralnie różne od dużych cewek stosowanych przez Dynaudio, o innym zestawie wad i zalet.
Ale najbardziej znamienny jest oczywiście tandem wysokotonowy. Gdyby spojrzeć tylko na ostatnie lata w historii firmy, to pomysł ten pojawił się wraz z Euphoniami.
Faktycznie został jednak wówczas odkurzony i zmodyfikowany, bo był stosowany w kilku konstrukcjach jeszcze dziesięć lat wcześniej, może ze zbyt małą determinacją, ale przede wszystkim nie w takiej formie, w jakiej audiofile byliby gotowi go zaakceptować - pierwotnie łączono bowiem tweeter wstęgowy z kilkucentymetrowym papierowym stożkiem, który trącił myszką.
Drugie podejście było już marketingowo lepszym strzałem - standardowa, nowoczesna jedwabna kopułka, a do tego jeszcze finezyjna wstążka - to brzmi dobrze, a w każdym razie wydaje się, że powinno.
Jednak połączenie dwóch tweeterów zawsze jest ryzykowne i wymaga dużych umiejętności, bo łączymy głośniki przetwarzające bardzo krótkie fale, narażając charakterystykę na zapadłości wynikające z fazowych nieporozumień między nimi; w zamian mamy dostać to, co najlepsze z każdego z głośników.
Jedwabna kopułka ma średnicę 28mm, więc byłaby zdolna pracować aż do samego skraju pasma akustycznego, a może nawet dalej, jednak powyżej 12kHz pałeczkę przejmuje 4,5-cm przetwornik wstęgowy. Ile w tym prawdziwego przekonania o zaletach takiego rozwiązania, a ile marketingu i propagandy, od konstruktora się nie dowiemy, ale przynajmniej sprawdzimy, jak to działa - słuchając i mierząc.
Odsłuch
Brzmienie Dali Mentorów 6 jest konsekwentnym rozwinięciem brzmienia tańszych Ikonów 6; niby nie ma w tym nic zaskakującego, bo i od strony konstrukcyjnej obydwa modele mają wiele wspólnego, ale ten fakt wypada potwierdzić - bo może być ważny przede wszystkim dla tych, którzy zainspirowani charakterystyką Mentorów 6, nie mają jednak do wydania 9000zł, a jedynie połowę tej kwoty.
Oczywiście nie kupią dokładnie tego samego, ale profil tonalny, lekko rozjaśniony, i płynąca stąd wybitna świeżość, ale także plastyczność średnicy są bardzo podobne i wyróżniają styl dwuipółdrożnych Dali wśród konkurentów - na obydwu pułapach cenowych.
Mentory są bardziej wyrafinowane, oferują większą precyzję i rozdzielczość, co przekłada się też na dokładniejszy rysunek sceny, chociaż byłoby niesprawiedliwe twierdzić, że aspekty te kulały w przypadku Ikonów 6.
Witalny, soczysty, jasny, ale w bardzo zręczny sposób wolny od ostrości dźwięk. Koncept wysokotonowego tandemu kopułki i wstążki z teoretycznego punktu widzenia jest dyskusyjny, ale trzeba przyznać, że w praktyce działa doskonale.
Powietrze, oddech, odczucie naturalnej akustyki i przestrzeni generowane są na pewno w dużym stopniu właśnie dzięki klasie wysokich tonów. To coś naprawdę specjalnego, tylko w wykonaniu Dali.
Scena jest szeroka, dźwięk oderwany od kolumn i wielopłaszczyznowy. W porównaniu do Mi3 bas jest mniej wyrywny, delikatniejszy i okrąglejszy, może ciut bardziej przechylony w stronę miękkości niż twardości, ale zasadnicza kontrola jest w porządku, rytm nie zwalania, nie jest jednak mocno nabijany, czym lubiły popisywać się Mi3.
Za to niskie tony z Mentorów 6 są bezbłędnie czyste, wolne od przydudnień. średnica jest i plastyczna, i nawet soczysta, a jednak dość lekka, co w tym przypadku daje przyjemne wrażenie otwartości, a nie zubożenia i braku wypełnienia. Wokaliści wydają się młodsi, ale nie wysuszeni i chimeryczni.
Dynaudio osiągają nadzwyczajną spójność i wyczucie planów, Dali grają swobodnie i otwarcie, w bardzo naturalny sposób wchodząc na wysoki poziom detaliczności.